Ponieważ nastąpiła odpowiedź, Inkub opuścił głowę z powrotem na poduszkę.
Znała opery Metastasia na pamięć i przepytywała Daniela drobiazgowo na temat każdego przedstawienia, przy którym pracował: kto śpiewał, jak dobrze albo kiepsko, czy jakiś skomplikowany element gry scenicznej się udał. Znała je tak dobrze nie stąd, że oglądała je tak często, ale dlatego, że w wielu przypadkach sama je napisała. Oficjalnie była jedynie główną kopistką Metastasia, chociaż czasami, kiedy powszechnie wiedziano, że jakiś tekst jest tak przekręcony, iż ledwo istnieje, program zawierał małą adnotację: „Redakcja i aranżacja — A. Schiff”. Nawet wtedy nie dostawała żadnych tantiem. Pracowała, jak oświadczała, dla samej przyjemności i większej chwały Sztuki, ale to, uznał Daniel, było tylko połową prawdy. Pracowała także, jak inni ludzie, dla pieniędzy. Wprawdzie honoraria, które otrzymywała, były małe, ale za to częste, i kiedy dodało się je do czynszów z budynków, wystarczały jej na opłacenie takich niezbędnych luksusów jak karma dla psa, książki, rzadkie płyty i jej comiesięczne rachunki w „Lieto Fino” i „La Didone”, gdzie zwykle podejmowała gości.
W pierwszych miesiącach Daniel nie był wtajemniczony w tę stronę jej życia, i dopiero stopniowo, z aluzji robionych przez pana Ormunda i pożółkłych wycinków odkrytych pośród szmelcu w mieszkaniu, dowiedział się, że pani Schiff była swego czasu sławą o niemałej randze w beau monde belcanto, po tym, jak zakochawszy się w największym ze współczesnych kastratów, Erneście Reyu, uciekła z nim i go poślubiła. To małżeństwo zostało później unieważnione, ale Rey pozostał jej wierny na swój sposób. Był jedyną osobą spośród jej przyjaciół, której pozwalała odwiedzać się w domu, i tak Daniel zawarł powierzchowną znajomość z mężczyzną powszechnie uważanym za największego śpiewaka swoich czasów (chociaż zaczął się już schyłek tych czasów).
Poza sceną wielki Ernesto stanowił najmniej odpowiedniego kandydata na primadonnę, jaki kiedykolwiek istniał — był chudym, rozedrganym nerwowo człowieczkiem, którego gładka, blada twarz wydawała się zamarła w wyrazie trwogi z szeroko otwartymi oczami w rezultacie (jak się mówiło) zbyt wielu liftingów. Był nietypowy w porównaniu z innymi kastratami poprzez to, że był biały (urodził się w Neapolu), nieśmiały (przy nieznajomych przyjmował matowy, nosowy, jednostajny głos, o oktawę niższy od jego naturalnego) i miał poczucie winy (chodził na mszę w każdą niedzielę), i nietypowy w porównaniu ze wszystkimi innymi osobami przez to, że był kastratem. Nagrał Normę pięć razy i każde nagranie okazywało się lepsze od poprzedniego. O pierwszym pewien krytyk powiedział, że Norma Reya jest lepsza od wykonania Rosy Ponselle, a był w takim wieku, że miał okazję usłyszeć tę ostatnią na żywo.
Pani Schiff była w nim teraz równie zakochana jak w dniu, kiedy uciekli, a Rey (według jej słów, potwierdzanych przez wszystkich innych) nadal równie boleśnie uważał tę miłość za coś oczywistego. Schlebiała mu; on rozkoszował się tym. Pracowała jak trupa akrobatów, by ciągle dobrze się bawił; on tolerował jej wysiłki, ale sam żadnych nie czynił, chociaż skądinąd nie był tępym niezdarą. We wszystkich sprawach dotyczących interpretacji i ogólnej strategii estetycznej pełniła funkcję jego trenerki i działała jako rzecznik wobec tych dyrygentów i inżynierów nagraniowych, którzy nie chcieli od razu nagiąć się do jego woli. Wymyślała, i ciągle poprawiała, wszystkie jego rzekomo ad libitum pasaże fiorytury, utrzymując je bezpiecznie w granicach jego ciągle zmniejszającej się skali bez zauważalnej utraty świetności. Przeglądała nawet jego kontrakty i pisała informacje dla prasy — a raczej przerabiała pozbawione smaku brednie płodzone przez jego własnego agenta ze stałą pensją, Irwina Taubera. Za wszystkie te usługi nie otrzymywała żadnego wynagrodzenia i mało podziękowań. Nie była niewrażliwa na takie oznaki lekceważenia, a nawet wydawała się czerpać słodko-gorzką satysfakcję ze skarżenia się na nie Danielowi, na którego mogła liczyć, że odpowie pełnym współczucia oburzeniem.
