Roger Żelazny - Bramy w piasku

Здесь есть возможность читать онлайн «Roger Żelazny - Bramy w piasku» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1993, ISBN: 1993, Издательство: Alkazar, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bramy w piasku: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bramy w piasku»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Bramy w piasku to powieść, w której wydarzenia toczą się w oszałamiającym tempie: terroryści, Obcy, pracownicy naukowi obdarzeni niezwykłymi talentami starają się wyjaśnić zagadkę tajemniczego kamienia z pradziejów Kosmosu…

Bramy w piasku — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bramy w piasku», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Niektóre liny i część sieci nadal wisiały na gwoździu wbitym w jedną z krokwi, swobodnie spływając na śmieci leżące na podłodze. Z prawej strony między wspornikami było przybitych kilka desek dwa na cztery cale, prowadzących do poziomu krokwi. Wszedłem na górę i zacząłem chodzić po belkach, zatrzymując się co kilka kroków, żeby zapalić zapałkę i przyjrzeć się pokrytemu kurzem drewnu. Z drugiej strony obszaru, na którym spoczywał przedtem cały sprzęt, natknąłem się na szereg klinowatych śladów prowadzących od krzyżulca, a wcześniej od szczytu bocznej konstrukcji ściany. Zszedłem na dół i bardzo starannie przeszukałem całą chatkę, ale nie natknąłem się na nic interesującego. Wyszedłem więc przez okno, wypaliłem w zamyśleniu papierosa i wróciłem do samochodu.

Uśmiechy. Ginny produkowała ich tego popołudnia wiele, a resztę dnia spędziliśmy unikając kłopotliwych sytuacji. Była bardzo zdziwiona, że skończyłem studia i znalazłem pracę. Nieważne. Dzień spełnił wcześniejszą obietnicę, był ciepły i jasny do końca. Spacerowaliśmy po terenie uniwersytetu i po mieście, dużo się śmiejąc i dotykając nawzajem. Później poszliśmy na koncert muzyki kameralnej, co z jakiegoś zapomnianego powodu wydawało się i było genialnym pomysłem. Potem poszliśmy do pobliskiej kawiarni i do mnie, aby między innymi pokazać jej, że mieszkanie jest tylko W stanie normalnego bałaganu. Uśmiechy.

Następny dzień był wariacją na ten sam temat. Pogoda też się zmieniła, przynosząc po południu trochę deszczu. Zrobiło się przez to przytulniej. Przyjemnie siedzieć w domu. Wyobrażać sobie huczący ogniem kominek po drugiej stronie pokoju. Te rzeczy. Nie zauważyła, że jestem odwrócony, a na temat mojej blizny wymyśliłem takie wspaniałe kłamstwo o inicjacji do tajnego stowarzyszenia istniejącego w plemieniu, które ostatnio badałem, że prawie żałowałem, iż tego nie spisałem. Niestety! I jeszcze trochę uśmiechów.

Około dziewiątej wieczorem naszą idyllę zniszczył telefon. Mój rejestrator złych przeczuć wydrukował ostrzeżenie, ale podobnie jak znak „uwaga na nisko przelatujące samoloty” nie podsunął mi żadnego sposobu przeciwdziałania. Podniosłem się i odebrałem telefon, wzdychając i mówiąc: — Tak?

— Fred?

— Tak.

— Mówi Ted Nadler. Mamy pewien problem.

— To znaczy?

— Zeemeister i Buckler uciekli.

— Skąd? Jak?

— Jeszcze tego samego dnia, w którym przywieziono ich do szpitala, zostali przeniesieni do szpitala więziennego. Według naszych ocen opuścili go kilka godzin temu. Nikt nie wie, jak im się to udało. Zostawili za sobą dziewięciu nieprzytomnych pracowników medycznych i ochroniarzy. Lekarze sądzą, że posłużyli się jakimś rodzajem gazu neurotropowego — a przynajmniej wszystkie ofiary reagują na atropinę. Kiedy jednak zadzwonił do mnie dyrektor, żadna z nich nie oprzytomniała na tyle, żeby powiedzieć, co zaszło.

— Fatalnie. Spodziewam się jednak, że się ich na jakiś czas pozbyliśmy.

— Jak to?

— Prawdopodobnie chcą wyjechać z kraju. Są oskarżeni o porwanie i usiłowanie zabójstwa.

— Nie możemy na to liczyć.

— Jak to?

— Zamiast tego mogą pojechać prosto do ciebie. Wyślij lepiej swoją dziewczynę do domu i spakuj walizkę. Przyjadę po ciebie za jakieś pół godziny.

— Nie możesz tego zrobić!

— Przepraszam, ale mogę, a poza tym to rozkaz. Twoja praca wymaga od ciebie wyjazdu. Twoje zdrowie zresztą też.

— Dobrze. Dokąd?

— Do Nowego Jorku — odparł.

A potem trzask przerywanego połączenia. Tak więc dokonał się najazd na Eden. Wróciłem do Ginny.

— Co to był za telefon? — spytała.

— Mam dobrą i złą wiadomość.

— Jaka jest ta dobra?

— Mamy jeszcze pół godziny.

W rzeczywistości dotarcie do mnie zajęło mu prawie godzinę, co dało mi czas na podjęcie z zimną krwią paskudnej decyzji, jakiej nie musiałem podejmować nigdy przedtem.

