Tzai, pomyślał.
— Nie rozpoznają go — stwierdził Gabriel. — Mężczyzna, który uciekł ze Świątyni, był okaleczony. A kiedy Remmy opuszczał Romeon, mógł maszerować i jeździć wierzchem.
Miał trudności ze skupieniem się na dwóch rzeczach naraz. Normalnie jego daimony lub reno mogły wykonywać zaśpiewy. Pozwalało to Gabrielowi na swobodną rozmowę.
Po prostu to zrób, pomyślał. Reno odgrywało tylko pomocniczą rolę. W razie konieczności wszystko potrafisz zrobić sam.
Tzai. Tzai. Dai.
— To uzdrowienie uznaliby również za czary — powiedział obojętnie Gury. — Ale może nie pojawią się żadne oskarżenia. Może ludzie zaczną sobie przypominać odgłosy strzałów, wielkie pistolety, strzelby, zabójców w czarnych maskach albo diabły z widłami… Takie racjonalizacje zdarzały się już wcześniej.
Dai, myślał Gabriel.
— Dlaczego pozwalasz, bym cię atakował? — zapytał.
— Chcę ci pokazać, że nie możesz wygrać — wyjaśnił Gury. — Zademonstrować, że nie możesz ze mną walczyć.
Giń, myślał Gabriel. Giń, giń, giń.
Metaliczny posmak zalał mu usta, gdy czekał na Głos. Nadszedł z wielkiej dali.
— Poddaj się.
— Przegrasz — ostrzegł Gury.
Giń, powtarzał Gabriel. Giń, giń giń.
Zaatakował, robiąc wykrok prawą stopą, a potem przenosząc na nią ciężar ciała, by wykonać hak lewą nogą z obrotem na pięcie. Wybrał atak kopaniem i obrót na niesprawnej prawej nodze właśnie dlatego, że Gury tego nie oczekiwał. Zacisnął zęby, gdy uszkodzony mięsień skręcił się w obrocie; Gabriel opanował jednak ból i dalej atakował cel.
Gury uniknął pierwszego ataku, a podczas drugiego postąpił naprzód i walnął Gabriela kolanem w prawe udo, dokładnie w chwili maksymalnego skrętu mięśnia. Kolano omal się nie ugięło, lecz Gabriel utrzymał wyprostowaną pozycję i bekhendem zadał cios kostkami palców w twarz Gury’ego. Ten zablokował cios poduszeczką dłoni, skierowaną w łokieć przeciwnika. Gabriel zdążył jednak wycofać cios i zgiąć łokieć akurat na czas, by uniknąć paraliżującego uderzenia w kość ramieniową.
A potem trwali w zwarciu, wykonując atak za atakiem. Gury wypuścił krótki cios. Gabriel sparował go blokowaniem odwróconą dłonią, wystrzelił z niej palcami ku oczom Gury’ego (giń!), Gury blokował cios łokciem, który potem pchnął pionowo w twarz przeciwnika. Gabriel sparował cios łokciem wzniesionym w górę, zapuścił szponiasty chwyt ku lędźwiom (giń!) dłonią drugiej ręki.
Cios odparowano pchnięciem w dół. Gabriel postąpił naprzód z łokciem skierowanym w podbródek Gury’ego (giń!), ten uniknął ciosu…
Gabriel stracił rachubę swych ataków. Dłonie, stopy, kolana, łokcie, przedramiona, blokowania ciałem, zamachy jedne tuż po drugich w szalonej sekwencji; każde uderzenie Gabriel zaznaczał żądnym krwi krzykiem.
Wreszcie trzask, ból. Rytm się załamał. Gabriel usiłował skupić myśli na tym, co się dzieje. Podcięto mu nogi. Rąbnął plecami w podłogę. Powietrze gwałtownie uszło mu z płuc. Czuł się tak, jakby spadł z drugiego piętra.
Przez chwilę leżał ogłuszony.
Gury spokojnie dał krok w tył, przerywając walkę.
— Złamałem ci obojczyk, Gabrielu — oznajmił. — Mam nadzieję, że zdołasz pokonać tę niedogodność.
— Poddaj się. —Głos nalegał bardziej zdecydowanie.
— Przejrzałem cię na wylot, Gabrielu Wissarionowiczu — oświadczył Gury.
Gabriel uświadomił sobie, że zna, i to od dawna, imię Gury’ego.
Usiadł, skrzyżował nogi. Ból błąkał mu się w nerwach. Skoncentrował się, próbował go odegnać.
Wiedział, że Gury’emu pomagają daimony, analizując sytuację i wykorzystując każdą jego przewagę.
