— Mam tylko nadzieję, że żadne z nas przy tym nie wypadnie — oświadczyła.
Załadowali moduły platformy, napełnili powietrzem kilka zapasowych zbiorników. W tym otoczeniu nie będzie możliwości uzyskania powietrza, gdyby coś poszło nie tak. Z tego powodu Carson, teraz zdeterminowany, by zachować wszelkie możliwe środki ostrożności, zabierał ze sobą prawie miesięczny zapas powietrza.
— Po co aż tyle? — zdziwił się Drafts.
— Wahadłowiec może się zepsuć — wyjaśnił Carson. — Możemy tam utknąć.
Hutch nie podobał się ten wahadłowiec. Był skrzynkowaty, niezbyt aerodynamiczny w kształcie, prawie niezdatny do lotów w atmosferze. W czasie lotu odczują rzucanie. No i będą się wlekli. A w ogóle to nie była pewna — wbrew temu, co oświadczyła Carsonowi — że potrafi dać sobie z nim radę.
— Z przykrością muszę ci powiedzieć — zaczęła. — Ale ten wahadłowiec przypomina latający karton po butach. Byłoby znacznie lepiej, gdybyś poprosił Angelę, żeby go pilotowała. Przywykła do niego, no i jest najlepsza.
— To chyba nie może być aż tak trudne.
— Chcesz się założyć o własne życie?
Carson spojrzał na nią i uśmiechnął się z aprobatą.
— Dzięki — rzucił.
Zabrał Hutch ze sobą na mostek, gdzie Angela przyglądała się obrazom ich wybranego rejonu.
— Wolelibyśmy, żebyś ty poprowadziła wahadłowiec — oznajmił bez ogródek. — Hutch mówi, że ciężko go opanować i że ty jesteś w tym całkiem niezła.
Angela przyglądała mu się uważnie przez dłuższą chwilę.
— Czy ty tak chcesz? — zwróciła się do Hutch. Miała na sobie jasnobrązowy kombinezon pokładowy z wyszytym na lewej piersi potężnych rozmiarów znakiem Ashley Tee — żaglowcem na tle gwiezdnego kręgu.
— Tak. Sądzę, że to dobry pomysł.
— W takim razie chętnie. — Hutch pomyślała sobie, że coś jeszcze ją nurtuje. — Oczywiście, nasz wahadłowiec jest bardzo ciasny. A czworo ludzi w stacji na powierzchni to już prawdziwy tłok.
Janet wychyliła się ku niej z fotela.
— Ja nie mam aż tak wielkiej ochoty rzeźbić w górskich zboczach. Jeśli chcecie, pomogę utrzymać fort tutaj.
Wczesnym rankiem wahadłowiec wyśliznął się ze swych cum, odłączył od Ashley Tee i rozpoczął zejście. Angela ustaliła uprzednio łagodny ześlizg, który umożliwił metodyczne wejście w atmosferę. Bez trudu wskoczyli w górne jej warstwy.
Delikatne wzajemne oddziaływanie pędu statku i miejscowych pól magnetycznych wystarczało im za cały napęd. Ale w miarę jak wzrastało ciśnienie, zaczęło nimi coraz mocniej rzucać. Wiatr walił o kadłub i ciskał w okna grube krople gęstego deszczu. Carson, złapany z tyłu w tymczasową sieć pasów, głośno wyraził swe niezadowolenie.
— Nic się nie dzieje — odpowiedziała Angela. — Przy tego rodzaju pojazdach zawsze bardzo wieje z naprzeciwka. Nie martwcie się. Nic mu nie będzie.
Na spotkanie wyszły im górskie łańcuchy, łachy śnieżne i morze koloru kawy.
Żadna jeszcze ludzka stopa — pomyślała Hutch. Nigdy.
W godzinę później zbliżyli się do celu, przeleciawszy nad wypełnioną szlamem rzeką. Krajobraz tutaj upstrzony był śnieżnymi zaspami, kamieniami i żlebami. Mieszanka światła przywodziła na myśl Halloween — czerwone słońce i wodnistobrązowy, opasany pierścieniem olbrzym, który unosił się nad horyzontem jak chiński balon, zimny, ponury i zakazany. W takich miejscach nie buduje się domków letniskowych.
Angela skręciła teraz na południe.
— Jeszcze dziesięć minut — uprzedziła ich.
Płaszczyzna wyrównywała się. Znów zaczął wiać wiatr, a powierzchnia zniknęła pod śnieżną kurzawą. Niebo poczerwieniało — nie tak, jak przy zachodzie słońca, przywodziło raczej na myśl podświetlone ogniem chmury nad płonącym lasem.
