— Żywność — rzuciła Janet.
Hutch pokiwała głową.
— To będzie twoje zadanie, dobra? Zakładamy, że pomoc się opóźni.
— A gdzie będziemy składować żywność? — zapytał George. — Tu mamy dość ograniczoną przestrzeń. Wiemy, skąd ją brać, jeśli nam zabraknie. Może by ją tam zostawić? Nic się chyba przecież nie zepsuje?
— Nie byłabym tego taka pewna — odparła Hutch. — Mówimy tutaj o prawdziwym chłodzie. Lepiej mieć ją tutaj, gdzie sami możemy ustalać temperaturę. Nie chcę w niczym zdawać się na przypadek.
— W porządku — zgodził się Carson. — Co jeszcze?
— Woda. Frank, ty się tym zajmiesz. — Powiedziała mu, gdzie może znaleźć pojemniki, potem zwróciła się do Maggie. — Ładownia jest podzielona na trzy sekcje. Na samym końcu jest łazienka. Tę poszerzymy, a pozostałe dwie wykorzystamy jako kabiny. Zobacz, co się da zrobić, żeby je jakoś wyposażyć. A, i gdybyś mogła załatwić zapas mydeł, ręczników i naczyń, bardzo to by nam pomogło. — Rozejrzała się naprędce po kabinie. — Zaraz wracam.
— Dokąd idziesz? — zainteresował się Carson.
— Na mostek. Musimy się podłączyć do systemu łączności na statku. Inaczej nie wiedzielibyśmy, co się dookoła nas dzieje.
— Będziemy potrzebowali też pól Flickingera — przypomniał Carson.
— Racja. Mam sześć w magazynku. Przyniosę, jak będę wracać. Wy siądźcie na kilka minut i spiszcie listę wszystkiego, co będzie nam potrzebne. Starajcie się niczego nie przeoczyć. — Otwarła luk i wyszła na zewnątrz. Powietrze wydało jej się teraz jakby mniej chłodne.
Przeszła zaledwie parę kroków, kiedy poczuła zapach dymu.
— Mamy gdzieś pożar — rzuciła w mikrofon, co sprawiło, że w kilka sekund wszyscy znaleźli się przed wahadłowcem.
Swąd dochodził z jednego z kanałów wentylacyjnych. Szli za tym tropem aż do maszyn przygotowujących posiłki i kilka minut później zobaczyli, co się święci. Jedna z kuchenek przegrzała się i spaliła własną instalację. Ponieważ nie reagowała na polecenia, musieli wyłączyć ją z sieci.
Temperatura zbliżała się teraz do zera, a nikt nie miał na sobie ciepłego okrycia. Zanim wrócili do Alfy, zdążyli przemarznąć do szpiku kości.
— Pójdę z tobą na mostek — oświadczył Carson. — Od tej chwili chyba nikt nie powinien wychodzić w pojedynkę.
Hutch uznała to za rozsądne, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, Janet spojrzała na zegarek, a potem pokazała na okno.
— Nadal jest ciemno — powiedziała zdziwiona. Była już prawie siódma rano, według czasu na statku. Światła symulujące cykl nocy i dnia powinny były dawno się rozjaśnić.
Hutch najpierw zajęła się własnymi zadaniami technicznymi, by zapewnić sobie pełną kontrolę nad systemem łączności Winckelmanna. W większej części poprzełączała także wszystkie standardowe tablice rozdzielcze statku. Zastanowiła się, jak długo mogą pociągnąć te jej obwody, kiedy cały statek zamarznie. Przyszło jej do głowy, że Wink może przejść w stan całkowitego zaćmienia komunikacyjnego. Gdyby to rzeczywiście nastąpiło, może lepiej byłoby wylecieć Alfą naprzeciw Walkirii czwartego kwietnia w południe? Ale to dość ryzykowne — jeśli pomoc by nie nadeszła, nie mieliby żadnych gwarancji, że uda im się podłączyć z powrotem do zapasów powietrza na statku. Co więcej, należało się zastanowić, czy wtedy wyjście z komory wahadłowca będzie jeszcze sprawne.
Przekonsultowała tę sprawę z komputerem.
PYT.: PRZY OBECNYM TEMPIE UTRATY CIEPŁA W JAKIEJ TEMPERATURZE I O JAKIM CZASIE DRZWI WYLOTOWE WAHADŁOWCA PRZESTANĄ BYĆ SPRAWNE?
ODR: W TEMP. 284 STOPNI CELSJUSZA. 19.03.03.
— O-o — zdziwiła się Janet. — Dziewiętnasty? Czy to nie było w zeszłym tygodniu?
— Komputer możemy chyba spisać na straty — orzekła Hutch.
Światło dzienne pojawiło się punktualnie o dziesiątej dziesięć. Rozbłysnęło gwałtownie, ostre, intensywne — jak w samo południe na morzu. Byli akurat rozproszeni po całym statku, fasując co się da, więc przywitali je lekko cynicznymi okrzykami radości.
