Amber natomiast przez jakiś czas przeszukuje wewnętrzny układ pod kątem wieści o ojcu, ale na próżno. Samotna, wyalienowana, ścigana przez oskarżenia o długi, rzuca się w otchłań borganizacji, odrzucając te aspekty charakteru, które sprowadziły ją na dno; z prawnego punktu widzenia zobowiązania finansowe są przywiązane do tożsamości. W końcu oddaje swoją osobowość komunie przegranych, przyjmując nową w zamiana za całkowite odcięcie od przeszłości.
Pozbawione królowej i dworu Imperium Pierścienia — bezludne, z wyciekającą atmosferą, chodzące na automatycznym sterowaniu — powoli schodzi z orbity w jowiszowy mrok, wypromieniowując energię ku zewnętrznym księżycom, aż w końcu wybija dziurę w pokrywie chmur i spala się w pożegnalnym rozbłysku światła. Czegoś tak jasnego nie widziano od czasów zderzenia z kometą Shoemakera-Levy’ego 9.
Sirhan, zajęty saturnaliami, czuje wstyd, że rodzicom nic się w życiu nie udało. Postanawia, że zrobi to za nich — choćby nieszczególnie miało się to im podobać.
* * *
— Bo rozumiesz, liczę, że mi pomożesz w moim historycznym projekcie — mówi młodzieniec o poważnej twarzy.
— Historycznym. — Pierre idzie za nim po krętej galerii, dłonie ma zaciśnięte za plecami, żeby nie okazywać rosnącego poruszenia. — A o jaką historię chodzi?
— Historię dwudziestego pierwszego wieku — odpowiada Sirhan. — Pamiętasz go, prawda?
— Czy ja… Mówisz poważnie?
— Tak. — Sirhan otwiera boczne drzwi. — Proszę tędy. Wszystko wytłumaczę.
Drzwi wychodzą na coś, co niegdyś było jakąś boczną galerią, pełną interaktywnych eksponatów mających wyjaśniać hiperaktywnym dzieciakom i ich pobłażliwym jednostkom rodzicielskim podstawowe prawa optyki. Tradycyjna optyka jest dawno przestarzała — sterowalna materia potrafi zatrzymywać fotony w miejscu, teleportować je gdzie zechce, grać w ping-ponga spinem i polaryzacją — a poza tym, głupia materia ścian została wymieniona na niskoenergetyczne komputronium, głęboko pod podłożem habitatu-nenufaru dyndają sobie radiatory rozpraszające nieliczne odpadowe fotony. Teraz cała sala jest pusta.
— Odkąd zostałem tutaj kustoszem, przerobiłem elementy konstrukcyjne muzeum na składy pamięciowe o wysokiej gęstości. Taka dodatkowa korzyść z kierowniczego stanowiska. Mam tu z miliard awabitów pojemności, wystarczyłoby na pamięć sensoryczną i wspomnieniową całej ludności dwudziestowiecznej Ziemi, gdyby to mnie interesowało.
Ściany i sufit powoli ożywają, jaśnieją, dając oszałamiająco żywy i barwny widok znad krawędzi krateru Barringera w Arizonie. A może to centrum Bagdadu?
— Kiedy zdałem sobie sprawę, że matka roztrwoniła rodzinną fortunę, przez pewien czas szukałem rozwiązania tego problemu — ciągnie Sirhan. — I któregoś razu olśniło mnie, że jest tylko jeden towar, który z biegiem czasu będzie zyskiwał na wartości: odwracalność.
— Odwracalność? To nie ma sensu. — Pierre wciąż ma zawroty głowy od niedawnego wybudowania. Obudził się zaledwie godzinę temu i wciąż przyzwyczaja się do narowów wszechświata, który nie chce naginać reguł pod naciskiem jego stanowczej woli. Do tego niepokoi się o los Amber, po której nie ma śladu w zbiornikach hodowlanych. — Przepraszam, wiesz może, gdzie jest Amber?
— Pewnie gdzieś się ukrywa — odpowiada Sirhan. — Bo jej matka też tu jest — dodaje. — A czemu pytasz?
— Nie wiem, co ty o nas wiesz. — Pierre patrzy nań z ukosa. — Dość długo lecieliśmy tym Wędrownym cyrkiem.
— Och, mną się nie przejmuj. Ja wiem, że nie jesteście tymi samymi ludźmi, którzy zostali tutaj i przyczynili się do upadku Imperium Pierścienia — odpowiada pobłażliwie Sirhan, a Pierre pośpiesznie wypuszcza parę poszukiwawczych duchów, żeby przyniosły historię, do której nawiązuje. Ich wyniki, integrując się z narracją jego świadomości, wstrząsają nim do głębi.
