Roger Żelazny - Bramy w piasku

Здесь есть возможность читать онлайн «Roger Żelazny - Bramy w piasku» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1993, ISBN: 1993, Издательство: Alkazar, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bramy w piasku: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bramy w piasku»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Bramy w piasku to powieść, w której wydarzenia toczą się w oszałamiającym tempie: terroryści, Obcy, pracownicy naukowi obdarzeni niezwykłymi talentami starają się wyjaśnić zagadkę tajemniczego kamienia z pradziejów Kosmosu…

Bramy w piasku — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bramy w piasku», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Usłyszałem zza pleców: — Hej, Cassidy! Chodź, to facet, o którym ci mówiłem!

Odwracając się zobaczyłem Ricka Liddy’ego, magistranta filologii angielskiej, który miał odpowiedź na wszystkie pytania z wyjątkiem tego, co ma zrobić ze swoim stopniem naukowym w czerwcu. Była z nim wyższa wersja jego samego w bluzie dresowej z nadrukiem Yale.

— Fred, to mój brat Paul. Przyjechał w odwiedziny do ubogiego krewnego — powiedział Rick.

— Cześć, Paul.

Postawiłem kawę na parapecie i zacząłem wyciągać do niego niewłaściwą rękę. Zorientowałem się, podałem mu drugą, poczułem się głupio.

— To on — powiedział Rick — jak Żyd Wieczny Tułacz czy Dziki Myśliwy. Ten, który nie chce skończyć studiów. Temat niezliczonych ballad i limeryków: Fred Cassidy — Wieczny Student.

— Zapomniałeś o Latającym Holendrze — odparłem — i jestem doktor Cassidy, do cholery!

Rick roześmiał się.

— Czy to prawda, że wspinasz się nocami? — spytał Paul.

— Czasami — odpowiedziałem, czując, że między nami otwiera się szczególna przepaść. Ten cholerny dyplom już zaczynał mi ciążyć. — Tak, to prawda.

— Wspaniale. To naprawdę wspaniale. Zawsze chciałem poznać prawdziwego Freda Cassidy’ego, wspinacza.

— Obawiam się, że właśnie go poznałeś — rzekłem.

Wtedy ktoś odwiesił słuchawkę, więc rzuciłem się do telefonu.

— Przepraszam.

— Jasne. Do zobaczenia. Fred. Przepraszam — panie doktorze.

— Miło mi było cię poznać.

Przebijając się przez ułożone od tyłu cyfry numeru Hala poczułem się dziwnie przygnębiony. Numer okazał się zajęty. Spróbowałem zadzwonić do Nadlera. Sekretarka poprosiła mnie o numer, pod którym można mnie złapać, o wiadomość lub o obie te rzeczy. Nic jej nie powiedziałem. Znów nakręciłem numer Hala. Tym razem się dodzwoniłem — wydawało się, że w ciągu ułamka sekundy od pierwszego dzwonka.

— Tak? Słucham?

— Niemożliwe, żebyś biegł z tak daleka — powiedziałem. — Dlaczego brak ci tchu?

— Fred! Nareszcie, do cholery!

— Przepraszam, że nie dzwoniłem wcześniej. Było mnóstwo spraw…

— Muszę się z tobą zobaczyć!

— Też o tym myślałem.

— Gdzie jesteś?

— W związku studentów.

— Zostań tam. Nie! Poczekaj chwilkę. Zaczekałem. Minęło dziesięć czy piętnaście sekund.

— Próbuję sobie przypomnieć jakieś miejsce, które pamiętasz — powiedział. — Posłuchaj: nie mów gdzie, jeśli pamiętasz, ale przypominasz sobie, gdzie byliśmy jakieś dwa miesiące temu, kiedy posprzeczałeś się z tym studentem medycyny. Kenem? Taki szczupły, zawsze poważny?

— Nie — odparłem.

— Nie pamiętam samej sprzeczki, ale pamiętam jej koniec: powiedziałeś, że doktor Richard Jordan Gatling zrobił więcej dla rozwoju współczesnej chirurgii niż Halsted. Ken zapytał cię, jakie techniki rozwinął doktor Gatling, a ty odpowiedziałeś, że Gatling wynalazł karabin maszynowy. Odparł, że to nie jest śmieszne, i wyszedł. Powiedziałeś mi, że to dupek, który jest przekonany, że po skończeniu studiów otrzyma Świętego Graala, a nie prawo do pomagania ludziom. Pamiętasz, gdzie to było?

— Teraz tak.

— Dobrze. Proszę cię, idź tam. I poczekaj.

— Dobra, rozumiem.

Odwiesił słuchawkę, ja też. Dziwne. I niepokojące. Oczywista próba zmylenia podsłuchiwacza co do miejsca naszego spotkania. Kto? Dlaczego? I ilu?

Szybko wyszedłem ze związku, ponieważ wspomniałem o tym miejscu podczas rozmowy. Opuściłem teren uniwersytetu i poszedłem na północ, mijając trzy przecznice. Potem jeszcze dwie i kawałek boczną uliczką. To była mała księgarnia, do której lubiłem zachodzić raz w tygodniu zobaczyć, co nowego wyszło. Hal chodził tam czasami razem ze mną.

