Fraa Orolo — stary i mądry — zaniepokoił się, zesztywniał i odął usta. Ja zaś, nie będąc ani starym, ani mądrym, zapytałem wprost:
— A co to ma niby znaczyć?
Dłoń Orola zacisnęła się na moim nadgarstku, uniemożliwiając mi notowanie. Miałem wrażenie, że drugą ręką najchętniej zatkałby Quinowi usta. Na razie jednak rzemieślnik mówił dalej:
— Megamatryca, redukcja drgań, dynazoom… Szpilołap z takimi funkcjami mógłby zajrzeć w każdy zakamarek tumu, nawet na drugą stronę ekranów. Tak w każdym razie twierdzą…
— Mistrzu Quin! — zagrzmiał fraa Orolo tubalnie, przyciągając uwagę wszystkich gości w bibliotece. Zniżył głos. — Obawiam się, że za chwilę powiesz nam coś, czego twój przyjaciel Flec dowiedział się od itów. Dlatego czuję się w obowiązku przypomnieć ci, że nasza Dyscyplina tego zakazuje.
— Przepraszam. Łatwo się w tym pogubić.
— Istotnie.
— No dobrze, zapomnijcie o szpilołapie. Jeszcze raz przepraszam. O czym mówiliśmy?
— O Niebiańskim Strażniku. — Fraa Orolo wyraźnie się odprężył i wreszcie puścił mój nadgarstek. — Ja ze swojej strony chciałbym tylko ustalić, czy jest odrzuconym, który z czasem został mistagogiem, czy tylko zwykłym potrząsaczem butelek. Ci pierwsi potrafią być niebezpieczni.
Kefedokhles:(1) Fid z Oritheny, który przeżył erupcję Ecby i został jednym z Czterdziestu Pomniejszych Pielgrzymów. W podeszłym wieku zaczął bywać na peryklinie, chociaż niektórzy uczeni uważają, że musiał to być jego syn lub po prostu imiennik. Pojawia się jako postać drugoplanowa w licznych klasycznych dialogach, z których najsłynniejszy jest Uraloabus, gdzie jego wtrącona w odpowiednim momencie przydługa dygresja pozwala Thelenesowi (Uraloabus swoim bezlitosnym sarkazmem rzucił go na kolana) odzyskać równowagę, zmienić temat i rozpocząć systematyczne unicestwianie myśli sfenickiej, które zajmuje trzecią część dialogu i kończy się publicznym samobójstwem tytułowego bohatera. Z pielgrzymiego etapu życia Kefedokhlesa do naszych czasów przetrwały trzy dialogi, z okresu jego kariery na peryklinie — osiem. Nie można odmówić mu talentu, sprawia jednak wrażenie nieznośnie zarozumiałego i pedantycznego (stąd też znaczenie 2). (2) Nieznośnie zarozumiały i pedantyczny interlokutor.
— Słownik, wydanie czwarte, 3000 p.r.
— Rozumiem, o co chodzi z tymi odrzuconymi-mistagogami — powiedziałem później fraa Orolowi. Siedzieliśmy w kuchni przy refektarzu; ja kroiłem marchewkę, on ją zjadał. — Domyślam się również, dlaczego mogą być niebezpieczni: kipią gniewem, chcą wrócić do miejsca, gdzie obłożono ich peanatemą, i wyrównać rachunki.
— Zgadza się. Właśnie dlatego ja i Quin spędziliśmy całe popołudnie u Protektora.
— Ale kto to jest potrząsacz butelek?
— Wyobraź sobie szamana w społeczności, która nie umie wytwarzać szkła. Morze wyrzuca na brzeg szklaną butelkę i okazuje się, że ma ona zdumiewające właściwości. Szaman zatyka ją na kiju i wymachując nią, przekonuje współplemieńców, że część tych cech spłynęła na niego.
— Potrząsacze nie są niebezpieczni?
— Nie. Zbyt łatwo można im zaimponować.
— A co ze slogami, którzy zjedli wątrobę saunta Bly’a? Im jakoś nie zaimponował.
Chcąc ukryć uśmiech, fraa Orolo udał, że zaintrygował go jeden z ziemniaków.
— Celna uwaga, ale nie zapominaj, że saunt Bly mieszkał na odosobnionym wzgórzu. Sam fakt odrzucenia odseparował go od artefaktów i rytów, które najbardziej imponują społeczeństwom wytwarzającym potrząsaczy.
— Co z Protektorem postanowiliście?
Po sposobie, w jaki fraa Orolo rozejrzał się po kuchni, zorientowałem się, że powinienem być bardziej dyskretny.
