— Klejnoty koronne! — rzekłem.
— Właśnie. Przyjechał gwiezdny kamień, a one odjechały. Miał obsesję na punkcie ich oddania, na punkcie nieuczciwości, jak sądził, umowy oraz na punkcie obrazy majestatu.
— Ale w gruncie rzeczy nadal należą do korony i w każdej chwili są osiągalne. Brytyjczycy zgodzili się na wypożyczenie ich na czas nieokreślony pod tymi właśnie warunkami.
— Zdaje się, że obaj tak to widzimy — powiedział Ragma — ale on nie. Podobnie jak kilku innych ludzi — jak na przykład strażnik — którzy z nim współpracowali.
— A co dokładnie chcieli zrobić?
— Zamierzali odczekać jakiś czas, aż wasze kontakty z innymi rasami się rozszerzą, a korzyści z nich płynące na dobre zapadną w pamięć opinii publicznej. Wtedy ogłosiliby, że gwiezdny kamień jest falsyfikatem — który to fakt pozaziemskie władze łatwo by potwierdziły — i że prawdziwy kamień oddadzą za okup. Ceną miał być oczywiście zwrot klejnotów koronnych.
— A więc za tym wszystkim stała grupka pomyleńców. To nawet wyjaśnia pewien toast, który podsłuchałem w moim mieszkaniu. Niewątpliwie czekali, żeby mnie wypytać i dowiedzieć się, skąd go mają ponownie ukraść.
— Tak. Szukali cię. Ale my mamy ich na oku. Właściwie są bardziej kłopotliwi niż groźni i gdybyśmy zostawili ich w spokoju, mogliby nam nawet pomóc zlokalizować kamień. To chyba wystarcza do zrównoważenia wiążących się z tym niedogodności. — Co by się stało, gdyby wszystko poszło zgodnie z ich planem?
— Gdyby im się udało, Ziemia zostałaby wykluczona z łańcucha wymiany i prawdopodobnie znalazłaby się na czarnej liście handlu, turystyki oraz wymiany kulturalnej i naukowej. Poważnie by to także zmniejszyło wasze szansę zaproszenia do przyłączenia się do naszej formalnej konfederacji będącej organizacją z grubsza odpowiadającą waszym Narodom Zjednoczonym.
— I ktoś tak inteligentny jak Paul tego nie rozumie? Zastanawiam się, czy rzeczywiście jesteśmy gotowi do czegoś na taką skalę.
— Och, teraz już rozumie. To on podał nam wszystkie te szczegóły. Nie osądzaj go zbyt surowo. Intelekt rzadko ma wpływ na uczucia.
— A co właściwie się z nim stało? Słyszałem, że został zabity.
— Został zaatakowany i poważnie poturbowany, ale policja zjawiła się na scenie w chwili, gdy jego napastnicy się oddalali. Policjanci mieli wyposażenie medyczne do pierwszej pomocy i natychmiast umieścili go w zakładzie, w którym przeszedł udane transplantacje kilku narządów. Następnie skontaktował się z władzami i wszystko im opowiedział. Na tę decyzję wpłynął fakt, że napastnicy byli poprzednio jego wspólnikami.
— Zeemeister i Buckler — powiedziałem — nie sprawili na mnie wrażenia ludzi, których uczucia mają wpływ na intelekt.
— To prawda. Zasadniczo to chuligani. Do niedawna ich główna działalność polegała na dostarczaniu i przemycie narządów. Przedtem robili wiele innych nielegalnych rzeczy, ale wydaje się, że ostatnio narządy dobrze im szły. Byli wplątani w kradzież gwiezdnego kamienia z przyczyn raczej finansowych niż ideowych. Żaden z innych członków spisku nie był kryminalistą w zawodowym znaczeniu tego słowa. Dlatego wynajęli Zeemeistera — żeby im zaplanował kradzież. Jednak jego ostateczna wersja planu przewidywała wytrych na bociany…
— Wystrychnięcie na dudka — podpowiedziałem zapalając mu jeszcze jednego papierosa.
— No właśnie. Zamierzał gdzieś po drodze przywłaszczyć kamień sobie i zwrócić go władzom w zamian za pieniądze i obietnicę nietykalności.
— Gdyby do tego doszło, to jaki miałoby to wpływ na szansę naszego członkostwa w konfederacji?
— Nie byłoby to tak szkodliwe jak posłużenie się kamieniem w celu odzyskania Klejnotów koronnych — odparł. — Jak długo jesteście gotowi do przekazania go we właściwym czasie dalej, rozwiązanie wszelkich problemów związanych z jego utrzymaniem należy do was.
