— Więcej nie da się zrobić — powiedziała. — Możecie teraz wstać. Ale ostrożnie, trochę nami chybocze.
— Chcesz spróbować jeszcze raz? — spytał George.
— Nie, za duże obciążenie. Możemy z tym żyć.
— A co robimy potem? — zapytała Janet.
— Musimy sprawdzić, co się stało z urządzeniami zasilania — odparła Hutch.
Carson potrząsnął głową.
— Dzięki.
— Nie moja zasługa. Mieliśmy szczęście.
— Też tak myślę. W każdym razie dzięki.
Teraz wszyscy już stłoczyli się na mostku. Pierwsze uniesienie powoli ustępowało.
— Czy możemy odzyskać moc? — zapytała Janet.
— Przeprowadzam właśnie diagnozy — odparła Hutch. — Ale już teraz mogę ci odpowiedzieć: naprawa urządzeń zasilających to nie jest coś, co można przeprowadzić na miejscu. Powinniśmy zakładać z góry, że nie będziemy w stanie ich użyć. A to znaczy, że utkwiliśmy tutaj na dobre. — Rozpięła pasy.
— W takim razie powinniśmy wezwać pomoc. — Maggie wzięła głęboki oddech. — Ktoś będzie musiał się pofatygować i nas stąd wyciągnąć. Pierwsza rzecz, jak mi się wydaje, to wysłać sygnał SOS.
— Już to zrobiliśmy.
Maggie dotarła już na mostek i szła teraz niepewnie po pokładzie, badając własną równowagę.
— Już nikt nie będzie musiał się upijać — oświadczyła. — Podłoga i tak się chwieje.
— Skąd możemy liczyć na pomoc? — zapytał George. — Z Noka?
— Najprawdopodobniej. — Hutch przeglądała harmonogram lotów. — Nic tu nie ma w okolicy poza nimi. Chyba że chcemy się przejechać z Kosmikiem. Mają tu swój statek na Quraquie.
— Będą z nas mieli niezłą zabawę — stwierdziła Janet. — Wyruszamy na poszukiwanie artefaktów i rozbijamy się na jednym z nich.
— Na Noku jest Walkiria. Właśnie przyleciała, jeśli można wierzyć harmonogramom. Zwykle pozostaje tam przez cztery dni. Jesteśmy od nich oddaleni o dwa dni — tyle wynosi czas transmisji. W takim razie powinni tam jeszcze być, kiedy dojdzie nasze SOS.
— Ale to wszystko oznacza — wtrąciła Maggie — że stracimy naszą misję. Teraz wszyscy będą się tu pchali, nas się wykluczy, a inni będą zbierać pochwały. — Rzuciła rozpaczliwe spojrzenie na Hutch. — Masz jakiś pomysł?
— Nie, Maggie. Teraz możemy jedynie czekać, aż ktoś nas uratuje.
— Ile to może potrwać? — zapytała Janet. — Mam na myśli ten statek z Noka.
— Pocztówce są szybkie. Jeśli wyruszą zaraz po otrzymaniu wezwania, Walkiria będzie tu za jedenaście dni.
— Da się przeżyć — orzekł George. — A w tym czasie my możemy spróbować określić, co to jest — to co zostało za nami.
Prawdziwy problem ujawnił się dopiero pięć godzin później.
Hutch próbowała doprowadzić do porządku swoje urządzenia kontrolne, kiedy na mostek weszła Janet, chuchając głośno w dłonie.
— Tu się robi zimno.
Rzeczywiście, było chłodno. Tablice Hutch wykazywały 103°C — temperatura wystarczająca, żeby zagotować wodę. Włączyła program diagnostyczny — nic. Żadnych problemów. Potrząsnęła głową z niedowierzaniem i podeszła do jednego z kanałów przewodowych.
— Pompuje zimne powietrze!
— Właściwie nie jest jeszcze bardzo zimno — przyznała Janet. — Ale to już nie jest temperatura pokojowa.
— Lepiej zejdźmy na dół i przyjrzyjmy się temu bliżej. Coś musiało się naplątać w oprogramowaniu. Ale stąd nie mogę wybadać, co się dzieje.
Po drodze wywołały ze świetlicy George’a i przeszli we trójkę do pierścienia C, tego z systemem podtrzymywania życia i ogólnej obsługi statku. Przeszli do połowy zewnętrznego korytarza okalającego pierścień, zabrali zestaw naprawczy i weszli do działu maszynowego. Ściany tam pokrywały szafki, obudowy i osłony. Metal był tu bardzo zimny.
