— Oczywiście, zrobimy ci — odpowiada Nanak i przywołuje windę zjeżdżającą w puste serce statku, gdzie dokonuje swoich metamorfoz.
— Zajęte jesteś? — pyta Tal, aby ukryć niepokój.
Winda otwiera się na mahoniowy korytarz z mosiężnymi drzwiami. Tal spędziło miesiąc za jednym z nich, świrując od środków przeciwbólowych i immunosupresyjnych, podczas gdy jego ciało powoli godziło się z tym, co zrobiły z nim operujące roboty. Prawdziwy obłęd nadszedł, gdy białkowe chipy podłączone do jego rdzenia przedłużonego rozpakowały swój kod i zaczęły nadpisywać cztery miliony lat biologicznego imperatywu.
— Mam dwóch pacjentów — mówi Nanak. — Jeden czeka — śliczny, mały Malaj, ale mocno nerwowy, w każdej chwili może zwiać, byłaby wielka szkoda — i jednego na pooperacyjnej. Wygląda na to, że zgarniamy coraz więcej transseksów w starym stylu, więc nasza renoma zaczyna wychodzić poza branżę, ale mnie się to tak średnio podoba. To rzeźnictwo. Zero finezji.
Ale będą za to płacić, tak jak płaci Tal: dziesięć procent z góry i miesięczne raty przez większość życia. Kredyt pod zastaw ciała.
— Tal — mówi łagodnie Nanak. — Nie do tej, chodź tutaj. — Tal stwierdza, że trzyma dłoń na klamce sali operacyjnej. Nanak natomiast otwiera drzwi kliniki. — Przecież tylko na kontrolę, ćo ćuit. Nawet nie musisz się rozbierać.
Tal jednak zrzuca buty i wyślizguje się z chłodnego ubrania, zanim położy się na białym, miękko wyściełanym stole. Mruga, onieśmielone, gdy Nanak krząta się przy rekalibracji skanera. Przypomina sobie, że Nanak, dobry doktor, nie ma nawet szkoły pielęgniarskiej. Jest po prostu pośrednikiem, sztauerem chirurgii. Tal zostało rozebrane na części i poskładane z powrotem przez roboty, mikromanipulatory, grube na jedną cząsteczkę skalpele sterowane przez chirurgów w Brazylii. Talenty Nanaka leżą w podejściu do chorego i umiejętności znajdowania najlepszych medyków po najlepszych cenach, gdy tylko na globalnym rynku otwiera się jakaś luka.
— No, baba, powiedz Nanakowi: naprawdę sprowadza cię tu medycyna czy chciałoś się rozejrzeć po scenie w Patnie? — pyta Nanak, zakładając hoeka za swoje pokaźne ucho.
— Nanak, ja jestem neutko pracujące, robię karierę, pamiętasz? W trzy miesiące zostałom kierownikiem sekcji. Za rok będę szefem całego show.
— To będziesz mogło przyjechać do mnie i kupić całe nowe komplety emotyków — mówi Nanak. — Mam nowy towar, prosto z mikserów. Dobre rzeczy. Bardzo dziwne. No dobra. Gotowe. Po prostu oddychaj normalnie.
Kreśli dłonią mudrę i półkola białego metalu wysuwają się z podstawy łóżka, zamykając w pierścień wokół stóp Tala. Mimo polecenia, Tal czuje, że wstrzymuje oddech, gdy skaner zaczyna pielgrzymkę w górę ciała. Zamyka oczy, gdy świetlny pierścień prześlizguje mu się nad krtanią, i stara się nie wyobrażać sobie tego drugiego stołu, za tamtymi drzwiami. Tamten stół to nie stół, ale żelowa leżanka w zbiorniku pełnym robotów.
Leżało na tamtym stole, znieczulone o włos od śmierci, z odruchami autonomicznymi przełączonymi na aeai kontrolującą pompowanie płuc, bicie serca, obieg krwi. Tal nie pamięta, jak opadło i zamknęło się wieko zbiornika, wypełniając go jeszcze większą ilością znieczulającego żelu pod ciśnieniem. Może sobie to jednak wyobrażać — i to wyobrażenie stało się już wspomnieniem: pamięta klaustrofobiczne uczucie, że tonie. Nie potrafi natomiast — nie odważa się — wyobrazić sobie poruszających się w żelu robotów z wyciągniętymi ostrzami, odcinających mu od ciała każdy centymetr skóry. To była pierwsza faza.
