Neal Stephenson - Peanatema

Здесь есть возможность читать онлайн «Neal Stephenson - Peanatema» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2009, ISBN: 2009, Издательство: Mag, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Peanatema: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Peanatema»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Stephenson opisał tu badaczy, filozofów, naukowców, którzy zostali zamknięci w zakonach i pozbawieni dostępu do komputerów, akceleratorów cząstek oraz reszty niezbędnego ustrojstwa, lecz nie zaprzestali swoich badań. Opracowali nowe metody pracy, równie dobre, a może nawet lepsze od starych, bo działające wyłącznie w oparciu o wszechstronne możliwości psychofizycznego instrumentarium człowieka. Tym samym Stephenson zdaje się mówić wprost — jedyną technologią, którą warto rozwijać jest człowiek.

Peanatema — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Peanatema», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Kiedy zegar wybijał dziewiątą, stałem — w oficjalnie udrapowanym zawoju z kapturem — za mostem prowadzącym do Bramy Roku, a jej blankowany bastion wznosił się na wprost mnie. Most i brama przypominały te znane mi z matemu dziesięcioletniego, były jednak dwa razy większe i o wiele bardziej ozdobne. W pierwszym dniu apertu na placu, który widziałem teraz po drugiej stronie, czterystu ludzi przywitało wiwatami swoich przyjaciół i krewnych, kiedy ci o świcie wybiegli z matemu po rocznym odosobnieniu.

Tego ranka grupa liczyła jakieś dwa tuziny turystów. Jedną trzecią stanowiły dziesięciolatki w mundurkach religijnego suwinu bazyjskiego — tak przynajmniej zakładałem, widząc, że ich nauczycielka nosi zakonny habit. Poza tym stawiła się typowa mieszanka miastowych, rzemieślników i slogów. Tych ostatnich rozpoznawałem z daleka. Byli ogromni. Niektórzy rzemieślnicy i miastowi też byli wysocy i barczyści, ale próbowali to maskować ubiorem. Bieżąca moda kazała slogom nosić sportowe bluzy (w jasnych kolorach, z numerem na plecach), nadmiernie obszerne — tak żeby szwy, które powinny znaleźć się na ramionach, wypadały na wysokości łokci — i bardzo długie, bo sięgające aż do kolan. Spodnie mieli za długie na szorty i za krótkie na prawdziwe spodnie: wystawały na szerokość dłoni spod bluzy, odsłaniając kilka cali masywnej łydki ginącej w ogromnych, grubo watowanych buciorach. Na głowach nosili ozdobione logo różnych napitków kaptury, których luźne końce zwisały im na plecy. Ciemnych okularów nie zdejmowali nawet w zamkniętych pomieszczeniach.

Ale wyróżniało ich nie tylko ubranie. Moda dyktowała im także sposób poruszania się (chodzili kolebiącym się, niespiesznym krokiem), a nawet stania bez ruchu (przyjmowali przesadnie wyluzowaną pozę, która mnie wydawała się w dziwny sposób nieprzyjazna). Z daleka więc zorientowałem się, że w dzisiejszej grupie mam czterech slogów. Nie przejąłem się tym, bo przez poprzednie dziewięć dni goście nie sprawiali najmniejszych problemów, a fraa Delrakhones uznał, że trafiliśmy na okres, w jakim slogowie wyznają całkiem nieszkodliwą ikonografię. Byli znacznie mniej groźni niż przybierane przez nich pozy.

Cofnąłem się na szczyt przęsła, żeby znaleźć się nieco powyżej nich, i kiedy uformowali się w grupę, przywitałem wszystkich i się przedstawiłem. Dzieci z suwinu stanęły z przodu, w równym szeregu. Slogowie trzymali się z tyłu, nieco na uboczu, jakby chcieli w ten sposób dodatkowo podkreślić swoje nieprzeciętne wyluzowanie; bawili się piszczkami i popijali wodę z cukrem z wielkich jak wiadra kubków. Dwóch spóźnialskich dopiero szło przez plac, zacząłem więc powoli, żeby za dużo nie stracili.

