Roger Żelazny - Bramy w piasku

Здесь есть возможность читать онлайн «Roger Żelazny - Bramy w piasku» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1993, ISBN: 1993, Издательство: Alkazar, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bramy w piasku: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bramy w piasku»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Bramy w piasku to powieść, w której wydarzenia toczą się w oszałamiającym tempie: terroryści, Obcy, pracownicy naukowi obdarzeni niezwykłymi talentami starają się wyjaśnić zagadkę tajemniczego kamienia z pradziejów Kosmosu…

Bramy w piasku — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bramy w piasku», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— No, prawie żadnej — poprawił się. — Oczywiście zrobiła dziurę, ale ją pięknie załatałem. Już niedługo powinien pan wrócić do zdrowia.

— Świetnie.

— A jeśli chodzi o te pozwolenia…

— Tak. W porządku. Wszystko dla nauki, postępu i tak dalej.

Podpisując papiery i zastanawiając się nad trajektorią kuli, zapytałem go: — W jaki sposób się tu znalazłem?

— Przywiozła pana na ostry dyżur policja — odpowiedział. — Nie zostaliśmy poinformowani o okolicznościach, hmm, sytuacji, które doprowadziły do strzelaniny.

— Strzelaniny? Ilu nas tam było?

— No, razem siedem osób. Naprawdę nie mogę z panem omawiać innych przypadków.

Przerwałem podpisywanie w połowie mojego nazwiska.

— Hal Sidmore jest moim najlepszym przyjacielem — rzekłem unosząc pióro i rzucając znacząco okiem na formularze — a jego żona ma na imię Mary.

— Nie zostali poważnie ranni — powiedział szybko. — Pan Sidmore ma złamaną rękę, a jego żona kilka zadrapań. Tylko tyle. Właściwie on czeka, żeby się z panem zobaczyć.

— Chcę go zobaczyć — powiedziałem. — Czuję się na siłach.

— Wkrótce go tu przyślę.

.— Znakomicie.

Skończyłem podpisywać i zwróciłem mu pióro i dokumenty.

— Czy mógłbym usiąść trochę wyżej? — poprosiłem.

— Nie widzę przeciwskazań.

Poprawił odpowiednio posłanie.

— I gdybym mógł jeszcze poprosić pana o szklankę wody…

Nalał mi i zaczekał, aż prawie wszystko wypiłem.

— Dobrze — powiedział. — Zajrzę do pana później. Czy miałby pan coś przeciwko temu, gdybym przyprowadził kilku studentów, żeby posłuchali pańskiego serca?

— Nie, jeśli obieca mi pan przysłać egzemplarz tego artykułu.

— Dobrze — powiedział — przyślę go panu. Proszę się nie przemęczać.

— Będę o tym pamiętać.

Zwinął swój uśmiech i poszedł, a ja leżałem wykrzywiając się do tabliczki z napisem SUASHIW.

W jakiś czas potem do pokoju wszedł Hal. Zdążyła już ze mnie opaść kolejna warstwa odurzenia i dezorientacji. Miał na sobie zwykłe ubranie, a prawą rękę — chwileczkę, przepraszam — lewą rękę podtrzymywał mvi temblak. Miał też na czole niewielki siniak.

Uśmiechnąłem się, żeby pokazać mu, że życie jest piękne, a ponieważ znałem już pocieszającą odpowiedź, zapytałem: — Jak się czuje Mary?

— Świetnie — odpowiedział. — Naprawdę dobrze. Jest wstrząśnięta i podrapana, ale to nic poważnego. A ty?

— Czuję się, jakby osioł kopnął mnie w pierś — odparłem. — Lekarz stwierdził, że mogło być gorzej.

— Tak, powiedział, że masz szczęście. Tak nawiasem mówiąc, zakochał się w twoim sercu. Gdybym to był ja, trochę by mi było nieswojo — ja tu bezradny, a on wypisuje te recepty…

— Dzięki. Cieszę się, że wpadłeś mnie pocieszyć. Powiesz mi, co się stało, czy mam sobie kupić gazetę?

Nie wiedziałem, że ci się śpieszy. Będę się więc streszczał: wszyscy zostaliśmy postrzeleni.

— Rozumiem. A teraz trochę obszerniej. Dobra. Rzuciłeś się na faceta z pistoletem…

— Na Jamiego. Tak. Mów dalej.

— Strzelił do ciebie. Upadłeś. Odfajkuj się. Potem strzelił do Paula.

— Odfajkowany.

— Ale kiedy Jamie był odwrócony do ciebie, Paul częściowo wydobył się spod gratów, które na niego spadły. Mniej więcej w tym samym momencie, w którym strzelił do niego Jamie, on strzelił do Jamiego. Trafił.

— A więc postrzelili się nawzajem. Odfajkowane.

— Rzuciłem się na tego drugiego w chwilę potem, jak ty skoczyłeś na Jamiego.

— Zeemeister. Tak.

— Zdążył już wyciągnąć broń i kilka razy wystrzelić. Za pierwszym razem chybił. Potem zaczęliśmy się szamotać. Nawiasem mówiąc, jest cholernie silny.

