Inkub położył głowę, zadowolony.
— I załadował worek z prezentami do swoich sań, i pomógł dwóm Miodokróliczkom usiąść za sobą, i trzasnął ze swojego bata i…
— Odkąd to Mikołaj ma bat?
— Mikołaj ma bat od niepamiętnych czasów. Ale rzadko, jeśli w ogóle, musi go używać. Renifery wiedzą instynktownie, gdzie powinny polecieć. A więc… polecieli wszyscy, instynktownie, jak puch ostu, prosto do stajenki w Betlejem, gdzie Jezus i Maryja i Józef i pasterze i aniołowie i mędrcy, a nawet nocny portier z hotelu, który doznał odmiany serca, czekali na Mikołaja i Miodokróliczki, a kiedy zobaczyli ich w górze na niebie, które było rozświetlone, jak zapewne pamiętacie, przez tamtą piękną gwiazdę, wszyscy wydali wielki okrzyk: „Niech żyją! Niech żyją Miodokróliczki! Niech żyją! Niech żyją! Niech żyją!”.
— Czy to koniec tej historii?
— To koniec tej historii.
— Wie pani co, pani Schiff?
— Co?
— Inkub właśnie zrobił psipsi w pani łóżku. Widzę to na pościeli.
Pani Schiff westchnęła i trąciła łokciem Inkuba, który był martwy.
Wydawało się, że panuje jednomyślność pośród komentatorów, z których wielu nie miało skłonności do wyrażania łatwego optymizmu, co do tego, że świta nowy dzień, kryzys minął, a życie będzie toczyć się dalej. Ci, dla których to słowo nie stanowiło postrachu, mówili, że wydarzyła się rewolucja, natomiast ci mniej milenijnie nastawieni nazywali to czasem pojednania. Pogoda była teraz ładniejsza, oczywiście, jak niezmiennie jest w maju i czerwcu. Nikt nie miał zbytniej pewności, co wskazało początek tej jaśniejszej ery, a tym bardziej, czy siły ciemności są w pełnym odwrocie, czy też tylko zatrzymały się dla złapania oddechu, ale kiedy kraj przebudził się z koszmaru długiego upadku, wiele problemów zniknęło z nagłówków wraz z pewną liczbą ludzi.
Najbardziej zdumiewającą zmianę z punktu widzenia Daniela stanowiło to, że latanie przestało być przestępstwem w czterech ze stanów Środkowego Zachodu (chociaż jeszcze nie w Iowa). Ponadto rząd odstąpił od ścigania wydawców anonimowej sensacyjnej książki, sprzedawanej spod lady, pod tytułem Opowieści o terrorze, rzekomo wyznań człowieka, który dziewiętnaście lat wcześniej w pojedynkę wysadził rurociąg alaskijski, a teraz żałował tego i dalszych przestępstw, przez cały ten czas otwarcie chlubiąc się ich opisami. Rząd, przestając domagać się od wydawców ujawnienia tożsamości autora, mówił w istocie, że co było, to było. W rezultacie ludzie mogli sobie pozwolić na kupowanie tej książki po niższej (oficjalnej) cenie, i robili to milionami, Daniel pośród nich.
Na innej osi pojednania pastor Jack Van Dyke był z powrotem w wiadomościach jako pierwsza liberalna gruba ryba popierająca Purytańską Ligę Odnowy, najnowszy z odłamów Sług Bożych, które próbowały zyskać zwolenników w tak dogodnym momencie. Magazyn „Time” miał raz na okładce zdjęcie ukazujące Van Dyke`a i Goodmana Halifaksa wystrojonych w czarne stetsony, nakrochmalone białe koloratki, czerwone muchy ze sztucznego jedwabiu i ozdobione insygniami marynarki z denimu, które były wesoło anachronicznym uniformem PLO, gdy ślubowali wierność fladze na cmentarzu Arlington. Nie tak Daniel wyobrażał sobie świt nowej ery, ale Halifax stał za posunięciem, by zdekryminalizować latanie, co z pewnością przemawiało na jego korzyść, jakkolwiek zawiłe i Van Dyke`owskie były motywy przypisywane mu przez „Time”.
Daniel zainteresowałby się mocniej i z większym zaangażowaniem tymi wydarzeniami, ale niestety wektor jego własnego życia nie chciał przyłączyć się do tej ogólnej tendencji zwyżkowej. Stała się w rzeczywistości rzecz najgorsza, mianowicie panna Marspan przestała udzielać mu pomocy w najbardziej ostateczny sposób. Nie żyła, tak jak rzesze innych, którzy zginęli w wyniku nadal trwającej wielorakiej epidemii w Londynie. Daniela poinformowano o jej śmierci w teleksie z jej banku. Bank ubolewał z powodu wszelkich niedogodności, które mogły wyniknąć z nagłego przerwania comiesięcznych przekazów, ale ponieważ zmarła nie umieściła żadnej klauzuli w swoim testamencie, aby utrzymano takie płatności, nie mógł postąpić inaczej.
