— Powinieneś być rozsądny, Gabrielu — powiedział.
— Ustąp —rzekł Głos.
Daimony wpływały do umysłu Gabriela i wypływały. Czasami sterowały jego ciałem opuszczonym przez świadomość. Mówiły cicho, urągały, krzyczały z wściekłości, z trwogi.
W pewnym momencie przyszedł do siebie i uświadomił sobie, że chodzi na czworakach. Zdołał wstać i dalej maszerował po kręgu. Zatoczył się jednak i upadł, w końcu i tak musiał iść na czworakach.
— Ustąp —rzekł Głos.
Dobry pomysł, pomyślał Gabriel. Może Głos wie, co robi.
Ktoś dał Gabrielowi wody, w zamian Gabriel podał kilka haseł.
Teraz wszystko stało się łatwiejsze. Po chwili doszedł do wniosku. że znajduje się wśród przyjaciół. Przekazał kolejne hasła i przyrzekł zachowywać się poprawnie. Ktoś podał mu środek przeciwbólowy. Ktoś, zdaje się Yuan, pocałował go i zapewnił, że jest kochany.
Gabriel powiedział im wszystko, co chcieli wiedzieć.
W końcu pozwolono mu zasnąć w troskliwym, kochającym uścisku Yuana.
— Zostaniesz wyznaczony do pomocy przy terraformowaniu planety, którą nazwaliśmy Dürer — oznajmił Yuan. — Teren należy zmierzyć, podzielić na strefy klimatyczne. Trzeba podać szczegółowe zalecenia dotyczące roślin i zwierząt, jakie powinny zostać tam rozmieszczone. Będziesz pracował sam, w tym pomieszczeniu. Zaopatrzymy cię w środki niezbędne do życia. Będziemy ci przekazywać szczegółowe zadania.
— Co z moim reno? — spytał Gabriel. — Nie mając dostępu do swego reno, nie mogę dobrze pracować.
Bardzo chciał zadowolić Yuana.
Pozostał w pokoju z draperiami o barwie wina. Wstawiono tu teraz łóżko, krzesła, kanapę, małą kuchenkę.
— Damy ci dostęp do reno zewnętrznego — rzekł Yuan. — Ale zrozum, że nadużyć nie będziemy tolerować. Pozwolimy ci z niego korzystać tylko w ramach własnego konta. Twój dostęp będzie ściśle ograniczony, poddawany stałemu nadzorowi. Żadne przekazy czy próby nawiązania łączności nie są możliwe.
— Oczywiście — rzekł Gabriel.
— Pierwsze zadania są proste — wyjaśnił Yuan. — W miarę postępów dostaniesz bardziej skomplikowane.
Yuan opuścił pokój. Gabriel czu narastające przerażenie. Nie chciał być sam, nie mając jasnych instrukcji. Nagle w jego ośrodkach optycznych zamigotała wiadomość, sygnał, że zewnętrzne reno jest gotowe i próbuje się z nim skontaktować.
Z wdzięcznością odpowiedział na wiadomość i otrzymał zadanie.
Praca jest dobra: uniemożliwia myślenie o rzeczach, o których myśleć nie powinienem.
Jego zadania były dość proste. Nie pracował przy terraformowaniu od czasu stworzenia Brightkinde, lecz wiele sobie przypomniał, zauważył sporo analogii, znał oprogramowanie i sprzęt, więc szybko skończył pomiary i przesiał uzyskane wyniki i propozycje.
Nadeszły nowe zadania. Pracował, czuł głód, jadł, pracował dalej, męczył się, spał.
Od czasu do czasu pojawiał się Yuan i przeprowadzał go przez ćwiczenia rozpraszające gniewne uczucia, wszelkie pretensje, niepożądane emocje. Ćwiczenia utrwalające jego nowy charakter, nowy system wartości. Gabriel trenował chętnie.
Czas mijał, prawdopodobnie całe dnie. Urosły mu włosy, znowu miedziane. Wydawało mu się, że sypia znacznie dłużej niż kiedyś, lecz nie potrafił zmierzyć upływającego czasu.
Czasem w snach nawiedzały go daimony. Krzyczały ze strachu i samotności lub mówiły cicho rzeczy, jakich nie rozumiał, albo nadchodziły z grzmiącymi akordami muzyki, która napełniała jego serce emocjami, a gdy przemijała, łkał z przestrachu i zdziwienia.