— Podczas apertu należy się spodziewać dodatkowych środków ostrożności.
— Państwo sekularne przyśle…? — Zniżyłem głos. — Sam nie wiem…
— Roboty z paralizatorami? Szwadrony konnych łuczników? Pojemniki z gazem usypiającym?
— Coś w tym rodzaju.
— To zależy od tego, jak bardzo Niebiańska Straż upodobniła się do gryzipiórków. — Fraa Orolo lubił nazywać przedstawicieli państwa sekularnego gryzipiórkami. — A to bardzo trudno stwierdzić. Ja w ogóle się na tym nie znam, ale to właśnie do rozwiązywania takich problemów powołano urząd Protektora. Jestem pewien, że fraa Delrakhones w tej chwili łamie sobie nad tym głowę.
— Czy to się może skończyć… no wiesz…
— Łupieżą? Lokalną albo powszechną? Gdyby miało dojść do Czwartej Powszechnej, do fraa Delrakhonesa na pewno dotarłyby jakieś plotki od innych Protektorów. Nawet lokalna Łupież wydaje się mało prawdopodobna. Nie zdziwiłbym się, gdyby w Dziesiątą Noc wybuchło małe zamieszanie, ale to właśnie dlatego przed apertem wynosimy wszystkie ważne rzeczy do labiryntów.
— W rozmowie z Quinem wspomniałeś, że radykalne zmiany extramuros dwukrotnie doprowadziły do Łupieży — zauważyłem.
Orolo zwlekał z odpowiedzią.
— Tak? — powiedział w końcu, ale zanim zdążyłem zareagować, zrobił wesołą minę, jaką zawsze próbował rozweselić znudzonych fidów w kredowni. — Chyba nie przejmujesz się na serio groźbą Czwartej Powszechnej, co?
Zamordowałem kolejną marchewkę i trzy razy wymamrotałem pod nosem Grabie Diaksa.
— Trzy Łupieże Powszechne przez trzy tysiące siedemset lat to niezły wynik — ciągnął Orolo. — W świecie sekularnym statystyki wyglądają znacznie gorzej.
— Trochę się przejmuję — przyznałem. — Ale nie o to chciałem zapytać, zanim naskoczyłeś na mnie jak Kefedokhles.
Orolo nie odpowiedział — być może dlatego, że ściskałem w garści duży nóż. Byłem zmęczony i rozdrażniony. Nieco wcześniej zrobiłem w swojej sferze wgniecenie, przez co upodobniła się do kosza, i wyszedłem z nią na kłęby przy klauzurze — tylko po to, by stwierdzić, że zostały do czysta oskubane z warzyw. W poszukiwaniu produktów do gulaszu musiałem przejść na drugą stronę rzeczki i złupić kłęby rozciągające się między nią i murem.
Wziąłem do ręki marchewkę, której zdobycie kosztowało mnie tyle zachodu, i wycelowałem nią w niebo.
— Ty opowiadałeś mi tylko o gwiazdach — powiedziałem. — Historii uczyłem się od innych, głównie od fraa Corlandina.
— Pewnie powiedział ci, że to my byliśmy winni Łupieży — dodał Orolo, kładąc na „my” specyficzny akcent, którym sugerował, że ma na myśli wszystkich deklarantów w historii, począwszy od Matki Cartas.
Zdarzało się czasem, że kiedy pogadywałem sobie z Ostogłowym, wyciągał przed siebie rękę i szturchał mnie od niechcenia w obojczyk, a ja zaczynałem rozpaczliwie machać rękami, łapiąc równowagę; wiedziałem, że jeszcze jedno takie pchnięcie i wyrżnę jak długi. W taki ujmujący sposób Lio dawał mi do zrozumienia, że przyjąłem złą postawę, niezalecaną w jego księgach opisujących dron. Zawsze uważałem, że to bzdura, ale moje ciało swoją przesadną reakcją potwierdzało jego spostrzeżenia. Kiedyś podczas takiego wymachiwania rękami naciągnąłem sobie mięsień grzbietu. Bolał mnie potem przez trzy tygodnie.
Zdanie wypowiedziane przez Orola w podobny sposób wytrąciło z równowagi mój umysł — a ja w podobnie przesadny sposób zareagowałem. Poczerwieniałem na twarzy, serce zaczęło mi bić szybciej. Czułem się jak uczestnik dialogu, którego Thelenes właśnie sprowokował do palnięcia jakiejś głupoty i zaraz zacznie go szatkować jak marchewkę na desce do krojenia.
— Przecież po każdej Łupieży następowały reformy, prawda? — spytałem.
Читать дальше