— Jaką więc naprawdę rolę odgrywasz w tej całej sprawie?
— Nie lubię traktować życia tak rygorystycznie — odparł Ragma. — Jesteście nowi w tej grze i chcę dopilnować, żebyście dostali wszelkie możliwe fory. Chciałbym, żeby kamień został odzyskany, a cała sprawa poszła w niepamięć.
— Ładnie z twojej strony — powiedziałem — więc spróbuję zachowywać się rozsądnie. Rozumiem, że Paul zatrzymał oryginał i że powiedział ci, iż podczas pewnego karcianego wieczoru w jego laboratorium przeszedł on w nasze posiadanie.
— Tak.
— A zatem możliwe, a nawet prawdopodobne, że Hal i ja mieliśmy go przez pewien czas w naszym mieszkaniu. Potem kamień zniknął.
— Na to by wyglądało.
— Co więc według ciebie miałbym robić, gdybym przyjął tę pracę?
— Przede wszystkim, ponieważ nie chcesz opuścić swego świata w celu poddania się analizie telepatycznej i ponieważ nie aprobujesz kwalifikacji Sibli, chciałbym, żebyś się zgodził na badanie przez specjalnie sprowadzonego przeze mnie na Ziemię przeszkolonego specjalistę.
— Nadal więc sądzisz, że wskazówka jest gdzieś ukryta w moim umyśle?
— Musimy przyjąć taką możliwość, prawda?
— Tak. Chyba musimy. A co z Halem? Może on też coś ukrywa na jakimś głębokim poziomie?
— Istnieje taka możliwość, chociaż jestem skłonny wierzyć jego zapewnieniom, że kamienia nie zabierał. Jednak właśnie niedawno przekazał panu Nadlerowi zgodę na zastosowanie względem siebie każdej odpowiedniej techniki badania umysłu.
— W takim razie ja też się zgadzam. Sprowadź swego analityka. Tylko żeby znał się na robocie i nie miał możliwości przetrzymania mnie na innym świecie.
— W porządku, a zatem załatwione. Czy to znaczy, że przyjmujesz pracę?
— Czemu nie? Równie dobrze mogę za to brać pieniądze — szczególnie, jeśli czeki będą przychodziły od ludzi, którzy zlikwidowali moje dotychczasowe środki utrzymania.
— Na razie więc zostaniemy przy tym. Będę potrzebował kilku dni na przetransportowanie analityka, którego wyszukałem. Pan Nadler ma dla ciebie do podpisu kilka formularzy, a ja tymczasem rozstawię sprzęt, który przynieśliśmy.
— Co to za aparatura?
— Noga ładnie ci się wygoiła, prawda?
— Tak.
— Jestem gotów zrobić to samo z twoją raną na piersi. Powinieneś móc opuścić szpital dziś wieczorem.
— To byłoby znakomicie. A co potem?
— Potem wystarczy, jeśli przez kilka dni będziesz unikał kłopotów. Można to osiągnąć albo gdzieś cię zamykając, albo trzymając nad tobą rozsądny nadzór z zastrzeżeniem, że będziesz się starał unikać kłopotliwych sytuacji. Zakładam, że wolisz to drugie.
— Zakładasz słusznie.
— Więc wypełnij dokumenty. Rozgrzeję sprzęt i niedługo cię uśpię.
Co też się stało.
Później, kiedy szykowali się do wyjścia — pochowali już cały sprzęt medyczny i formularze, Nadler włożył ciemne okulary, a Ragma swoje szelki — Ragma odwrócił się do mnie i prawie za bardzo od niechcenia powiedział: — A tak przy okazji, skoro doszliśmy do pewnego porozumienia, to czy nie zechciałbyś mi powiedzieć, dlaczego dokonałeś samoodwrócenia?
I chciałem to zrobić. Wydawało się, że skoro poniekąd siedzimy już w tym razem, nie ma powodu ukrywania tego aspektu sprawy. Stwierdziłem, że właściwie mogę mu powiedzieć.
Otworzyłem usta, ale słowa nie ułożyły mi się właściwie. Poczułem drobny ucisk w gardle, pewne nabrzmienie podstawy języka i odruchowe napięcie niektórych mięśni twarzy, a ja sam nieznacznie się uśmiechnąłem, lekko skinąłem głową i powiedziałem: — Wolałbym się zająć tym później, dobrze? Powiedzmy jutro czy pojutrze?
Читать дальше