Nauczyłem się nie oczekiwać przesadnie wielkiej koncentracji ze strony słuchaczy, toteż po pokazaniu im sadu drzew arkuszowych oraz rozciągających się za rzeką kłębów przeprowadziłem ich przez most do wnętrza matemu unarystów. Obeszliśmy trójkątny blok czerwonego kamienia, pokryty wyrytymi imionami fraa i suur, których szczątki pod nim pochowano. Nie rozmawialiśmy o nim, dopóki ktoś z gości nie zapytał wprost — taką przyjęliśmy politykę. Dzisiaj nikt nie zainteresował się kamieniem, więc udało mi się uniknąć niezręcznego tematu.

Trzecia Łupież rozpoczęła się od tygodniowego oblężenia koncentu. Mury były stanowczo za długie, żeby mogła ich bronić tak nieliczna obsada, toteż trzeciego dnia decenaryści i centenaryści złamali Dyscyplinę i wycofali się do matemu jednorocznego, w którym łatwiej było odpierać ataki: miał mniejszy obwód, a gdzieniegdzie przystępu do niego broniły przeszkody wodne. Tysięcznicy, rzecz jasna, byli bezpieczni w swoim skalnym gnieździe.

Po dwóch tygodniach stało się jasne, że państwo sekularne nie zamierza przyjść koncentowi z odsieczą. Pewnego dnia, przed świtem, większość obrońców zgromadziła się przy Bramie Roku, otworzyła ją i w formacji klina wypadła na plac, spychając zaskoczonych napastników w głąb miasta. Przez godzinę deklaranci łupili składy i magazyny, zabierając lekarstwa, witaminy, amunicję oraz wszelkie minerały i chemikalia niedostępne w koncencie. Potem zrobili coś, co jeszcze bardziej zdumiało oblegających: zamiast po prostu uciec, sformowali kolejny klin (teraz już znacznie mniejszy), przebili się przez plac i schronili z powrotem za bramą matemu. Zatrzymali się dopiero po drugiej stronie mostu, który natychmiast wysadzono w powietrze. Tam porzucili całą zdobycz i osunęli się na ziemię. Pięciuset rozpoczęło tę wycieczkę. Trzystu wróciło, z czego dwustu zmarło natychmiast po powrocie na skutek odniesionych ran. Ten granitowy klin był ich kurhanem. Wszystko, co przynieśli, posłano tysięcznikom. Reszta koncentu padła następnego dnia, a tysięcznicy przetrwali samotnie w swoim gnieździe następne siedemdziesiąt lat. Na całym świecie jeszcze tylko dwa matemy tysiącletnie wyszły cało z Trzeciej Łupieży, nietknięte i nie splądrowane. Było natomiast sporo takich, z których ostrzeżeni w porę deklaranci zdążyli uciec, zabierając tyle ksiąg, ile tylko zdołali unieść, i przeżyli następne dziesięciolecia w różnych odludnych miejscach.

Pomnik miał kształt klina skierowanego nie na zewnątrz, w stronę miasta, lecz do środka, gdzie znajdował się zegar. W ten sposób podkreślono, że ci, którzy pod nim spoczywają, wrócili.

Pięćdziesiąt kroków od jego wierzchołka rozpoczynała się Droga Hylaejska, druga (obok tumu) architektoniczna dominanta koncentu. Wybudowano ją bardziej w stylu bazyjskim niż matemowym, budynki raczej rozpościerały się w poziomie, zamiast strzelać pod niebo, co upodabniało je do bazyjskich ark, tradycyjnie szerokich i rozległych, żeby wszystkich przygarnąć.