— Ale dlaczego wciąż to znosisz? — zapytał w końcu. — Skoro wiesz, że on taki jest i się nie zmieni?
— Odpowiedź jest oczywista: muszę.
— To nie jest odpowiedź. Dlaczego musisz?
— Bo Ernesto jest wielkim artystą.
— Wielki artysta czy nie, nikt nie ma prawa srać na ciebie.
— I w tym właśnie miejscu się mylisz, Danielu. Mówiąc tak, pokazujesz, że nie rozumiesz natury wielkiego artyzmu.
Był to bezpośredni atak na czuły punkt Daniela, o czym pani Schiff dobrze wiedziała. Porzucili ten temat.
Wkrótce wiedziała o nim wszystko, znała całą historię jego spartaczonego życia. Skoro Boa została umieszczona w pokoju Daniela, małomówność nie miała sensu i była raczej niemożliwa. W każdym razie po dwunastu latach życia pod przybranym nazwiskiem okazja, by powiedzieć wszystko, była zbyt kusząca, by się jej oprzeć. Zdarzały się chwile, jak wtedy, gdy pani Schiff zadała dopiero co wspomniany cios poniżej pasa, kiedy myślał, że wykorzystuje nieuczciwie jego wyznania, ale nawet wtedy jej przykre słowa prawdy nie zawierały żadnej zjadliwej złośliwości. Miała po prostu bardzo grubą skórę i oczekiwała, że twoja też taka będzie. Ogólnie jako matka spowiedniczka biła Renatę Semple na głowę. Renata, mimo całego swego reichiańskiego żargonu i cotygodniowego sondowania głębin, zajmowała się ego Daniela ze zbyt delikatnym nastawieniem. Nic dziwnego, że terapia nigdy nic mu nie dała.
Krótko mówiąc, Daniel był znów członkiem jakiejś rodziny. Oglądani z zewnątrz, stanowili rodzinę dosyć osobliwą: trajkocząca, garbata staruszka, rozpieszczony, zgrzybiały cocker-spaniel i eunuch z nadszarpniętą karierą (chociaż bowiem Rey nie mieszkał z nimi, jego pozasceniczna obecność była tak samo stała i namacalna jak w przypadku każdego ojca rodziny wychodzącego codziennie do biura). I sam Daniel. Ale lepiej być dziwnymi razem niż osobno. Cieszył się, że znalazł w końcu taką przystań, i żywił tę najbardziej rodzinną i skazaną na porażkę nadzieję, że nic się nie zmieni.
Ale już były wiadomości w radiu: nietypowy dla tej części roku okres zimna wyrządził rozległe szkody roślinom uprawnym w Minnesocie i obu Dakotach, a katastrofalna śnieć atakowała korzenie pszenicy na całym Środkowym Zachodzie. Krążyła pogłoska, że ta śnieć została wytworzona w laboratorium i jest rozprzestrzeniana przez terrorystów, chociaż żadna ze znanych dotąd organizacji nie ogłosiła, że to jej dzieło. Na rynku towarowym już panował zamęt i nowy minister rolnictwa oznajmił publicznie, że jesienią może stać się konieczne ścisłe racjonowanie. Na razie jednak ceny żywności stały w miejscu z tego dobrego powodu, że były już bardzo wysokie, nie na kieszeń większości ludzi. Przez całą wiosnę i lato trwała seria zamieszek na tle żywności w takich typowych zapalnych punktach jak Detroit i Filadelfia. Pani Schiff, której wyobraźnię zawsze pobudzały nagłówki i wiadomości w skrócie, zaczęła gromadzić zapasy toreb suchej karmy dla psów. W czasie ostatniego takiego kryzysu, cztery lata wcześniej, karma dla zwierzaków jako pierwsza rzecz zniknęła z półek, i musiała wtedy żywić Inkuba z własnej ograniczonej racji. Wkrótce cały jeden pokoik został całkowicie zapełniony dziesięciofuntowymi torbami Pet Bricquettes, ulubionej marki Inkuba. O siebie się nie martwili: rząd w jakiś sposób zaspokoi ich potrzeby.
Читать дальше