Ale są tacy, co je uprawiają. Od kiedy wywalczyliśmy wolność, przepust wyrzutni nie zmalał ani o jedną barkę. Nadal wysyłamy, nadziei, że kiedyś ich czeki nabiorą wartości.
Ale teraz już wiemy! Powiedzieli nam, co chcą z nami zrobić — co chcą nam zrobić! Uważam, że jedynym sposobem na przekonanie tych łotrów, że nie żartujemy, jest natychmiastowe przerwanie dostaw! Ani tony więcej, ani kilo więcej… dopóki nie przylecą do nas nie zaczną uczciwie targować się o uczciwe ceny!
Około pomocy uchwalili embargo, potem odroczyli obrady, nie decydując się na termin następnej sesji… stałe komisje miały kontynuować pracę.
Wyoh i ja wróciliśmy do domu, a ja przypomniałem sobie, jak wygląda moja rodzina. Już w niczym nie mogłem pomóc; Mike-Adam i Stu szykowali najlepszy sposób przekazania wiadomości na Ziemię, a Mike zamknął wyrzutnię („trudności techniczne z komputerem balistycznym”) 24 godziny wcześniej. Kontrola naziemna w Poona przejmie ostatnią barkę za niecałą dobę, i wtedy Ziemia usłyszy, w niewybrednych słowach, że już nigdy nie dostaną więcej.
Złagodziliśmy farmerom szok kontynuując skup ziarna przy wyrzutni — choć teraz na czekach było wydrukowane ostrzeżenie, że są wydane przez Wolne Państwo Luna, że nie gwarantujemy, że rząd zrealizuje je choćby w bonach itd. Niektórzy farmerzy mimo to zwozili ziarno, inni nie, a wszyscy pyskowali. Ale nie mogli nic zrobić; wyrzutnia była zamknięta, taśmociągi stały.
W innych gałęziach gospodarki depresja nie ujawniła się tak razu. Rekrutacja do pułków obrony zdziesiątkowała szeregi górników więc opłacało się sprzedawać lód na wolnym rynku; wchłonięte przez LUNOHOCO zakłady metalowe nadal przyjmowały wszystkich zdrowych mężczyzn, a Wolfgang Korsakow przygotował papierowe pieniądze, „dolary narodowe”, z wyglądu podobne do hongkongijskich i teoretycznie na nich się opierające. W Lunie było mnóstwo żywności, mnóstwo pracy, mnóstwo pieniędzy; ludzie nie przemęczali się, jak zawsze najważniejsze było „piwo, hazard, kobiety i praca”.
„Narodówki”, jak je nazywali, to był pieniądz inflacyjny, pieniądz wojenny, pieniądz fikcyjny, i już pierwszego dnia obiegu ich kurs spadł o ułamek procenta, co ukryliśmy jako „opłatę za wymianę”. Nigdy nie spadły do zera, zawsze można było za nie kupować, ale to był pieniądz inflacyjny i coraz wyraźniej pokazywał to kurs wymiany; nowy rząd wydawał pieniądze, których nie miał.
Ale to przyszło później… Przesłanie do Ziemi, do Zarządu i NS było umyślnie złośliwe. Zakazaliśmy statkom NS zbliżać się do Luny o więcej niż dziesięć obwodów i w ogóle wchodzić na orbitę, groźbą zniszczenia bez ostrzeżenia. (Nie wspomnieliśmy, jak je zniszczymy, bo nie potrafiliśmy ich zniszczyć.) Statkom prywatnym zezwoli się na lądowanie, jeśli: a) poproszą z góry o pozwolenie, przedstawiając stawiając plan balistyczny, b) zgłoszony w ten sposób statek stery Kontroli Lotów w Lunie (Mike’owi) w odległości 100.000 km poruszając się po zaaprobowanej trajektorii, i c) będzie nieuzbrojony, za wyjątkiem trzech pistoletów ręcznych na wyposażeniu trzech oficerów. To ostatnie musi zostać potwierdzone przez inspekcję dokonaną bezpośrednio po lądowaniu, przed opuszczeniem statku przez kogokolwiek i zaopatrzeniem statku w paliwo i/lub masę reakcyjną; naruszenie tego postanowienia karane będzie konfiskatą statku. Na lądowanie w Lunie zezwoli się wyłącznie załogom statków, dokonującym załadunku, wyładunku lub napraw, oraz wszystkim obywatelom terrańskich narodów, które uznały Wolną Lunę. (Tylko Czad — a Czad nie miał floty. Profesor spodziewał się, że prywatne statki wkrótce zaczną się rejestrować pod jego banderą handlową.)