Przytrzymałem drzwi dwójce spóźnialskich i zamknąłem je za nimi, zadowolony — nawet bardzo — że w grupie nie ma Barba. Przez pierwsze dwa dni apertu syn Quina uczestniczył prawie we wszystkich możliwych wycieczkach. Najpierw zapamiętywał słowo w słowo wszystko, co powiedzieli przewodnicy, potem zadawał otępiającą liczbę pytań, aż w końcu zaczynał pouczać i poprawiać fraa i suur, którzy się w czymś pomylili, oraz rozwijać te ich wypowiedzi, które uznał za zbyt lakoniczne. Co sprytniejsi przewodnicy wyszukiwali mu przeróżne zajęcia, ale nie był w stanie na niczym dłużej się skupić i od czasu do czasu wyrywał się z kolejnymi uwagami. Quin i jego eks-żona nie mieli chyba nic przeciwko temu, że przez cały dzień przesiaduje w koncencie, czym niedwuznacznie dawali nam do zrozumienia, że chcieliby, żeby został kolektantem.

Architekci Drogi Hylaejskiej trochę zagrali gościom na nosie: majestatyczny portal prowadził do wnętrza, które było zdumiewająco małe i ciemne; przypominało trochę labirynt, z tą różnicą, że nie było nawet w przybliżeniu tak skomplikowane. Ściany i podłogi wyłożono płytami zielonobrunatnego łupku, wydobywanego w kamieniołomie fascynującym naturalistów ze względu na niezwykłą liczbę znajdowanych w nim skamielin. O tym właśnie opowiadałem swoim gościom, kiedy czekaliśmy, aż wzrok przyzwyczai nam się do półmroku, a kiedy zaczęli rozeznawać kształty, zachęciłem ich do obejrzenia wmurowanych w ściany okazów. Ci, którzy zapobiegliwie przynieśli jakieś źródła światła — głównie dzieci z suwinu i emerytowani miastowi — rozproszyli się po komnacie. Zakonnica miała ze sobą plan pomieszczenia, podpowiadający jej, gdzie szukać najbardziej niezwykłych skamieniałości. Ja zaś wziąłem koszyk z latarkami i zacząłem je rozdawać wszystkim chętnym. Niektórzy zbywali mnie machnięciem ręki; najprawdopodobniej byli antybazyjskimi fundamentalistami, wierzącymi, że Arbre została stworzona od razu w obecnym kształcie niedługo przed narodzinami Cnoüsa, i tę część wycieczki postanowili demonstracyjnie zignorować, aby w ten sposób wyrazić swój sprzeciw. Kilka osób miało w uszach słuchopąki i słuchało nagranego na piszczku komentarza. Slogowie patrzyli na mnie obojętnie i nie reagowali na propozycję wypożyczenia latarek. Zauważyłem, że jeden z nich ma rękę na temblaku, ale dopiero po chwili skojarzyłem, co to znaczy, i wyciągnąłem oczywisty wniosek: to oni napadli Lio i Arsibalta. W oficjalnie udrapowanym zawoju (który z łatwością można mi było ściągnąć na oczy) czułem się bezradny jak dziecko. Zacząłem żałować, że nie zapoznałem się lepiej z eksperymentami Lio.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Peanatema»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Peanatema» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Neal Stephenson - Cryptonomicon
Neal Stephenson
Neal Stephenson - Reamde
Neal Stephenson
libcat.ru: книга без обложки
Neal Stephenson
libcat.ru: книга без обложки
Neal Stephenson
Neal Stephenson - Anathem
Neal Stephenson
Neal Stephenson - Zodiac. The Eco-Thriller
Neal Stephenson
libcat.ru: книга без обложки
Neal Stephenson
libcat.ru: книга без обложки
Neal Stephenson
libcat.ru: книга без обложки
Neal Stephenson
Neal Stephenson - The Confusion
Neal Stephenson
Отзывы о книге «Peanatema»

Обсуждение, отзывы о книге «Peanatema» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x