Spytał Yuana, czy część czasu może poświęcić na komponowanie. Yuan dał przyzwolenie. Gabriel pracował nad fragmentami utworów w stylu barokowym — żadnych namiętności, jedynie wyszukana technika i ornamentacja. Gdy partia utworu zaczynała wyrażać jakieś emocje, zmieniał ją. To ćwiczenie, płytkie i bezużyteczne, chyba jednak przynosiło mu nocami ulgę.
Czasami w muzyce ujawniał się gust Wiosennej Śliwy albo Cyrusa.
Gabriel komunikował się z częściami umysłu, gdzie tych dwoje przebywało, ale nie przemówili do niego bezpośrednio. Spytał Yuana o swoje daimony.
— Z nimi lepiej bym pracował — twierdził.
— Może z czasem — odpowiadał Yuan. — Kiedy udowodnisz, że potrafisz gorliwie współpracować w innych sprawach.
— Oczywiście, Aristosie — mówił Gabriel i rzucał się w wir pracy. Gorliwie.
Czas mijał. Gabriel pracował, spał, ćwiczył. Jego sny nabrały dziwnych kształtów. Widział przy pracy małe roboty, atomy wielkie jak planety poruszały się, zajmowały swe miejsca w wyszukanym tańcu. Przerażało go to i po przebudzeniu z takiego snu ćwiczył, aż zamęt w myślach mijał.
Włosy urosły, zakrywały mu już czubki uszu.
Minął cały kosmos czasu. Gabriel leżąc na kanapie, zdziwił się, gdy podniósł wzrok znad swej pracy i zobaczył, że przez drzwi za zasłonami wchodzi Remmy.
Miał na sobie nowoczesne ubranie. Pchał wózek z jedzeniem, by uzupełnić zapasy Gabriela.
Zwykle dostawami zajmował się robot.
Na zdziwione spojrzenie Gabriela Remmy zareagował nieśmiałym uśmiechem i szybkim skinieniem głowy.
— Cieszę się, że cię widzę Ghibreelu — rzekł. Mówił po beukhomańsku.
— Więc ciebie też złapali? — Język Gabriela, pozbawiony wsparcia ze strony reno, jego słownictwa i wzorców wymowy, zacinał się na nieznajomych słowach. Przy słowie złapali uświadomił sobie, że powinno być: zostałeś się-złapany. Jego znajomość gramatyki zapodziała się wraz z innymi rzeczami.
— Tak, lord Yuan mnie złapał — odpowiedział Remmy. Pchał wózek ku kuchence Gabriela. — Samotny jeździec pędzący od miejsca katastrofy? Powietrzny powóz mego pana łatwo mnie odkrył. Sądzę, że coś w głowie twego psa ułatwiało lokalizację.
— Tak, to chyba to — rzekł Gabriel.
Manfred nie mógł wiedzieć, że nie należy odpowiadać na zgłoszenia do jego reno.
Remmy zaczął uzupełniać spiżarkę. Gabriel zauważył znane ze wspomnień wdzięczne ruchy, giętkość wielkich ramion i silnych rąk.
— Jestem bardzo szczęśliwy, że już nie walczysz z Bogiem — oznajmił Remmy. — Powiedział, że zaczynasz mu pomagać.
Gabrielowi cisnęły się do głowy sprzeczne reakcje, lecz uznał, że najwłaściwiej postąpi, spokojnie zadając pytania.
— Czy Yuan Aristos powiedział ci, że jest Bogiem? — zapytał.
— Nie — odparł Remmy. — Nie słowami. Ale widziałem jak umiera, a teraz widzę, jak oto stoi przede mną w swej zmartwychwstałej postaci. Jestem pewien, że ma boską naturę i cieszę się, że uśmiecha się do mnie i daje mi pracę.
Uśmiechnął się.
— Dziwi mnie, że cię tu zabrał.
Remmy spojrzał na Gabriela spokojnymi zielonymi oczyma.
— Widocznie sądzono, że jestem wśród zbuntowanych aniołów, tak jak ty. A kiedy mnie tu zabrano, było już za późno, by odesłać mnie do mego świata.
— Jesteśmy więc poza światem? Nie wychodziłem z tego pokoju.
— Jak rozumiem, jesteśmy pod powierzchnią świata, po drugiej stronie od mego domu. Jest cała sieć… tuneli pod światem i można się przenosić, ale nie wiem na czym polegają sposoby podróżowania.
Krótko mówiąc, tajna podziemna baza. Pasuje to do teatralnego stylu Yuana.
— Czy dbają o ciebie? — spytał Gabriel.
— Och, tak. Dostaję lekcje od niektórych automatów i niższych aniołów. I wkrótce dostanę coś, co umożliwi mi łączność przez anielski ośrodek.
Wszczepią mu reno, wyedukują.
Читать дальше