— Saigo Aristos przejmie nadzór nad tobą i twoim zespołem.
Saigo, najbardziej wrogi z całej trójki, skorzysta z dowolnego pretekstu, by Gabriela zabić.
Gabriel zamierzał zachować wielką ostrożność.
— Rozumiem — powiedział — Poddam się instrukcjom Aristosa Saiga.
— Świetnie — Zhenling popatrzyła chwilę na niego, jak gdyby chciała mu coś powiedzieć. W końcu jednak nie powiedziała nic.
— Mam nadzieję, że moja praca was zadowoliła — rzekł Gabriel.
— Tak, bardzo.
— Kapitan Yuan Aristos sugerował, że jeśli osiągnę dobre wyniki, przyznacie mi z powrotem dostęp do daimonów. Dzięki nim pracowałbym szybciej i nie czułbym się taki samotny.
Zhenling odwróciła się, na policzki występował jej rumieniec. Opanowała się jednak i znowu na niego spojrzała.
— Szkoda, że Yuan Aristos poczynił takie obietnice — rzekła. — Nie powinien był wzniecać fałszywych nadziei.
Gabriel patrzył na nią zdesperowany. Potrząsnęła głową.
— Nie możemy zwrócić ci twoich daimonów, Gabrielu — rzekła. — Nigdy. To byłoby zbyt niebezpieczne.
Łzy napłynęły mu do oczu. Nie miał daimonów, które stałyby między nim, a jego uczuciami. To okropne życie w tym zakazanym pokoju, zamkniętej monotonnej przestrzeni, z jałowym umysłem, pozbawiło go wszelkiej nadziei.
Opadł twarzą na kanapę. Łkał. Zhenling wyciągnęła dłoń, zawahała się, potem położyła mu ją na ramieniu.
— Przykro mi, Gabrielu — rzekła.
— Obiecano mi!
— Będziesz musiał… — zawahała się — jakoś sobie z tym poradzić.
Gabriel łkał nadal. Zhenling chwilę trzymała dłoń na jego ramieniu, a potem spokojnie wstała z kanapy.
— Nigdy nie zamierzałam tego robić — rzekła cicho i wyszła.
Gabriel próbował opanować emocje, ale mu się nie udało. Kilka następnych dni przetrwał w najczarniejszej rozpaczy, odmawiał jedzenia, zaniedbał pracę.
Tylko myśl, że Saigo będzie triumfował, kazała mu powrócić do swoich zadań.
Zespól bez Clancy, bez entuzjazmu Gabriela, był mniej efektywny. Praca się wlokła i Gabriel odkrył, że już nie jest nią zainteresowany.
Saigo pojawiał się codziennie, wyznaczał zadania, odbywał z Gabrielem treningi.
— Ponowna próba manipulowania w naszych reno spowoduje represje — oświadczył.
— Rozumiem.
Spojrzał na Gabriela melancholijnymi oczyma.
— I to był kiedyś Aristos — rzekł. — Z pewnością chylimy się ku upadkowi.
Gabriel nie odpowiedział.
— Może byś się zabił? — zasugerował Saigo.
Gabriel rozważył propozycję. Środki były dostępne.
Postanowił jednak pracować dalej. Czasami uświadamiał sobie, że jego lewa dłoń porusza się w powietrzu, jakby rzucała urok. Postanowił tego nie dostrzegać. Nie moja, myślał.
Włosy odrosły mu do ramion.
Później, prawdopodobnie po paru tygodniach, Gabriel jadł posiłek, który dość dowolnie nazywał kolacją, jako że następował po śniadaniu i obiedzie. W ustach miał zły smak. Psuło to przyjemność jedzenia.
Wtedy mu przerwano.
Rozległ się trzask i odgłos skwierczenia. Na jednej ze ścian zasłony o barwie głębokiej czerwieni zafalowały do wnętrza, jakby wepchnął je poryw wichru z nagle otwartego okna. Nad głową kryształowy żyrandol zagrał jak kurant.
Weszła maszyna, śliska, czarna, bez spawań, na ośmiu dyskowatych kołach. Miała dziób jak krążownik i prymitywnie wykonane siedzenie z tylu.
— Czas stąd odejść, Gabrielu —rzekł Głos.
LULU:
Nóż!
Niech uśpi mnie swą pieśnią.
Gabriel spojrzał na machinę i doszedł do wniosku, że jest w poważnych tarapatach.
— Pośpiesz się— rzekł Głos.
