Kim Robinson - Zielony Mars

Здесь есть возможность читать онлайн «Kim Robinson - Zielony Mars» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zielony Mars: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zielony Mars»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Kontynuacja 3-tomowego cyklu o kolonizacji Czerwonej Planety. W pierwszej części, zatytułowanej Czerwony Mars, autor przedstawił technologiczne aspekty ogromnego przedsięwzięcia i jego implikacje społeczne. Bohaterowie drugiej części cyklu przystępują do terraformowania planety. Minęło całe pokolenie, od kiedy pierwsi osadnicy pojawili się na Marsie. Teraz próbują przeobrazić w zielony raj czerwoną, kamienną pustynię. Od tej chwili, niczym za sprawą jakiegoś sekretnego impulsu, wszechogarniająca zielona siła mknęła jak błyskawica i wkrótce cały Mars pulsował już od viriditas. Trzecia część trylogii to Błękitny Mars.

Zielony Mars — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zielony Mars», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Za to czas jego lotu wynosił zaledwie trzy miesiące. Dlatego też Art postanowił uzbroić się w cierpliwość: prowadził spokojny tryb życia i głównie oglądał telewizję, koncentrując się na filmach dokumentalnych, dotyczących Marsa. Posiłki spożywał w jadalni, podobnej do tych z wielkich liniowców oceanicznych z lat dwudziestych XX wieku, i trochę grał w kasynie, które stylizowane było na te z Las Vegas z lat siedemdziesiątych tego samego wieku. Przeważnie jednak spał i oglądał telewizję, aż w końcu te dwie czynności stopiły mu się w jedną, tak że często bardzo realistycznie śnił o Marsie, natomiast oglądane filmy zdawały mu się niemal nierealne w swej logice. Obejrzał słynne wideokasety z debatą Russell-Clayborne i w nocy przyśniło mu się, że sam bez powodzenia spiera się z Ann Clayborne, która, tak samo zresztą jak na kasetach, wyglądała jak żona farmera z „Amerykańskiego Gotyku”, tylko jeszcze bardziej wychudzona i surowa. Kolejny filmik, nakręcony przez bezzałogowy, zdalnie sterowany samolot, także poruszył go do głębi: samolot ześlizgnął się ze zbocza jednego z dużych urwisk Marineris i spadał przez prawie minutę, zanim się znowu poderwał, a potem opadł nisko na dno kanionu pokryte mieszaniną skał i lodu. W następnych tygodniach Art wielokrotnie śnił, jak sam wykonuje taką ewolucję i budził się tuż przed samym zderzeniem. Wiedział, co oznaczają tego rodzaju sny: najwyraźniej podświadomie wyczuwał, że decyzja lotu na Marsa była błędem. Otrząsał się z tych myśli, zjadał śniadanie, po czym przez wiele godzin trenował chodzenie w odmiennej grawitacji. Poza tym pozostawało mu tylko czekać. Pomyłka czy nie, już ją popełnił.

Przed odlotem Fort przekazał mu system szyfrowania informacji i poinstruował, aby regularnie wysyłał raporty, jednak w czasie lotu Art doszedł do wniosku, że niewiele ma do przekazania. Obowiązkowo przesyłał więc tylko miesięczny raport, każdy tej samej treści: „Lecimy. Na razie chyba wszystko w porządku”. Przez całą podróż nie otrzymał żadnej odpowiedzi.

Nieco później obserwowany codziennie Mars zaczął osobliwie puchnąć, niczym rzucona na telewizyjne ekrany pomarańcza i wkrótce potem Arta zaczęło dręczyć kolejne nieprzyjemne doświadczenie — bardzo gwałtowne hamowanie aerodynamiczne wgniotło pasażerów w tapczaniki grawitacyjne, a następnie w fotele promowe. Art jednakże bez problemów — niczym weteran — przeżył to spłaszczające zwalnianie statku. Po tygodniu ciągłej rotacji na orbicie wahadłowiec zadekował na Nowym Clarke’u. Na Clarke’u ciążenie było bardzo niewielkie — ledwie utrzymywało ludzkie stopy na podłodze — a Mars wydawał się znajdować tuż nad głową. Wówczas Art ponownie zaczął cierpieć na chorobę kosmiczną. A musiał czekać całe dwa dni na swoje miejsce w wagoniku kosmicznej windy.