Merimee odebrał telefon po szóstym sygnale i poznał mój głos.

— Tak — powiedziałem. — Posłuchaj, czy przypominasz sobie propozycję, jaką mi uczyniłeś podczas ostatniej rozmowy?

— Tak.

— Chciałbym z niej skorzystać.

— Kto?…

— Jest ich dwóch. Nazywają się Zeemeister i Buckler…

— A. Morty i Jamie! Jasne.

— Znasz ich?

— Tak. Morty czasami pracował dla twojego wuja. Kiedy interes kwitł i zalewały nas zamówienia, musieliśmy czasem wynająć dodatkową pomoc. Był małym grubaskiem bardzo chcącym się naliczyć zawodu. Sam nigdy go za bardzo nie lubiłem, ale był pełen entuzjazmu i miał pewne zalety. Kiedy Al wyrzucił go z pracy, rozpoczął własną działalność i stworzył sobie niezły interes. Po paru latach znalazł sobie Jamiego, żeby rozprawiał się z konkurencją i załatwiał skargi klientów. Jamie był kiedyś niezłym bokserem wagi półciężkiej i ma duże doświadczenie wojskowe. Zdezerterował z trzech różnych armii…

— Dlaczego wuj Al wyrzucił Zeemeistera?

— Och, facet był nieuczciwy. Kto chce zatrudniać pracowników nie godnych zaufania?

— To prawda. Już dwa razy omal mnie nie zabili, a właśnie się dowiedziałem, że znów są na swobodzie.

— Rozumiem, że nie wiesz, gdzie teraz są?

— Niestety, nie.

— Hmm. To trochę utrudnia zadanie. Dobra, weźmy się za to od drugiej strony. Gdzie zamierzasz być przez kilka następnych dni?

— W ciągu godziny wyruszam do Nowego Jorku.

— Wspaniale! Gdzie się zatrzymasz?

— Jeszcze nie wiem.

— Zapraszam do mnie. Właściwie mogłoby to ułatwić…

— Nie rozumiesz — przerwałem mu. — Skończyłem studia. Dali mi dyplom doktorski. Mam pracę. Dziś wieczorem szef zabiera mnie do Nowego Jorku. Jeszcze nie wiem, gdzie załatwił mi mieszkanie. Spróbuję do ciebie zadzwonić, gdy tylko przyjadę.

— Dobrze. Gratuluję pracy i stopnia. Kiedy się już na coś zdecydujesz, działasz błyskawicznie — jak twój wuj. Nie mogę się doczekać, kiedy wszystko mi opowiesz. Tymczasem wypuszczę kilka balonów próbnych. Myślę także, że mogę ci niedługo obiecać miłą niespodziankę.

— Jaką niespodziankę?

— Gdybym ci powiedział, to nie byłaby to już niespodzianką, prawda, drogi chłopcze? Zaufaj mi.

— Dobra, ufam. Dzięki.

— To na razie.

— Na razie.

Tak więc z premedytacją, rozmysłem, itp. Nie czułem się winny. Zmęczyła mnie już rola tarczy strzeleckiej, a zawsze szkoda marnować darowanego dyplomu.

Okazało się, że hotel znajduje się dokładnie naprzeciw częściowo wypełnionego szkieletu jakiegoś biurowca, po którym poprzednio wszedłem na dach budowli wznoszącej się też po drugiej stronie ulicy, ale nieco na ukos od hotelu — a mianowicie hali mieszczącej maszynę z Rhenniusa.

Jakoś wątpiłem, że to czysty przypadek. Kiedy jednak wyraziłem swoje zdanie, Nadler nie odpowiedział. Wpisywaliśmy się do księgi hotelowej po północy, a od chwili, kiedy po mnie przyjechał, nie rozstawaliśmy się.

— Kończą mi się papierosy — powiedziałem po drodze do recepcji, oczywiście zauważywszy przedtem, że w zasięgu wzroku nie ma automatu z papierosami.

— To dobrze — odpowiedział. — paskudny nałóg.

Dziewczyna za kontuarem była jednak bardziej współczująca i powiedziała mi, że znajdę automat na półpiętrze. Podziękowałem jej, zapamiętałem numer naszego pokoju, powiedziałem Nadlerowi, że za minutę wrócę i zostawiłem go przy recepcji. Oczywiście natychmiast udałem się do najbliższego telefonu i powiedziałem Merimeemu, gdzie jestem.

— Dobrze. Uważaj teren za obstawiony — powiedział. — Tak przy okazji, wydaje mi się, że klienci są w mieście. Jeden z moich znajomych chyba ich widział.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bramy w piasku»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bramy w piasku» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
Kapitan_Bramy
Неизвестный Автор
Roger Żelazny - Ja, nieśmiertelny
Roger Żelazny
Roger Taylor - Ibryen
Roger Taylor
libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
libcat.ru: книга без обложки
Roger Hargreaves
libcat.ru: книга без обложки
Roger Hargreaves
libcat.ru: книга без обложки
Roger Hargreaves
Jeremy Gerlis - Roger
Jeremy Gerlis
Отзывы о книге «Bramy w piasku»

Обсуждение, отзывы о книге «Bramy w piasku» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x