Urządzili się tak wygodnie, jak tylko zezwalały na to okoliczności. Ze świetlicy wywlekli kilka krzeseł, stoliki, znaleźli też trzy kanapy i przytwierdzili je do podłogi w swoich obecnych kwaterach. Poprzypinali nawet kilka obrazków. Na jednym ze stołów Maggie położyła kryształowego delfinka, a Janet próbowała ocalić kilka z rozsianych tu i ówdzie roślin doniczkowych, ale dla nich było już o wiele za późno.
Dla większego bezpieczeństwa Hutch odłączyła wszystkie systemy, które nie były im absolutnie niezbędne. Pierścienie przestały się obracać, więc ustała sztucznie wytwarzana grawitacja. Wszystko trzeba było przytwierdzać do podłoża. Napoje pijano przez słomki, a prysznic dostarczał wielu przygód.
W poniedziałek, dwudziestego ósmego, czwartego dnia po zderzeniu, otrzymali odpowiedź z Noka. Hutch szybko przeleciała ją wzrokiem i zaraz posłała w obieg.
OTRZYMALIŚMY WASZE 03/241541Z I 03/241611Z. NIESTETY NIE MAMY STATKU DO WYSŁANIA. WASZĄ WIADOMOŚĆ PRZESŁALIŚMY DO NAJBLIŻSZEGO POJAZDU, STATKU BADAWCZEGO ASHLEY TEE, OBECNIE W NADPRZESTRZENI. SZACUNKOWY CZAS PRZYLOTU NA BETA PAC. 11 KWIETNIA, POWT. 11 KWIETNIA. POWODZENIA.
— O mój Boże! — wykrzyknęła Janet. — To przecież dwa tygodnie! Co się stało z Walkirią?
Hutch osunęła się bezwładnie w fotel.
— Może odwołali im lot. Robią tak czasami, kiedy nie ma nic dostatecznie ważnego do przewiezienia. Może wymaga jakichś napraw. Kto wie? I co to za różnica?
PLIK SIECI BIBLIOTECZNEJ
W ciągu całej mojej kariery, w czasie której odniosłam kilka znaczących sukcesów (jeśli wolno mi się w ten sposób wychwalać) a także przeżyłam kilka druzgocących klęsk, nie przypominam sobie równie frustrującego zdarzenia jak teraz, kiedy jestem zamknięta wewnątrz Winckelmanna i jego wahadłowca, o kilka milionów kilometrów od archeologicznej zagadki o niesłychanym wymiarze. I nic nie mogę na to poradzić.
Współtowarzysze rozumieją moje troski, ale ich uwagę odciągają zwykłe sprawy życia i śmierci. Ja też się boję. Ale mimo to bardzo chciałabym przyjrzeć się bliżej tej Piłce. Co to w ogóle jest? A przy okazji, chciałabym tutaj odnotować, jak bardzo jestem zadowolona, że mamy przy sobie Hutchins. Ma w sobie coś z dziwadła. Ale wiem, że nas z tego wyciągnie. Jeżeli to tylko możliwe.
„Dzienniki” Margaret Tufu, data 29 marca 2203 Opublikowane pośmiertnie przez Hartley & Co., Londyn. 2219 (Opracowane i opatrzone notą przez Janet Allegri)
Na pokładzie NCA Winckelmann, wtorek, 29 marca, 12.18
— Będziemy musieli wymyślić coś innego.
Temperatura na statku spadła do minus trzydziestu. Urządzenia elektroniczne zaczęły wysiadać. Dawno już pozamarzały rury przewodzące wodę. Hutch, martwiąc się, że gdzieś może zamarznąć luk, odcinając ich od pozostałych części statku, pozostawiła wszystko pootwierane.
Janet znalazła na pokładzie C automatyczną kuchenkę, którą umieścili na Alfie. Kuchenka była w stanie przyrządzić kawę, kanapki i przekąski. Zarekwirowali też lodówkę.
Na drugi dzień po nadejściu złych wieści z Noka na Winku pogasły światła. Hutch wydawało się, że mogłaby je przywrócić, ale stwierdziła, że to niewarte zachodu, więc gnieździli się teraz w swoim ciepłym, dobrze oświetlonym kokoniku, we wnętrzu zimnego, ciemnego statku.
I martwili się o zapas powietrza. Nadal oddychali zapasami ze statku, nadal też czerpali z niego energię. Ale utrata światła uświadomiła im, co ich czeka w niedalekiej przyszłości: lada chwila wysiądzie napęd recyklerów albo zamarzną pompy, albo jedno z tuzina innych nieszczęść odetnie im dopływ tlenu. Wtedy to będą musieli przejść na wewnętrzny system wahadłowca i od tej chwili pozostanie im zaledwie jeden tydzień. Plus mniej więcej doba w uprzęży Flickingera. Ashley Tee dotrze na miejsce — w najlepszym razie — za jakieś trzynaście dni. A to oznacza, że jeśli dopływ powietrza ze statku ustanie przed upływem następnych pięciu dni, nie wyjdą z tego.
Читать дальше