Thomas Disch - Na skrzydłach pieśni

Здесь есть возможность читать онлайн «Thomas Disch - Na skrzydłach pieśni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Stawiguda, Год выпуска: 2007, ISBN: 2007, Издательство: Solaris, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Na skrzydłach pieśni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Na skrzydłach pieśni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Stany Zjednoczone w niedalekiej przyszłości, nękane kryzysami ekonomicznymi i paliwowymi, klęskami głodu, atakami terrorystycznymi i zmianami klimatycznymi. Iowa to jeden z najspokojniejszych stanów, rządzony przez konserwatywne ugrupowania religijne.
Daniel Weinreb, syn dentysty, i Boadicea Whiting, córka bogacza, pokochali się wbrew dzielącej ich przepaści społecznej i ekonomicznej. Źle się czują w swoim policyjnym stanie. Pragną rozrywek, a przede wszystkim pragną latać, czyli oderwać się od swych ciał za pomocą specjalnego aparatu. Aby to osiągnąć trzeba umieć śpiewać. Bohaterowie trafiają w końcu do Nowego Jorku, stolicy opery i belcanto.
Za zerwanie z tradycją płacą jednak wielką cenę.

Na skrzydłach pieśni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Na skrzydłach pieśni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Daniel odrzucił pierwszą propozycję Claude`a kąpieli w jego wannie, po czym przyjął drugą. Podczas gdy się moczył, a potem szorował, Claude, w pełnej pozycji lotosu na dywanie, opisał sen, z którego dopiero co się zbudził. Obejmował on latanie przez, dookoła i nad różnymi kościołami w Rzymie, nieistniejącymi w rzeczywistości, i Claude potrafił je scharakteryzować z nużącymi szczegółami. Chociaż już dawno przestał być praktykującym katolikiem, a nawet praktykującym architektem, przepadał za kościołami. Wiedział wszystko, co można było wiedzieć o kościelnej architekturze renesansowych Włoch. Prowadził nawet taki kurs na Uniwersytecie Nowojorskim, dopóki jego ojciec nie umarł i nie zostawił mu wielkiej bryły architektury świeckiej, z której mógł czerpać czynsze umożliwiające mu prowadzenie obecnego wyzwolonego, pełnego niezadowolenia życia. Zawsze był bez zajęcia, podejmując zainteresowania i odkładając je na bok jak bibeloty w antykwariacie. Jego najbardziej trwałą pasję stanowił wystrój mieszkania, który zmieniał się co kilka miesięcy stosownie do najnowszych nabytków. Ściany wszystkich jego pokojów były jednym niekończącym się kredensem, prezentującym kawałki biednej, starej, zdemolowanej Europy: jońskie kapitele, małe Madonny z kości słoniowej, duże Madonny z włoskiego orzecha, detale sztukaterii, próbki gzymsów, fragmenty posągów o wszelkich stopniach rozczłonkowania, cynowe naczynia, srebrne naczynia, miecze, pozłacane litery z fasad sklepów, wszystko to nagromadzone bezładnie na wykonanych na zamówienie półkach. Każdy rupieć, każdy cenny klejnot miał własną historyjkę dotyczącą sklepu, gdzie Claude go kupił, albo ruin, z których go wykopał. Trzeba było przyznać, że większość ze swoich nabytków wyszperał sam. Kiedy latał, jego cel zawsze stanowiło jakieś miejsce bombardowań we Francji albo Włoszech, gdzie fruwał wśród gruzu jak jakaś bezcielesna sroka, a w głowie kręciło mu się od plądrowania. Potem, kiedy przylatywał z powrotem do swojego gniazda na Wall Street, wysyłał instrukcje do różnych agentów, którzy specjalizowali się w wygrzebywaniu staroci dla amerykańskich kolekcjonerów. Ogólnie wydawało się to Danielowi wielkim marnotrawstwem czasu lotu, nie mówiąc już o pieniądzach. Nawet powiedział to Claude`owi w pewne Boże Narodzenie w taktownej (miał nadzieję) formie limeryku, napisanego na przedtytułowej stronie książki, którą dał mu jako prezent (książką tą był dziewiętnastowieczny przewodnik po Włoszech, znaleziony przez niego w pudełku badziewia). Teraz ten limeryk widniał, wyryty na granitowej płycie nagrobkowej, pod imieniem i nazwiskiem Claude`a oraz datą jego urodzin, jako akceptowany składnik mise en scene:

Była raz wróżka o imieniu Claude,
Co uwielbiała do Boga lot,
Jeśli Boga nie zastała,
W Rzymie Go szukała,
Gdzie Marii Minerwy front.

Opowiedziawszy swój sen i martwiąc się, że jest w nim parę złych znaków, Claude zaaprobował ubiór Daniela, z wyjątkiem krawata; nalegał na zastąpienie go jednym ze swoich własnych, ze wzorem, który był szczytem mody w zeszłym roku — ogromnymi kroplami wody spływającymi po przezroczystym zielonym szkle. Potem, z pocałunkiem w policzek i klepnięciem po tyłku, odprowadził Daniela do windy i życzył mu jak najwięcej szczęścia.

Biedny Claude, wyglądał tak nieszczęśliwie.