— Zabiję cię, kiedy wyleczysz mi obojczyk — oznajmił.
Gury skinął głową.
— Jak sobie życzysz.
Gabriel skłonił się uprzejmie.
— Dziękuję, Kapitanie Yuanie Aristos.
— Więc odgadłeś moje imię — rzekł Kapitan Yuan.
— Odgadłem? — odpowiedział Gabriel. — Skądże znowu.
Gabriel miał nadzieję, że zbije to Yuana z tropu. Ale nawet jeśli tak było, mężczyzna nie okazał tego po sobie.
Saigo i Zhenling weszli do pomieszczenia przez drzwi ukryte za rozsuwanymi gobelinami barwy ciemnego wina. Gabriel uważał, że nie były to kukiełki, lecz prawdziwi ludzie. Saigo poruszał się z typowym dla siebie ociąganiem, pozostawiając za sobą przelotne wrażenie melancholii. Zhenling maszerowała żwawa i obojętna.
Gabriel żałował, że nie ukrył w piersi bomby. Mógłby zlikwidować przywódców spisku w jednym wspaniałym akcie samozniszczenia.
Tymczasem siedział po turecku, a Saigo i Zhenling opatrywali jego obrażenia. Krótkie formuły przepływały mu przez mózg, próbował skontaktować się ze swymi daimonami. Otrzymał porcję nano, by zreperowały jego złamaną kość, ramię umieszczono na temblaku. Żadnych środków znieczulających, zauważył. A jednak nie bolało go zbyt mocno. Uszkodzenie uda znacznie bardziej dawało się we znaki.
— Przykro mi, że odniosłeś te wszystkie obrażenia, Gabrielu — powiedziała Zhenling łagodnym, przyjacielskim tonem.
— Zrób, co masz zrobić — odparł Gabriel — i odejdź.
Nie wyszła, lecz zajęła miejsce w pokoju, tworząc z Saigiem i Yuanem wielki krąg. Gabriel czuł w obojczyku rozkwitające ciepło — nanomechanizmy wykonywały swe zadanie.
— Gabrielu, powinieneś wstać i chodzić w koło — rzekł Yuan. — Ustawił dłoń w Mudrę Rozkazu.
— Nie.
— Czy jesteś już gotów wznowić ze mną walkę? — spytał Yuan. Jeśli tak, odeślę tych ludzi z pokoju i zaczniemy.
— Na razie nie jestem gotów.
— Walcz albo maszeruj w koło — rzekł Yuan. — Rozciągnięcie mięśni przy obu tych czynnościach przyniesie ci korzyści.
Gabriel czuł nieokreśloną presję poszczególnych części swej osobowości, które usiłowały się z nim skontaktować, lecz odczucia te nagle zdominował gryzący metaliczny smak w ustach, intensywny, niemal bolesny. I rozkaz Głosu:
— Podporządkuj się.
Może to dobry pomysł?
Gabriel wstał, zaczął chodzić po okręgu wyznaczonym położeniem Saiga, Zhenling i Kapitana Yuana. Uszkodzona noga zesztywniała, starał się rozciągać jej mięśnie. Przyszedł mu na myśl Boks Trzech Triftongów, stylu, w którym walczący, chodząc w koło, był zawsze przygotowany na atak i obronę we wszystkich kierunkach. Wyobrażał sobie różne wersje ataku i unicestwienia wroga.
Jeszcze nie teraz.
Chodził w ciszy. Twarz Saiga, jeśli nie liczyć stale obecnego w niej smutku, wyrażała wrogość. Zhenling natomiast — współczucie. Na twarzy Yuana malowały się jedynie powaga i czujność. Gabriel wiedział, że usiłują go zmęczyć, czekają, aż ból i wyczerpanie ogarną jego umysł. Giń, pomyślał.
Yuan przerwał przedłużającą się ciszę.
— Gabrielu Wissarionowiczu, czy zastanawiasz się, jaki jest nasz cel?
— Wszystko mi jedno, Yuanie.
— Budujemy alternatywną ludzkość, Gabrielu — rzekł Yuan. — Dłonie ułożył w mudry nauczające. — A razem z nią, alternatywną przyszłość.
Dłoń Gabriela złożyła się w Mudrę Odmowy.
— Widzę ludzi głodnych i torturowanych chorobami i ciemnotą — rzekł. — Widzę, jak zmienia się ich w potwory. I wszystko po to, by garstka spiskowców mogła zabawiać się w bogów.
— Respekt! — krzyknął nagle Saigo. — Jeśli chcesz żyć, okaż respekt Pierwszemu Aristosowi.
— Ofiaruję mu śmierć z mojej ręki — rzekł Gabriel.
Читать дальше