Roger Żelazny - Bramy w piasku

Здесь есть возможность читать онлайн «Roger Żelazny - Bramy w piasku» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1993, ISBN: 1993, Издательство: Alkazar, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bramy w piasku: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bramy w piasku»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Bramy w piasku to powieść, w której wydarzenia toczą się w oszałamiającym tempie: terroryści, Obcy, pracownicy naukowi obdarzeni niezwykłymi talentami starają się wyjaśnić zagadkę tajemniczego kamienia z pradziejów Kosmosu…

Bramy w piasku — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bramy w piasku», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Spojrzałem na niego. Twarz miał bez wyrazu, co oznaczało, że to prawda.

— Kiedy? Jak?

— Mieliśmy pewne nieporozumienie i tego wieczora, kiedy się u mnie zatrzymałeś, pojechała do matki…

— Tak, pamiętam.

— Chciałem zadzwonić następnego dnia i załagodzić sprawę. Ale im bardziej się nad tym zastanawiałem, tym bardziej myślałem, że o wiele przyjemniej by było, gdyby to ona zadzwoniła pierwsza. Odniósłbym w ten sposób pewne drobne moralne zwycięstwo. Więc czekałem. Kilka razy już miałem dzwonić, ale zawsze odkładałem to na później — w nadziei, że zadzwoni ona. Nic takiego się nie stało i zrobiło się dość późno. Właściwie za późno. Więc postanowiłem dać jej jeszcze jedną noc. Potem rano zadzwoniłem do jej matki. Nie tylko jej nie było, ale w ogóle tam nie dotarła. Jej matka nie miała od niej nawet wiadomości. Pomyślałem sobie, w porządku, ma własny rozum. Zastanowiła się, nie chciała z tego robić sprawy rodzinnej. Rozmyśliła się i poszła do jednej z przyjaciółek. Zacząłem do nich dzwonić. Nic.

Potem, między telefonami — ciągnął — ktoś do mnie zadzwonił. Był to mężczyzna, który zapytał, czy wiem, gdzie jest moja żona. Najpierw przyszło mi do głowy, że był jakiś wypadek. Ale on powiedział, że nic jej nie jest, ze nawet za chwilę pozwoli mi z nią porozmawiać. Zatrzymali ją. Trzymali ją cały dzień, żebym zmiękł. Teraz mieli mi powiedzieć, czego chcą za uwolnienie jej w nienaruszonym stanie.

— Oczywiście kamienia.

— Oczywiście. I oczywiście nie uwierzył mi, kiedy powiedziałem, że go nie mam. Oświadczył, że dają mi jeden dzień na zdobycie go, a kiedy znów się ze mną skontaktują, powiedzą mi, co mam z nim zrobić. Potem pozwolił mi porozmawiać z Mary. Mówiła, że nic jej nie jest, ale wyczułem w jej głosie strach. Powiedziałem mu, żeby nie robił jej krzywdy i obiecałem poszukać kamienia. Przejrzałem wszystko, co mam. Żadnego kamienia. Potem spróbowałem vi ciebie. Nadal mam klucz.

— Był tam ktoś pijący zdrowie królowej?

— Żadnego śladu po gościach. Potem zacząłem szukać kamienia we wszelkich możliwych miejscach. W końcu poddałem się.

Po prostu zniknął, i tyle.

Zamilkł. Jechaliśmy krętą, wąską drogą, a przez przerwy w listowiu z mojej lewej/jego prawej strony czasem migało morze.

— No więc? I co dalej?

— Zadzwonił następnego dnia i zapytał, czy go mam. Powiedziałem, że nie — a on powiedział, że zabiją Mary. Błagałem go, powiedziałem, że zrobię wszystko…

— Czekaj. Nie zadzwoniłeś na policję?

Potrząsnął głową.

— Powiedział, żebym tego nie robił — przy pierwszej rozmowie. Jakikolwiek udział policji spowoduje, że nigdy już jej nie zobaczę. Myślałem o zadzwonieniu po gliniarzy, ale byłem przerażony. Jeśli do nich zadzwonię, a on się dowie… Nie mogłem ryzykować. A co ty byś zrobił?

— Nie wiem — odparłem. — Ale mów dalej. Co było potem?

— Zapytał mnie, czy wiem, gdzie jesteś, powiedział, że prawdopodobnie mógłbyś pomóc go znaleźć…

— Ha! Przykro mi. Mów dalej.

— Znów musiałem mu powiedzieć, że nie wiem, ale że wkrótce spodziewam się od ciebie wiadomości. Powiedział, że dają mi jeszcze jeden dzień na znalezienie kamienia albo ciebie. Potem odwiesił słuchawkę. Później pomyślałem o kamieniach w laboratorium Paula i zacząłem się zastanawiać, czy któreś z nich tam nie zostały. Jeśli tak, to może spróbować podsunąć im jeden z nich jako oryginał? Z całą pewnością były to dobre kopie. Przez jakiś czas jedna z nich zmyliła nawet człowieka, który je sporządził. Mogłem włamać się do jego laboratorium po południu. Byłem tak zdesperowany, że potrafiłem zrobić wszystko. Na półce leżały cztery i wziąłem ten, który teraz trzymasz w ręce. Zabrałem go do domu i czekałem. Zadzwonił dzisiaj rano — tuż przed twoim telefonem — i powiedziałem mu, że natknąłem się na niego na dnie starej skrzyni. Wyglądało, że jest uszczęśliwiony. Pozwolił mi nawet znów porozmawiać z Mary. Powiedziała, że nadal nic jej nie jest. Podał mi, dokąd mam zawieźć kamień, powiedział, że mnie spotkają i dokonają wymiany: Mary za kamień.