Gdy starą skórę już zutylizowano, a nowa, której hodowla rozpoczęła się trzy miesiące wcześniej z próbki jego DNA oraz jajeczka sprzedanego przez jakąś kobietę z basti, dojrzała już w swoim zbiorniku, maszyny zabrały się do pracy. Poruszały się powoli przez lepki, organiczny żel, wbijając się pod powięź mięśni, wyskrobując tłuszcz, omijając naczynka krwionośne i nabiegłe krwią tętnice, odłączając ścięgna, by dostać się do kości. Tani chirurdzy operowali w powietrzu w swoich gabinetach w Sao Paulo; odziani w rękawiczki manipulatorów otwierali przed sobą nowe, krwawe krajobrazy. Osteoboty rzeźbiły w kości, tu zmieniając kontur policzka, tam poszerzając miednicę, odłupując wiór za wiórem z łopatek; przemieszczały, przesuwały, amputowały, wypełniały plastikiem i tytanem. Tymczasem grupy GUM-botów usuwały wszystkie narządy płciowe, przełączały moczowód i cewkę moczową, podpinały hormonalne wyzwalacze i ścieżki reakcji nerwowych do układu wszczepionych w lewe przedramię podskórnych przycisków.
Tal słyszy śmiech Nanaka.
— Widzę, co masz w środku — mówi, chichocząc.
Trzy dni Tal wisiało w tym zbiorniku; bez skóry, nieustannie krwawiące, jeden wielki stygmat, maszyny zaś pracowały powoli, miarowo, zmiana za zmianą rozmontowując i przebudowując mu ciało. Wreszcie ukończyły to, wycofały się, zastąpione przez neuroboty. Tymi sterowali już inni lekarze, zespół z Kuala Lumpur. W ciągu trzech dni męki Tala zmienił się rynek neurochirurgii. To była już inna nauka — bardziej wyrafinowana niż wycinanie i wklejanie kawałków mięsa. Szczękające szczypcami kraboroboty podpinały białkowe układy do włókien nerwowych, podłączały nerwy do induktorów, reorganizowały całą Talową endokrynologię. Gdy one były zajęte tym przeszczepianiem, większe maszyny odjęły Talowi wierzch czaszki, a mikromanipulatory wśliznęły się między splątane sploty nerwowe jak drapieżniki w mangrowy gąszcz, by punktowo poprzytwierdzać białkowe procesory do ośrodków nerwowych w rdzeniu przedłużonym i ciele migdałowatym, mrocznych, głęboko zakorzenionych filarów jaźni. A potem, czwartego dnia rano, zawróciły Tala z krawędzi śmierci i obudziły. Aeai podłączona z tyłu do jego czaszki musiała przeprowadzić teraz pełen test autonomicznego układu nerwowego, zweryfikować, czy wszystkie białkowe chipy kontaktują i czy reakcje neuronów skojarzone dotąd z płcią wyzwalają teraz nowe, wszczepione zachowania. Pozbawione skóry, z mięśniami zwisającymi jak worki z porozłączanych ścięgien, z gałkami ocznymi i mózgiem nagim pod łagodzącym żelem, Tal się obudziło.
— Prawie koniec, baba — mówi Nanak. — Ale wiesz, możesz otworzyć oczy.
Nie umarło z bólu tylko dzięki kokonowi znieczulającego żelu. Aeai zagrało na jego sieci neuronowej jak na sitarze. Tal wyobrażało sobie, że porusza palcami, że nogi mu biegną, czuło poruszenia i żądzę w miejscach, gdzie dotąd ich nie było, widziało wizje i cuda, słyszało anielskie chóry i boskie pogwizdywania, wsysały je nieznane dotąd wiry wrażeń zmysłowych i emocji, zwidywały mu się gigantyczne, pasiaste, brzęczące owady wypełniające usta jak knebel; w tym samym momencie kurczyło się do rozmiarów groszku, odwiedzało ponownie miejsca, w których nigdy nie było, witało przyjaciół, których nigdy nie spotkało, wspominało życie, którego nie miało, próbowało wykrzyczeć imię matki, imię ojca, imię Boga, krzyczało i krzyczało, lecz ciało było wyłączone, bezuste, bezradne. Potem aeai znów wyłączyła mu mózg, i dzięki tej anestezjologicznej amnezji zapomniało wszystkie cuda i okropności, jakie przeżyło w żelowym zbiorniku. Uczynne maszyny założyły mu czerep z powrotem na głowę, podłączyły wszystko co odłączone i ubrały je w nowiutką skórę, prosto z tanku z komórkami macierzystymi. Pięć kolejnych dni wisiało, zaledwie nieprzytomne, w kąpieli z komórkowego stymulantu, śniąc zdumiewające sny. Dziesiątego ranka aeai wypięła się z głowy Tala, opróżniła zbiornik i opłukała jego nowiutką skórę, ono zaś leżało, ukończone, nowe, na przezroczystym plastiku, z płaską piersią unoszącą się i opadającą w białym świetle reflektorów.
Читать дальше