— Rozchmurz się — nakłonił go Daniel, zanim drzwi zamknęły się z chrzęstem. — To był szczęśliwy sen. — I Claude, stosując się do tego, wygiął usta w kształt uśmiechu.

Poczekalnię gabinetu pana Ormunda, gdzie Daniel czekał przez pół godziny, ozdabiało tak wiele chromolitografii gwiazd Metastasia, że prawie nie widziało się pokrycia ściany z surowego jedwabiu za nimi. Wszystkie gwiazdy przedstawiono w perukach i wystrojone w kostiumy do swoich najgłośniejszych ról. Wszystkie były dedykowane, z mnóstwem miłości i masą pocałunków, dla (różnie): „Carissimo Johnny`ego”, „Notre tres cher maitre”, „Kochanego Sambo”, „Najmilszego Grubaska”, i (przez gwiazdy mniejszej wielkości) „Drogiego pana Ormunda”.

Drogi pan Ormund, we własnej osobie, okazał się straszliwie grubym, zawodowo wesołym, wystrojonym biznesmenem, Falstaffem i fałszywcem o najgłębszej barwie, tym najciemniejszym brązie, który zahacza o ciemniejsze purpury. Fałszywcy (od francuskiego faux noirs) byli prawie wyłącznie wschodnim zjawiskiem. W Iowa i na całym Środkowym Zachodzie biali, którzy farbowali sobie skórę na czarno albo choćby używali któregoś z bardziej drastycznych środków opalających, takich jak Jamaica Lily, podlegali wręcz wysokim grzywnom, jeśli to odkryto. Nie było to prawo często egzekwowane i może niezbyt często je łamano. Tylko w wielkich miastach, gdzie czarni zaczęli zbierać niektóre z politycznych i socjalnych korzyści ze swojego większościowego statusu, fałszywcy w ogóle występowali obficie. Większość pozostawiała jakąś widoczną część swojego ciała niepofarbowaną (w przypadku pana Ormunda był to mały palec prawej ręki), jako dowód, że ich murzyńskość jest wyborem, a nie nieuchronnym losem. Niektórzy szli dalej niż farby i kędzierzawienie włosów: decydowali się na operację kosmetyczną, ale jeśli pan Ormund nie nabył swojego lekko zadartego nosa w sposób naturalny, to był powściągliwy w wyborze modelu, gdyż nadal brakowało paru centymetrów do całkowitej kopii nosa King Konga. Gdyby kiedyś postanowił pozwolić swojej skórze wrócić stopniowo do jej naturalnej bladości, nigdy byś się nie domyślił, kim wcześniej był. Oznaczało to oczywiście, że nie jest stuprocentowym, entuzjastycznym, zupełnym i nieodwracalnym fałszywcem, ale mimo wszystko był nim wystarczająco, by Daniel, wymieniając z nim uścisk ręki i zauważając zdradzający prawdę palec, poczuł wyraźny brak równowagi psychologicznej. Pod niektórymi względami pozostał człowiekiem z Iowa. Nie mógł nic na to poradzić: nie pochwalał fałszywców.

— A więc to ty jesteś Ben Bosola!

— Panie Ormund…

Pan Ormund, zamiast puścić rękę Daniela, trzymał ją zamkniętą w obu swoich. — Moi informatorzy nie przesadzali. Jesteś doskonałym Ganimedesem. — Mówił rozrzutnym, śpiewnym kontraltem, może prawdziwym, może nie. Czyżby był nie tylko fałszywcem, ale i kastratem? Czy też tylko udawał falset, jak tak wielu innych zwolenników belcanto, gorliwie naśladujących śpiewaków, których ubóstwiali?

Niezależnie od tego, jak dziwny lub ohydny był jego rozmówca, Daniel nie mógł pozwolić sobie na to, by wydawać się zmieszany. Skupił myśli i odpowiedział, głosem może trochę pełniejszym i bardziej zarozumiałym niż zwykle:

— Niezupełnie Ganimedesem, panie Ormund. Jeśli pamiętam tę historię, Ganimedes był mniej więcej o połowę młodszy ode mnie.

— A więc masz dwadzieścia pięć lat? Nigdy bym nie pomyślał. Ale proszę, usiądź. Czy chciałbyś cukierka? — Machnął tą ręką z jednym różowym palcem w stronę miseczki z landrynkami na swoim biurku, a potem zagłębił się we wzdychających winylowych poduszkach na niskiej sofie. Półleżąc, podparty na jednym łokciu, przyglądał się Danielowi z niewzruszonym zainteresowaniem, które wydawało się zarazem przenikliwe i leniwe. — Opowiedz mi o sobie, mój chłopcze — o swoich nadziejach, swoich marzeniach, swoich tajemnych udrękach, swoich tlących się pasjach — o wszystkim! Ale nie, te sprawy zawsze najlepiej jest pozostawić wyobraźni. Pozwól, że przeczytam tylko pamiętniki tych ciemnych oczu.

Daniel siedział sztywno, dotykając barkami oparcia wrzecionowatego krzesła, imitacji antyku, ale nie spoczywając na nim, i uniósł oczy do zbadania. Pomyślał, że to tego pewnie doświadczają inni ludzie, kiedy idą do dentysty.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Na skrzydłach pieśni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Na skrzydłach pieśni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Na skrzydłach pieśni»

Обсуждение, отзывы о книге «Na skrzydłach pieśni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x