Gabriel powoli wstał. Zastanawiał się, co robić. Nadzieja zapłonęła w jego sercu. Podbiegł do maszyny i wskoczył na nią, dokładnie w chwili, gdy ruszała. Schylił się, by nie uderzyć głową w krawędź otworu, a maszyna gramoliła się przez wytopioną w ścianie dziurę — pracę wykonały tu nano. Na śliskim krzesełku trudno się było utrzymać. Szybko mijali numerowane drzwi. Gruba czerwona wykładzina tłumiła odgłos kół.
— Przetransformowałem reno bazy —rzekł Głos — ale w każdej chwili może się włączyć jakiś autonomiczny alarm. Właśnie dlatego przeszedłem przez ścianę, a nie przez drzwi. To by włączyło mnóstwo sygnałów, wszystkich nie zdołałbym stłumić.
— Dokąd jedziemy?
— Do jednostki medycznej. Mam zamiar zwrócić ci twoje reno i twe daimony.
Serce Gabriela skoczyło z emocji.
Drzwi przemykały obok. Placówka, zbudowana z wielkim rozmachem, architekturę miała zaledwie funkcjonalną, i wyglądała na prawie niezamieszkaną.
Gdyby Gabriel chciał kiedyś mieć tajną bazę podziemną, zaprojektowałby ją znacznie ciekawiej.
— Tutaj.
Gabriel omal nie wyleciał z krzesełka, gdy maszyna gwałtownie stanęła. Budując to urządzenie, nie myślano o wygodzie. Lewa ręka Gabriela podniosła się sama i wskazała drzwi.
— Szybko. Trwa miejscowa noc i większość ludzi Saiga śpi. Nigdy jednak nie wiadomo, czy komuś nie wpadnie do głowy pomysł, by zajrzeć do twego pokoju lub do laboratorium nano. A ja zostawiłem wszędzie bałagan.
Gabriel mógł to sobie wyobrazić. Maszyna, jako produkt nano, musiała skądś wziąć materiał do swej konstrukcji. Z podłogi, najprawdopodobniej ze ścian i mebli.
Budowa tej prymitywnej maszyny zajęła Głosowi parę miesięcy. Była to improwizacja i prowizorka. Gabriel potrafiłby zaprojektować znacznie lepszy mechanizm w ciągu kilku dni.
— Czy da się uwolnić pozostałych? —pytał Gabriel.
Wszedł do laboratorium medycznego przez drzwi sterylizujące, ujrzał błyszczące żółto-czarne podłogi, nieskazitelne blaty, przygotowany sprzęt.
— Nie. Ryzykujemy, że uruchomimy sygnały alarmowe —oznajmił Głos. — Tędy.
Lewa ręka Gabriela wskazywała wysoki fotel z oparciami wformie skrzydeł, obity tapicerką z miękkiej ciemnej skóry.
Gabriel usiadł. Wiedział, że oparcie i skrzydła fotela zawierają tachliniowe projektory i odbiorniki, czujniki oraz specjalizowane reno. Stąd mógł przeprogramować swe własne wszczepione reno.
— To może chwilę potrwać —rzekł Głos. — Ten obrzydliwy Yuan wyłączył wszystkie funkcje twego reno z wyjątkiem biomonitorów, które przekazują dane do jego własnego reno. Musimy wyłączyć biomonitory, przeprogramować je na przesyłanie fałszywych danych, a potem uruchomić pozostałe rzeczy. Yuan zastawił wszędzie pułapki i alarmy, muszę więc działać ostrożnie.
— Czy mogę pomóc?
— Nie. Po prostu nic nie mów. Milcz.
Gabriel zamilkł. Niepokój szarpał i skręcał mu nerwy. Gdyby go teraz złapano, zostałby zabity. Czuł, że coś się dzieje w jego głowie, małe błyski świadomości, jak gdyby sprawdzano jakieś podsystemy. W mózgu zaczęło mu coś śpiewać, głos Psyche, potem Wiosennej Śliwy, potem chór. Umysł wypełnił się bezkresnym kwiatem origami, który się rozwijał, otwierał na królestwo możliwości.
— Do usług, Aristosie!
Zeskoczył z fotela i zaśmiał się głośno. Jego daimony warczały z żądzy zemsty.
Gabriel jest znowu sobą, pomyślał.
— Niezupełnie —przypomniał mu Głos. — Przez całe miesiące przystosowywałeś się do roli osoby podporządkowanej, zależnej. Nie możesz odrzucić w jednej chwili tego uwarunkowania.
Читать дальше