— Wiem. Kto następny do odfajkowania?

— Nie jestem pewien. Bezpośredni strzał czy też rykoszet drasnął Mary w głowę, a drugi albo trzeci strzał Zeemeistera — nie wiem dokładnie, który — trafił mnie w ramię.

— Tak czy owak dwie fajki. Kto strzelał do Zeemeistera?

— Gliniarz. Właśnie wtedy wpadli do środka.

— Skąd się wzięli? Skąd wiedzieli, co się dzieje?

— Usłyszałem, jak później rozmawiali. Jechali za Paulem…

—… który pewnie jechał za nami?

— Na to wygląda.

— Ale ja myślałem, że on nie żyje. Podawali w wiadomościach.

— No to było nas dwóch. W dalszym ciągu nie wiem, co się stało. Jego pokój jest pilnowany i nikt nic nie mówi.

— To on jeszcze żyje?

— Takie słyszałem ostatnio wiadomości. Nie mogłem się jednak dowiedzieć o nim niczego więcej. Wydaje się, że wszyscy przeżyliśmy.

— Fatalnie — a przynajmniej w dwóch przypadkach. Chwileczkę. Doktor Drade powiedział, że padło siedem strzałów.

— Tak. Było to dla nich nieco kompromitujące: jeden z policjantów postrzelił się w stopę.

— Aha. To odfajkowaliśmy wszystkich. Co jeszcze?

— Co, co jeszcze?

— Dowiedziałeś się czegoś z tego wszystkiego? Na przykład czegoś o kamieniu?

— Nie, niczego. Wiesz wszystko to, co i ja.

— Fatalnie.

Zacząłem ziewać bez opamiętania. Właśnie wtedy do pokoju zajrzała pielęgniarka.

— Będę musiała pana wyprosić — powiedziała. — Nie wolno nam go zmęczyć.

— Dobrze, w porządku — odparł. — Jadę do domu, Fred. Wrócę, gdy tylko pozwolą mi znów cię odwiedzić. Mam ci coś przynieść?

— Czy jest tu sprzęt tlenowy?

— Nie, stoi na korytarzu.

— To przynieś mi papierosy. I powiedz im, żeby zabrali tę cholerną tabliczkę. Nieważne. Sam to zrobię. Przepraszam. Nie mogę przestać. Przekaż Mary wyrazy współczucia i tak dalej. Mam nadzieję, że nie boli ją głowa. Czy mówiłem ci kiedykolwiek o kwiatach, które pieprzą się z osami?

— Nie.

— Obawiam się, że musi pan już iść — odezwała się pielęgniarka.

— W porządku.

— Powiedz tej pani, że orchideą to ona nie jest — poprosiłem — nawet jeśli jestem przez nią zły jak osa — i zapadłem w nadal miękki środek rzeczy, gdzie życie było o wiele prostsze i gdzie obniżono mi łóżko.

Drzemać. Drzemać, drzemać.

Błyszczeć?

Błyszczeć. Także lśnić i świecić.

Usłyszałem, że ktoś wszedł do mojego pokoju, i otworzyłem oczy na tyle, żeby zobaczyć, że jeszcze jest dzień.

Jeszcze?

Policzyłem czas. Minął dzień, noc i kawałek następnego dnia. Zjadłem kilka posiłków, porozmawiałem z doktorem Drade’em i zostałem osłuchany przez studentów. Wrócił Hal, bardziej zadowolony, i zostawił mi papierosy. Drade powiedział, że mogę je sobie palić, choć to wbrew jego zaleceniom, co też zrobiłem. Potem przespałem się jeszcze trochę. Ach tak, tu jestem…

W moje wąskie pole widzenia powoli weszły dwie postacie. Chrząknięcia, które potem nastąpiły, wydawał Drade.

W końcu jakby zastanowił się na głos: — Panie Cassidy, nie śpi pan?

Ziewnąłem, przeciągnąłem się i udawałem, że przychodzę do siebie, a jednocześnie oceniałem sytuację. Obok Drade’a stał wysoki, ponuro wyglądający osobnik. Sprawiały to ciemne okulary i czarny garnitur. Zdusiłem jednak dowcip o właścicielach zakładów pogrzebowych, kiedy zauważyłem, że prawą ręką facet trzyma szelki dosyć parszywie wyglądającego psa-przewodnika, który usiłował siedzieć obok niego na baczność. W lewej ręce trzymał najwyraźniej ciężką walizkę.

— Nie — powiedziałem sięgając do sterów i unosząc się do pozycji siedzącej. — Co się dzieje?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bramy w piasku»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bramy w piasku» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
Kapitan_Bramy
Неизвестный Автор
Roger Żelazny - Ja, nieśmiertelny
Roger Żelazny
Roger Taylor - Ibryen
Roger Taylor
libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
libcat.ru: книга без обложки
Roger Hargreaves
libcat.ru: книга без обложки
Roger Hargreaves
libcat.ru: книга без обложки
Roger Hargreaves
Jeremy Gerlis - Roger
Jeremy Gerlis
Отзывы о книге «Bramy w piasku»

Обсуждение, отзывы о книге «Bramy w piasku» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x