— I tam właśnie jedziemy?

— Tak. Nie wplątywałbym cię w to niepotrzebnie, ale wydawali się tak przekonani, że jesteś w tej sprawie ekspertem, że kiedy zadzwoniłeś, przyszło mi do głowy, że gdybyś pojechał ze mną i potwierdził moją wersję, to nie będzie wątpliwości co do autentyczności kamienia. Nie chciałem cię tak w to wrabiać, ale to sprawa życia i śmierci.

— Słusznie. Mogą zabić nas wszystkich.

— Dlaczego mieliby to robić? Dostaną, czego chcą. Zrobienie nam krzywdy nie miałoby sensu.

— Świadkowie — rzekłem.

— Czego? Mielibyśmy tylko nasze słowo przeciwko ich, że w ogóle coś zaszło. Nie ma żadnego zapisu, żadnego dowodu na porwanie czy na cokolwiek innego. Dlaczego mieliby zagrozić istniejącemu stanowi rzeczy popełniając morderstwo i ściągając sobie na głowę śledztwo?

— Bo to wszystko śmierdzi. Nie dysponujemy wystarczającą ilością faktów, żeby stwierdzić, jakimi motywami się kierują.

— A co miałem zrobić? Zadzwonić na policję i zaryzykować, że nie blefują?

— Już powiedziałem, że nie wiem. Ale ryzykując wydanie się podłym uważam, że mógłbyś mnie do tego nie mieszać.

— Przepraszam — powiedział. — Być może postąpiłem pochopnie. Ale nie wiozę cię tu w ciemno. Wiedziałem, że winien ci jestem wyjaśnienie, i właśnie je otrzymałeś. Jeszcze nie jesteśmy na miejscu. Jeśli nie chcesz brać w tym udziału, jest jeszcze czas, żeby cię wysadzić. Chciałem ci dać ten wybór, kiedy skończę wyjaśniać. Teraz sam możesz podjąć decyzję. Musiałem się jednak śpieszyć.

Spojrzał na zegarek.

— Kiedy mamy się z nimi spotkać? — spytałem.

— Za jakieś pół godziny.

— Gdzie?

— Chyba za jakieś dwanaście kilometrów. Kieruję się punktami orientacyjnymi opisanymi przez nich. Potem zaparkujemy i będziemy czekać.

— Rozumiem. Nie spodziewam się, że rozpoznałeś głos swego rozmówcy czy coś z tych rzeczy?

— Nie.

Spojrzałem na pseudokamień. Był na wpół mętny lub na wpół przezroczysty, zależnie od filozofii i spojrzenia na świat patrzącego, bardzo gładki, przetykany mlecznymi i czerwonymi żyłkami. Przypominał trochę skamieniałą gąbkę lub siedmioramienną gałązkę korala, wypolerowaną do gładkości szkła i lekko lśniącą na czubkach. Po całej jego powierzchni były rozsiane czarne i żółte plamki. Miał około siedemnastu centymetrów długości i ośmiu szerokości. Był cięższy niż mogłoby się wydawać.

— Dobra robota. Nie potrafię go odróżnić od tamtego. Tak, pojadę z tobą.

— Dzięki.

Ujechaliśmy jeszcze jakieś dwanaście kilometrów. Obserwowałem krajobraz i zastanawiałem się, co się stanie. Hal skręcił w źle utrzymaną dróżkę — nie można jej było nawet nazwać drogą — tuż przy plaży. Zaparkował na granicy podmokłego terenu, w miejscu osłoniętym ze wszystkich stron drzewami. Wysiedliśmy, zapaliliśmy papierosy i czekaliśmy. Słyszałem i czułem morze. Ziemia była piaszczysta, a powietrze wilgotne i zimne. Oparłem stopę na jakiejś kłodzie i wpatrzyłem się w stojący namuł poprzebijany trzcinami i odbiciami.

Kilka papierosów później Hal znów spojrzał na zegarek.

— Spóźniają się — powiedział.

Wzruszyłem ramionami.

— Pewnie nas obserwują, żeby sprawdzić, czy jesteśmy sami. Zrobiłbym to samo, i to przez dłuższy czas. Pewnie wystawiłbym też czujkę na drodze.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bramy w piasku»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bramy w piasku» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
Kapitan_Bramy
Неизвестный Автор
Roger Żelazny - Ja, nieśmiertelny
Roger Żelazny
Roger Taylor - Ibryen
Roger Taylor
libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
libcat.ru: книга без обложки
Roger Hargreaves
libcat.ru: книга без обложки
Roger Hargreaves
libcat.ru: книга без обложки
Roger Hargreaves
Jeremy Gerlis - Roger
Jeremy Gerlis
Отзывы о книге «Bramy w piasku»

Обсуждение, отзывы о книге «Bramy w piasku» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x