Wagoniki okazały się wąskimi, wysokimi pomieszczeniami, które, po brzegi wypełnione pasażerami, przez pięć dni zjeżdżały w szybkim tempie. Początkowo panowała w nich grawitacja niemal zerowa, która dopiero w dwóch ostatnich dniach zaczęła się zwiększać, aż wagonik windy zwolnił i opuścił się łagodnie do urządzenia odbiorczego zwanego „gniazdem”, nieco na zachód od Sheffield, na wierzchołku Pavonis Mons. Wtedy ciążenie stało się mniej więcej takie, jak w grawitacyjnym pierścieniu „Ganesha”. Art jednak po tygodniu zmagań z objawami choroby kosmicznej był całkowicie wyczerpany, toteż kiedy otworzyły się drzwiczki wagonika windy i pasażerów skierowano na zewnątrz, do budynku bardzo przypominającego lotniczy terminal, złapał się na tym, że ledwie może chodzić. Ze zdziwieniem skonstatował, jak bardzo mdłości potrafią człowiekowi odebrać chęć do życia. Uświadomił sobie też, że tego dnia minęły właśnie cztery miesiące od dnia, kiedy otrzymał faks od Williama Forta.

Podróż z „gniazda” do właściwego Sheffield odbywała się kolejką podziemną, ale Art czuł się zbyt kiepsko, aby podziwiać widoki, nawet gdyby było co podziwiać. Wysiadł, osłabiony, zaniepokojony i spięty, jednak żywo ruszył za kimś z Praxis w dół wysokim korytarzem, a w przydzielonym mu małym pokoiku rzucił się z wdzięcznością na łóżko. Kiedy leżał, marsjańska grawitacja wydała mu się niebiańsko solidna, więc po chwili zasnął.

Gdy się obudził, nie mógł sobie przypomnieć, gdzie się znajduje. Rozejrzał się po pomieszczeniu i zupełnie zdezorientowany usiłował dociec, dokąd poszła Sharon i dlaczego ich łóżko tak bardzo się zmniejszyło. Potem przypomniał sobie wszystkie przeszłe wydarzenia i już wiedział. Był na Marsie.

Jęknął na tę myśl i usiadł. Było mu gorąco. Czuł się osobliwie, jakby oderwany od własnego ciała i wydawało mu się, że wszystko wokół niego lekko pulsuje, chociaż światła w pokoju zdawały się świecić normalnie. Ścianę naprzeciw drzwi pokrywały draperie. Wstał, podszedł do nich i rozsunął je jednym pociągnięciem.

— O rany! — zawołał, po czym odskoczył. Ocknął się po raz drugi, a przynajmniej takie odniósł wrażenie.

To, co zobaczył, skojarzyło mu się z widokiem z okna samolotu. Przed jego oczyma rozciągała się bowiem nieskończona, otwarta przestrzeń, widoczne było niebo i słońce o wyglądzie kropelki lawy. Pod tym niebem rozciągała się w oddali płaska kamienna równina — płaska, a jednocześnie zaokrąglona, jak gdyby leżała na dnie ogromnego kolistego urwiska. Była tak bardzo, tak nadzwyczajnie krągła, że wydawała się nienaturalna. Trudno było oszacować, jak odległe jest przeciwległe zbocze tej skalnej ściany. Samo urwisko widać było świetnie, natomiast znajdujące się na przeciwległym stożku obserwatorium przypominało budowlę, która mogłaby się zmieścić na główce od szpilki.