— Nie mieliśmy o tym pojęcia! — Pierre splata ręce w obronnym geście. — Ani o tobie, ani o twoim ojcu — dodaje cicho. — Ani o moim drugim… życiu. — Jest zszokowany. Naprawdę się zabiłem? Ale dlaczego miałbym zrobić coś takiego?! Nie potrafi też sobie wyobrazić, co Amber zobaczyła w takim introwertycznym duchownym, jak Sadeq, i niespecjalnie ma na to ochotę.
— To musi być dla ciebie wielki wstrząs — mówi protekcjonalnie Sirhan — ale przecież właśnie o czymś takim mówiłem. Odwracalność. Co to znaczy dla ciebie, w twoim ukochanym kontekście? Ty stanowisz, sam widzisz możliwość odwrócenia wszystkich nieszczęść, które zmusiły twoje pierwotne wcielenie do autodarwinizacji. On zniszczył wszystkie kopie, jakie tylko potrafiły wyszukać jego duszki, rozumiesz. Ciebie uratował tylko rok świetlny opóźnienia i fakt, że jako aktywne wcielenie jesteś, ściśle rzecz biorąc, inną osobą. A teraz ty żyjesz, a on nie. A to, co skłoniło go do samobójstwa, ciebie w ogóle nie dotyczy. Popatrz na to jak na dobór naturalny pomiędzy różnymi wersjami twojej osoby. Przeżywa najsprawniejsza z nich.
Wskazuje na ścianę krateru. Z lewego dolnego rogu ekranu zaczyna wyrastać drzewiasty diagram, zakrzywiając się i pętląc w miarę, jak idzie w prawy górny róg, powiększając się i rozwidlając w linie systematyki.
— Życie na Ziemi, drzewo genealogiczne, przynajmniej tyle, ile mogliśmy ustalić, posiłkując się paleontologią — mówi pompatycznie. — Kręgowce zaczynają się tutaj. — Wskazuje około trzech czwartych od dołu drzewa. — I odtąd mamy średnio sto skamieniałości na megarok. Większość wykryto w ostatnich dwudziestu latach, czyli odkąd umiemy zrobić dokładne co do mikrona mapowanie skorupy i górnych warstw płaszcza Ziemi. Co za marnotrawstwo.
— To jest… — Pierre szybko wykonuje dodawanie. — Pięćdziesiąt tysięcy różnych gatunków. To jakiś problem?
— Tak! — stwierdza z naciskiem Sirhan, wyzbywszy się już powściągliwości i wyniosłości. Ma wyraźne trudności z opanowaniem się. — Na początku dwudziestego wieku mieliśmy około dwóch milionów gatunków kręgowców i szacunkowo trzydzieści milionów gatunków organizmów wielokomórkowych — trudno przykładać tę samą statystykę do prokariontów, ale ich też było sporo. Przeciętny okres trwania gatunku to jakieś pięć megalat. Kiedyś ludzie myśleli, że jeden megarok — ale to bardzo kręgowco-centryczny punkt widzenia — gatunki owadów, na przykład, są stabilne o wiele dłużej. W każdym razie, wszystkie nasze próbki obejmują, z całej historii Ziemi, zaledwie około pięćdziesięciu tysięcy gatunków prehistorycznych, z trzydziestu milionów, zmieniających się co pięć milionów lat. Czyli ze wszystkich form życia, jakie kiedykolwiek istniały na Ziemi, znamy tylko jedną na milion. A z ludzką historią jest jeszcze gorzej.
— Aha, czyli ty jesteś fanem wspominkologii, tak? Co się naprawdę wydarzyło, kiedy kolonizowaliśmy Barneya. Kto powypuszczał ropuchy Oscara do nieważkiego rdzenia Ernsta Sangera, tego typu rzeczy?
— Niezupełnie. — Sirhan ma udręczoną minę, jakby jego przemyślenia dewaluowały się od wypowiedzenia ich na głos. — Mnie interesuje historia. Cała historia. Ja chcę podbić rynek kontraktów terminowych na historię. Ale potrzebuję pomocy babki, i ty pomożesz mi ją uzyskać.
* * *
Przez cały dzień ze zbiorników wykluwają się coraz to nowi uchodźcy z Wędrownego cyrku; mrugają oślepieni światłem, rozbitkowie z poprzedniej epoki. Z tej odległości wewnętrzny układ widać bardzo niewyraźnie, jako opuchniętą czerwoną chmurę przesłaniającą wiszące nisko nad horyzontem słońce. Lecz wielka przebudowa jest i tak widoczna nawet gołym okiem — tutaj, w niepokojąco fraktalnej strukturze wirujących na niebie pierścieni. Sirhan (lub ktoś, kto finansuje to spotkanie rodzinnych ciał) zaspokoił ich fizyczne potrzeby: zapewnił jedzenie, wodę, ubranie, mieszkanie i pasmo transmisyjne, wszystkiego tego jest pod dostatkiem. Na trawiastym wzgórku obok muzeum wyrasta już małe osiedle bąblowatych domków z zestalających się w najrozmaitsze kształty i style cząsteczek mgły użytkowej.
Читать дальше