Nasz manifest głosił, że pozostający jeszcze w Lunie terrańscy naukowcy będą mogli powrócić do domu na pokładzie każdego statku, jaki spełni nasze wymagania. Wzywał wszystkie kochające pokój narody Terry do potępienia wszelkich krzywd, wyrządzonych nam i dopiero planowanych przez Zarząd, do uznania naszej niepodległości i korzystania z dobrodziejstw wolnego handlu i swobodnych kontaktów, i podkreślał, że handel z Luną nie jest skrępowany jakimikolwiek cłami czy innymi sztucznymi środkami i że rząd Luny nie ma zamiaru zmieniać tego stanu rzeczy. Zachęcaliśmy do imigracji, bez ograniczeń, i zwracaliśmy uwagę na to, że brak nam rąk do pracy i że każdy imigrant natychmiast zacznie zarabiać na własne utrzymanie.
Chwaliliśmy się też żywnością — spożycie przez dorosłych mieszkańców ponad 4000 kalorii dziennie, duży procent białka, niskie ceny, brak reglamentacji. (Stu kazał Adamowi-Mike’owi dodać, ile kosztuje u nas 50% wódka — 50 centów HKL za litr, w hurcie jeszcze taniej, bez podatków. To znaczy niecałe 10% ceny detalicznej 40% wódki w Północnej Ameryce — Stu wiedział, że to świetny argument. Adam, „z natury” abstynent, nie pomyślał o tym — jedno z nielicznych przeoczeń Mike’a.)
Natomiast Zarząd Luny poprosiliśmy, żeby zechcieli zebrać się jednym miejscu, z dala od innych ludzi, np. w niezmeliorowanej części Sahary, i tam odebrać ostatnią, gratisową barkę ziarna, która trafi w nich z prędkością graniczną. Potem nastąpiło aroganckie kapnie, z którego można było się domyślić, że to samo stanie się ze wszystkimi, którzy zagrożą naszemu pokojowi, gdyż przy wyrzutni czeka spora liczba załadowanych barek, gotowych do takiego bezceremonialnego doręczenia.
A potem czekaliśmy.
Ale nie czekaliśmy bezczynnie. Rzeczywiście mieliśmy parę załadowanych barek; rozładowaliśmy je i napełniliśmy skałą, przerabiając radiostacje sterownicze tak, by nie mogła się do nich dobrać Kontrola w Poona. Usunęliśmy rakiety wsteczne, zostały tylko boczne silniki kierunkowe, a te wsteczne pojechały do nowej wyrzutni, i tam przerobiliśmy je na boczne silniki do nowych barek. Najwięcej wysiłku poświęcaliśmy transportowi stali do nowej wyrzutni i robieniu z niej futerałów na walce z litej skały — stal była wąskim gardłem.
W dwa dni po manifeście zaczęło wysyłać sygnały na Terrę „tajne” radio. Sygnał był słaby i często zanikał, nadajnik miał być ukryty w jakimś kraterze i mógł pracować tylko w określonych godzinach dopóki dzielni terrańscy naukowcy nie sklecą automatycznego powtarzacza. Nadawał blisko częstotliwości Głosu Wolnej Luny, który często zagłuszał go swymi dziarskimi przechwałkami.
(Ci Terranie, którzy pozostali w Lunie, nie mieli szans wysyłania sygnałów. Tych, co postanowili nadal prowadzić badania, bez ustanku pilnowali stiliagi, a na noc zamykało się ich w koszarach.)
Ale „tajnej” stacji udało się przekazać na Terrę „prawdę”. Profesorowi wytoczono proces o odchylenia i jest w areszcie domowym. Mnie rozstrzelano za zdradę. Hongkong, Luna, ogłosił secesję i separatystyczną Deklarację Niepodległości… może tam usłuchają głosu rozsądku. W Nowymlenie zamieszki. Cała produkcja żywności została skolektywizowana, a na czarnym rynku w Luna City jaja są po trzy dolary sztuka. Werbuje się całe bataliony kobiet, z których każda składa przysięgę, że zabije co najmniej jednego Terranina, a ćwiczą z imitacjami karabinów w korytarzach Luna City.
To ostatnie to była prawie prawda. Wiele pań chciało sobie wojować i utworzyły Straż Obrony Cywilnej „Piekielnice”. Ale ćwiczyły bardziej praktyczne rzeczy — a Hazel obraziła się na Mamę, ta nie pozwoliła jej się zaciągnąć. Potem przestała się dąsać i założyła „Stiliagów Juniorów”, bardzo nieletnie oddziały OC, które ćwiczyły po lekcjach, nie dostały broni, specjalizowały się we wspieraniu stiliaskich drużyn uszczelniających i w pierwszej pomocy, a także opracowały własny styl walki wręcz, o czym — mam nadzieję — Mama nie wiedziała.
Читать дальше