Ukazały się pierwsze płaskowzgórza.
— Są już na dole — oświadczył Drafts.
Przez cały czas obserwował napływające z dołu obrazy. Janet w czasie ich zejścia okazywała lekki niepokój, a teraz odczuła widoczną ulgę na wieść, że misja znalazła się już na ziemi.
— Wygląda na to, że od zachodu idzie burza — odezwała się. Pomarańczowoszare chmury sunęły szybko nad musztardowego koloru mgłą. — Może to część tego spirytusowego deszczu.
— Janet. — Twarz Draftsa odwróciła się teraz ku niej. — Odpowiesz mi na jedno pytanie?
— Jasne.
— Co robisz w czasie wolnym, kiedy nie uganiasz się za kosmicznymi falami?
Rząd monitorów po jej prawej stronie ział czarną pustką. Były podłączone do skanerów dalekiego zasięgu, które nadal szukały w tym systemie czegoś niezwykłego. Słońce, planety, ich księżyce, komety, skały i kosmiczny pył zostały wyciemnione. Odnotowują tylko to — wszystko to — co wykracza poza przyjętą normę, aż do samego krańca tego układu.
Strata czasu. Jak inaczej można to nazwać?
— Sama już nie wiem — odpowiedziała. — Naprawdę, sama już nie wiem.
KSIĄŻKA POKŁADOWA
Ekipa naziemna melduje, że wylądowali. Wysłaliśmy w kosmos dwa satelity łącznościowe, mające nam zapewnić całodobową łączność. Umieściliśmy również na orbicie boję sygnalizacyjną, która nakieruje na nas statek z Noka, kiedy tu dotrą.
Muszę dodać, że to najdziwniejsza misja, spośród wszystkich, w jakich zdarzyło mi się brać udział. Prawdopodobnie nikt nie ma pojęcia, czego właściwie szukamy.
— T. F. Drafts NCA Ashley Tee 14 maja 2203
LCO4418-IID („Delta”), sobota, 14 maja, 17.45 czasu Greenwich
Naziemna śnieżyca schowała przed ich wzrokiem powierzchnię planety, kryjąc pod sobą wszystko z wyjątkiem najwyższych wzgórz, które teraz przypominały szarą flotę sunącą przez morze rdzawej barwy. Te cztery, które sobie upatrzyli, znajdowały się w najdalej wysuniętym na zachód krańcu płaszczyzny, tam gdzie grunt powoli stawał się skalisty, górski.
Hutch przyszło do głowy, że Carson za bardzo sugeruje się wieżami stojącymi w rogach centralnego placu tamtego Oz na księżycu Quraquy. Kiedy mu o tym wspomniała, wydał się zaskoczony, ale po namyśle przyznał jej rację.
— Chciałbym zrobić to samo tutaj — powiedział. — Stworzyć kwadrat, wykorzystując do tego inne kwadraty. Zapewne nie wyjdzie idealnie, ale możemy próbować osiągnąć jak najbardziej zbliżony efekt.
Największe z całej czwórki wzgórz stapiało się od tyłu ze stojącą za nim górą. Z tym właśnie będą mieli największy kłopot i dlatego wybrali jego wierzchołek na siedzibę i bazę. Wśród potężnych porywów wiatru Angela sprowadziła wahadłowiec na dół i posadziła go ostrożnie na pomarańczowym śniegu. Jej kunszt wywarł na Hutch duże wrażenie.
Płaskowyż był olbrzymi. Żeby go obejść dookoła, potrzebowaliby około dziesięciu godzin. Otoczeni burzą śnieżną, nie widzieli dokładnie jego krawędzi, ale zdawali sobie sprawę, że czeka ich bardzo ambitne zadanie.
— Dzisiaj lepiej nie wyściubiajmy nosa na zewnątrz — oznajmił Carson. — Wyruszymy z samego rana.
Angela wskazała mu karmazynową smugę na wschodzie.
— To właśnie jest ranek. Ale masz rację — poczekajmy, aż przejdzie burza. Wtedy cały projekt może zacznie wyglądać bardziej sensownie. — Uśmiechnęła się cierpko.
Drafts właśnie odkładał jakiś podręcznik techniczny, kiedy na mostek weszła Janet.
— Coś się dzieje?
— Cisza. Chyba wszyscy śpią.
— Mamy jakieś odczyty na temat pogody?
— Kiepskie. Tu chyba zawsze jest kiepska pogoda. Tak mi się wydaje. Ale jestem słaby z meteorologii.
Читать дальше