Daniel miał podobnie ograniczony wybór sposobu działania. Dopóki duch nowej ery nie dotrze do Rady Racjonowania i nie skłoni jej do rozpatrzenia na nowo trudnego położenia takich osób jak Boa, nie będzie możliwe oddanie jej z powrotem do ponurych oddziałów Aneksu Pierwszych Narodowych Torów Lotu. W każdym razie nie miał już dosyć gotówki, by zapewnić jej pobyt w Aneksie przez więcej niż kilka miesięcy. Mówiąc sobie, że nie ma wyboru, poszedł do Ernesta Reya.
Ustalone warunki jego kapitulacji nie były wspaniałomyślne. Miał dać sobie ufarbować skórę na ciemny tekowy brąz, całą oprócz szerokiego kręgu na każdym policzku, któremu pozostawi się jego naturalny kolor, aby (wyjaśnił Rey) ujawniać jego rumieńce. Włosy, czarne jak smoła, nie potrzebowały farbowania, ale miały być kędzierzawione, roztrzepywane i modelowane, jak krzew ozdobny, zgodnie z nakazami mody. Będzie towarzyszył Reyowi, kiedy tylko tamten tego zażąda, ubrany w liberię Metastasia, albo coś równie wesołego i barwnego, i będzie oddawał małe przysługi symbolizujące jego zależność, takie jak otwieranie drzwi, przewracanie kartek i pucowanie butów. Ponadto będzie uczestniczył, aktywnie i nie szczędząc sił, we wszelkich cielesnych zajęciach, które poleci mu wykonać Rey, pod warunkiem tylko (to jedyne ustępstwo, jakie udało się Danielowi uzyskać), że takie zajęcia będą zgodne z prawem i będą się mieściły w zwykłym zakresie jego umiejętności. Nie będzie mu wolno poza tym uprawiać seksu, w którym to celu miał zostać zaopatrzony w pas szaleństwa. Będzie udawał, zarówno publicznie, jak prywatnie, że jest rozkochany w swoim dobroczyńcy, i na wszelkie zapytania, dlaczego zachowuje się w taki sposób, miał odpowiadać, że słucha podpowiedzi kochającego serca. W zamian Rey zobowiązał się do zapewniania „dobrego samopoczucia” Boi przez taki czas, przez jaki będzie potrzebować tych usług od Daniela, i później jeszcze przez rok.
Punkty tej umowy zostały zaprzysiężone na specjalnym obiedzie w „Evviva il Coltello” w obecności pani Schiff i pana Ormunda, którzy zgodnie wydawali się uważać to wydarzenie za pomyślne. Pan Ormund był wręcz prawdziwą matką panny młodej, na przemian wybuchając to entuzjazmem, to łzami. Podjął się oddać Daniela tego samego wieczoru w ręce swojej własnej kosmetyczki i nadzorować całą jego transformację. Oświadczył, że właśnie na to miał nadzieję, kiedy po raz pierwszy jego oczy spoczęły na Benie i rozpoznał w nim ukrytego brata. Pani Schiff była mniej wylewna w swoich gratulacjach. Najwyraźniej uważała jego fizyczne przemodelowanie za zupełny nonsens, ale zaaprobowała ten związek jako obliczony na przyczynianie się do spokoju ducha Ernesta i przez to ulepszanie jego sztuki.
Daniel nigdy wcześniej nie zaznał upokorzenia. Doświadczał czasami przelotnego zakłopotania. Żałował nierozważnych działań. Ale przez wszystkie swoje cierpienia, w Spirit Lake i podczas długich lat jako czasowy w Nowym Jorku, nigdy nie czuł żadnego głębokiego ani długotrwałego wstydu. Teraz, chociaż próbował tak jak przedtem skryć się w azylu wewnętrznej, niemożliwej do przymuszenia wolności, zaznał upokorzenia. Nie wierzył już w swoją niewinność ani prawość. Pogodził się z osądem świata — szyderczymi uśmiechami, żarcikami, odwróconymi oczami. Wszystko to mu się należało. Mógł nosić liberię Metastasia bez ujmy dla swojej dumy — nawet, w swoich lepszych chwilach, z rodzajem moralnej ostentacji, jak ci paziowie na renesansowych obrazach, wydający się, z racji młodości i urody, rywalami książąt, którym służą, ale nie potrafił nosić liberii prostytucji z tak swobodnym wdziękiem: uwierała go, drapała, powodowała swędzenie, paliła, ścierała jego duszę.
Читать дальше