Art wywnioskował, że musi to być kaldera Pavonis Mons. Wylądowali przecież w Sheffield, co do tego nie mogło być najmniejszych wątpliwości. Zatem do tego obserwatorium po przeciwnej stronie kręgu było jakieś sześćdziesiąt kilometrów, jak przypomniał sobie z oglądanych dokumentalnych filmów wideo; odległość do dna wynosiła natomiast pięć kilometrów. Wszystko, co leżało pomiędzy, wyglądało na całkowicie martwe, kamienne, nietknięte ludzką stopą i odwieczne — wulkaniczna skała tak obnażona, jak gdyby ostygła zaledwie tydzień wcześniej, bez najdrobniejszego śladu ludzkiej bytności, bez żadnego śladu terraformowania. Świat ten musiał dokładnie tak wyglądać dla Johna Boone’a pół wieku wcześniej, pomyślał. Był tak samo… obcy. I tak samo rozległy. Podczas powrotu z Teheranu, wiele lat temu, Art obserwował kaldery Etny i Wezuwiusza, dwa kratery dość spore jak na ziemskie standardy, ale — uświadomił sobie — można by tysiąc ich wrzucić bez śladu w ten ogromny krater, w to coś, w tę marsjańską dziurę…

Zasunął draperie i powoli się ubrał, a jego usta nieświadomie ułożyły się w lejek o kształcie tej absolutnie nieziemskiej kaldery.

Przyjazna przewodniczka z Praxis, imieniem Adrienne. była wystarczająco wysoka, aby wyglądać na rodowitą Marsjankę, a jednocześnie miała silny akcent australijski. Przyszła po Arta i zabrała go wraz z pół tuzinem innych nowo przybyłych na wycieczkę po mieście. Okazało się, że ich pokoje znajdują się na najniższym poziomie miasta, chociaż poziom ten nie miał już długo pozostawać najniższym: obecnie w Sheffield prowadzono wykopy we wszystkich możliwych miejscach, aby zbudować jak najwięcej pomieszczeń z widokiem na kalderę, która tak bardzo zaniepokoiła Arta.

Wjechali windą prawie pięćdziesiąt pięter, a następnie wysiedli i znaleźli się w holu lśniącego nowego biurowca. Wyszli dużymi obrotowymi drzwiami na zewnątrz, wyłaniając się na szerokim trawiastym bulwarze, po czym ruszyli nim przed siebie, wśród niskich, szerokich budynków z dużymi oknami. Budowle pokryte były wypolerowanym kamieniem, a oddzielały je od siebie wąskie, porosłe trawą, boczne uliczki i duża ilość placów budów; sporo budynków znajdowało się ciągle w rozmaitym stadium budowy. Za jakiś czas miało to być naprawdę piękne miasto, z budynkami w większości trzy — i czteropiętrowymi, które stawały się coraz wyższe, im bardziej na południe szli zwiedzający, oddalając się od stożka kaldery. Zielone aleje były zatłoczone ludźmi, a co jakiś czas po wąskich szynach, również umieszczonych w niewysokiej trawie, przejeżdżał szybko mały tramwaj. W mieście wszechobecna była atmosfera krzątaniny i podniecenia, wyzwolona bez wątpienia pojawieniem się nowej windy. Miasto z przyszłością.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zielony Mars»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zielony Mars» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Kim Robinson - Blauer Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Grüner Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Roter Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Błękitny Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Mars la bleue
Kim Robinson
Kim Robinson - Mars la verte
Kim Robinson
Kim Robinson - Mars la rouge
Kim Robinson
Kim Robinson - Red Mars
Kim Robinson
libcat.ru: книга без обложки
Kim Robinson
Kim Robinson - Blue Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Green Mars
Kim Robinson
Kim Stanley Robinson - Green Mars
Kim Stanley Robinson
Отзывы о книге «Zielony Mars»

Обсуждение, отзывы о книге «Zielony Mars» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x