— Powinniśmy wziąć swetry — doszła do wniosku Janet. — Uwińmy się z tym jak najprędzej.
Trudno im było się poruszać z powodu tego chybotania. Statek wykazywał tendencję do szarpnięć przeciwnych do kierunku jego ruchu obrotowego. Ponieważ szli teraz w stronę osi statku, oznaczało to, że sami wykazywali skłonność do wpadania na ściany po lewej ręce oraz do częstych upadków. Przeszli, potykając się, obok urządzeń zasilających — zestawu cylindrów w kształcie kropel, osadzonych w rzędzie pierścieniowych podstaw. Jedyne źródło światła stanowiła żółta lampka kontrolna i blade światło zegarów tablicy rozdzielczej.
— Jesteś pewna, że nie chcesz próbować tego naprawić? — zapytał George.
— Tak — potwierdziła. Urządzenia zasilające były naprawiane wyłącznie w dokach. Personelowi statków nie wolno było ich dotykać. Szkolenie Hutch nie pozostawiało w tym względzie najmniejszej wątpliwości: przełączyć się na system pomocniczy, tam gdzie to możliwe ograniczyć zużycie energii i do domu. Najkrótszą trasą. Tutaj, rzecz jasna, przy wyczerpanych hazeltinach, nigdzie nie mogli się ruszyć.
Zbadali serię zbiorników i bębnów, w których mieścił się system wentylacyjny. Na pierwszy rzut oka nic nie dawało się wykryć. Hutch wywołała schemat przepływu powietrza na kontrolnym terminalu.
Odpowiedni skład mieszanki dwutlenku węgla, azotu i tlenu utrzymywała seria czterech recyklerów — wielkich cylindrów, z których powietrze było przepompowywane do trzech ogromnych zbiorników ciśnieniowych, gdzie je przechowywano. Recyklery i zbiorniki miały wzajemne połączenie. Zanim powietrze wchodziło z powrotem do systemu wentylacyjnego, przechodziło przez szereg czterech konwektorów, które grzały je (lub chłodziły) do odpowiedniej temperatury. Wszystkie cztery konwektory wyświetlały teraz napis „niesprawny”.
Usunęli jedną z pokryw i zajrzeli: same zgliszcza.
— Teraz musimy je wymienić. Zgadza się? — zapytał George z nadzieją w głosie.
— Możemy wymienić tylko jeden z nich.
— Masz tylko jeden zapasowy? — Janet wyraźnie nie dowierzała.
— Tylko jeden — potwierdziła Hutch. — One zwykle się nie psują. A taki rodzaj zniszczeń w ogóle nie powinien nastąpić.
— Racja — przyznała Janet.
— Na ile może nam się przydać ten jeden zapasowy? — pytał George.
— Nie wiem. I właśnie trzeba będzie się dowiedzieć. Ale może to oznaczać, że będziemy zamarzać odrobinę wolniej.
— Powiem wam, co to jest według mnie. — Maggie, zawinięta w koc, dziobnęła palcem w jajowaty kształt. Jego powiększenie teraz było wyświetlone na wielkim, zajmującym całą ścianę ekranie. Siedzieli w świetlicy. Przypominał trochę pajęczą sieć, w połowie widoczną podczas bezksiężycowej nocy. Dało się dostrzec delikatną siatkę linii, wywołującą wrażenie kruchego piękna. — To taki ostateczny Monument i jeżeli nie jest układem, w którym mieszkają Twórcy, to przynajmniej wskazuje, że jesteśmy na ich tropie.
Carson miał na sobie sweter, a na nogach udrapował sobie jakąś narzutę.
— Czy wszyscy zgodzą się, że przeszliśmy przez to na wylot?
— Nie mieliśmy innego wyjścia — potwierdziła Maggie. — Powiedzmy… — Rozjaśniła się nagle. — A może mamy na pokładzie jakieś próbki?
Carson złowił jej spojrzenie.
— Na kadłubie.
— To możliwe.
Przeniósł spojrzenie na jeden z kanałów wentylacyjnych, podszedł bliżej i przytknął do niego dłoń.
— Jest zimniej — oznajmił.
Otwarły się drzwi w głębi pomieszczenia i do środka weszła Janet, a tuż za nią Hutch i George. Wszyscy mieli na sobie kurtki i wszyscy sprawiali wrażenie zniechęconych.
— Nie za dobrze, co? — powitał ich Carson. Hutch opisała im, co zrobili. Nowy konwektor był już zamontowany.
Читать дальше