Przeglądałem książki przez jakieś pół godziny, oglądając odwrócone tytuły w przekręconym sklepie. Czasami czytałem Kika stron dla samej praktyki — na wszelki wypadek, gdyby sprawy miały stać na głowie przez dłuższy czas. Pierwsze zdanie z wbitt, miart Johna Berrymana nabrało szczególnego, osobistego znaczenia:

eiteul ob masiełYiojI?fe mebKuIbo a

…aisbfiłain w ogarnia ainm uHbwjuI

I zacząłem myśleć o kawałkach mnie samego rozrzuconych wszędzie, od trutniowania do rodzynkowienia i jeszcze potem. Czy warto podkradać się do lustra? — zastanowiłem się. Tak naprawdę to nigdy nie próbowałem tego robić. No ale…

Rozważałem kupno książki, gdy poczułem na ramieniu czyjąś rękę.

— Fred, chodź.

— Cześć, Hal. Zastanawiałem się…

— Prędko — rzekł. — Proszę. Zastawiam czyjś samochód.

Dobra.

Odstawiłem książkę na półkę i wyszedłem za Halem. Zobaczyłem samochód, podszedłem do niego, wsiadłem. Hal wsiadł od swojej strony i ruszyliśmy. Nic nie mówił, a ponieważ wyraźnie coś go gryzło, postanowiłem zaczekać, aż będzie gotowy mi o tym powiedzieć. Zapaliłem papierosa i patrzyłem przez okno.

Wyjechanie z centrum zajęło mu kilka minut. Odezwał się dopiero wtedy, gdy wjechaliśmy na spokojniejszy odcinek drogi.

— Napisałeś na karteczce, że masz pewien pomysł i że jedziesz go wypróbować. Rozumiem, że chodziło tu o kamień?

— Chodziło tu o wszystko, więc o kamień chyba też. Ale wcale nie jestem pewien, w jaki sposób.

— Czy zaczniesz od początku i opowiesz mi o wszystkim?

— A co z tą twoją pilną sprawą?

— Najpierw chcę usłyszeć o wszystkim, co ci się przytrafiło. Dobrze?

— Dobrze. A dokąd właściwie jedziemy?

— Na razie po prostu jedziemy. Proszę cię, opowiedz mi wszystko od chwili, kiedy wyszedłeś z mojego mieszkania do dzisiaj.

Spełniłem jego prośbę. Mówiłem bez końca, a po pewnym czasie budynki się skończyły, do szosy zbliżyła się trawa, zrobiła się wyższa, dołączyły do niej krzaki, nieśmiałe drzewa, czasami krowa, jakieś głazy i zabłąkany zając. Hal słuchał, kiwał głową, czasem zadawał jakieś pytanie.

— A więc teraz wygląda to dla ciebie tak, jakbym prowadził ze złej strony? — zapytał.

— Tak.

— Fascynujące.

Spostrzegłem, że zbliżamy się do oceanu, jadąc przez obszar upstrzony przez domki letniskowe, w większości opuszczone o tej porze roku. Tak pochłonęło mnie moje opowiadanie, że nie zauważyłem, że jedziemy już prawie godzinę.

— I dostałeś prawdziwy doktorat?

— Tak powiedziałem.

— Bardzo dziwne.

— Hal, grasz na zwlokę. O co chodzi? Czego takiego nie chcesz mi powiedzieć?

— Zajrzyj na tylne siedzenie — odparł.

— Dobra. Jak zwykle pełno śmieci. Na prawdę powinieneś kiedyś je wyczyś…

— Kurtka w rogu. Jest zawinięty w kurtkę.

Przeniosłem kurtkę na przednie siedzenie i rozwinąłem ją.

— Kamień! A więc cały czas go miałeś!

— Nie, nie miałem — rzekł.

— To gdzie go znalazłeś? Gdzie był?

Hal skręcił w boczną drogę. Obok przypikowała para mew.

— Przyjrzyj się mu. Uważnie go sobie obejrzyj. To ten, prawda?

— Wygląda, że tak. Ale tak naprawdę to nigdy się mu dokładnie nie przyglądałem.

— To musi być ten — powiedział. — Chyba właśnie go znalazłem na dnie skrzyni, którą dopiero teraz rozpakowałem. Trzymaj się tego.

— Co znaczy „trzymaj się tego”?

— Zeszłej nocy dostałem się do laboratorium Bylera i wziąłem go z półki. Było tam ich kilka. Jest równie dobry jak ten, który nam dał. Nie potrafisz go odróżnić, prawda? — Nie, ale nie jestem ekspertem. Co się tu dzieje? — Mary została porwana — powiedział.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bramy w piasku»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bramy w piasku» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
Kapitan_Bramy
Неизвестный Автор
Roger Żelazny - Ja, nieśmiertelny
Roger Żelazny
Roger Taylor - Ibryen
Roger Taylor
libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
libcat.ru: книга без обложки
Roger Hargreaves
libcat.ru: книга без обложки
Roger Hargreaves
libcat.ru: книга без обложки
Roger Hargreaves
Jeremy Gerlis - Roger
Jeremy Gerlis
Отзывы о книге «Bramy w piasku»

Обсуждение, отзывы о книге «Bramy w piasku» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x