— Bergi materii rdzeniowej — odparł z napięciem w głosie. — Ot i wszystko. Bergi materii rdzeniowej. Gdyby któreś z nas dwojga było Poławiaczem, nie balibyśmy się ich. Właśnie dlatego wysyła się tu przede wszystkim Poławiaczy. „Świnia" została zaprojektowana z myślą o takich małych wstrząsach, toteż nie mamy powodu do obaw.
Nadal oplatał Durę ramionami, a ona odwzajemniała uścisk, dotykając fałd szaty na jego plecach. Kiedy wyciągnął rękę, żeby pogłaskać jej włosy, nagle zapragnęła pogrążyć się w tym masywnym, silnym ciele, ukryć w ciepłym mroku jego potężnych oczodołów.
Wymacała guziki na szacie mężczyzny, przyszyte do bocznego szwu. W tym samym momencie poczuła, jak po jej kombinezonie wędrują jego grube, niezdarne palce.
W ostatnim przebłysku zdrowego rozsądku zerknęła na twarz Przewodniczącego. Rozchylone usta i połyskujące, rozszerzone nozdrza sugerowały, że władca Parz pożąda jej równie silnie jak ona jego.
Szata Horka rozsunęła się. Dura zdarła z piersi i brzucha mężczyzny warstwę grubego kosztownego materiału. Jej lewa ręka powędrowała w dół ciała Przewodniczącego, do schowka.
Dziewczyna zręcznie wyciągnęła jego małego członka, objęła go palcami i delikatnie ścisnęła. Od razu napęczniał i rozepchnął się w jej dłoni niczym małe zwierzątko. Hork rozpiął jej kombinezon. Dura niecierpliwie wymachiwała nogami, zrzucając garderobę, która w chwilę później unosiła się w Powietrzu. Sucha, ciepła ręka towarzysza podróży przesunęła się po jej udzie i wśliznęła między nogi. Delikatnie rozchyliła uda, a on dotykał jej krocza tak ochoczo i niezdarnie, jakby był dorastającym młodzieńcem. Poczuła chłód w sobie i wiedziała, że jest gotowa, że błony w jej wnętrzu już przesiąkają nawilżającym Powietrzem.
Chwyciła rytmicznie pulsujący penis i wepchnęła głęboko w siebie. Wszedł w nią bez trudu. Mężczyzna westchnął i wtulił twarz w jej ramię, ona zaś złożyła policzek na jego włosach. Odnosiła wrażenie, iż jego penis zachowuje się w niej jak rozgrzane, bijące serce. Czuła na swoich nogach dotyk ciepłych, szorstkich, wciąż jeszcze odzianych nóg Horka. Zaczęła rozchylać uda na boki, tam i z powrotem, pozwalając, aby ta czynność stymulowała ścianki mięśni w jej wnętrzu.
Wreszcie poczuła, że ściska go naprawdę mocno, a jej mięśnie intensywnie pulsują. Zadygotała i usłyszała westchnienie Przewodniczącego. Unosili się w Powietrzu. Napierał na nią zwalistym ciałem i przez kilka sekund starali się osiągnąć podobny rytm. Po chwili ich ciała znalazły wspólne tempo i Dura przeżywała rozkosz, czując, jak ścianki jej pochwy pulsują zgodnie z ruchami Horka.
Jego szczytowanie nastąpiło szybko i poprzedziło orgazm dziewczyny zaledwie o kilka uderzeń serca. Krzyknęli i zadygotali spleceni w uścisku. Mięśnie pleców mężczyzny drgały w zetknięciu z palcami partnerki.
Hork osunął się na Durę. Przytrzymywała go i przeczesywała mu włosy, nie chcąc tracić kontaktu z ciepłym, masywnym ciałem mężczyzny. Wciąż czuła w sobie jego rozgrzany, mały penis. Chwila bliskości przedłużała się. Jakże dziwna wydałaby się jej ta zażyłość — w śmiertelnie niebezpiecznych otchłaniach Gwiazdy, z władcą zdumiewającego Miasta — gdyby umiała wyobrazić sobie taką sytuację w dniach przed swoim pierwszym opuszczeniem nadpływu.
Nie wiadomo dlaczego przypomniała jej się Deni Maxx, energiczna lekarka ze szpitala Muuba. Zapewne Deni powiedziałaby: „Ależ wasze spółkowanie wydałoby się znacznie dziwniejsze obserwującemu was Ur-człowiekowi. Sądzimy, że ich mechanizm seksualny opierał się — w przeciwieństwie do naszego — nie na kompresji, lecz na ruchach frykcyjnych. Oczywiście w naszym przypadku byłoby to niemożliwe, gdyż jesteśmy zanurzeni w nadcieczy, dlatego kiedy nas zaprojektowali…”
Powoli znikała intymna atmosfera. Do świadomości Dury przenikały dźwięki z pokładu statku — sapanie jedzących świń powietrznych, cichy warkot osi turbiny, powolny syk drewnianych lamp. Przestała odczuwać jedność z Horkiem. Uprzytomniła sobie, że dzielą ich fałdy odzieży zaplątanej niewygodnie między nimi, a plecy zesztywniały jej na skutek ciągłego nachylania się ponad brzuchem mężczyzny.
Delikatnie odepchnęła Przewodniczącego. Jego penis wysunął się z niej z cichym, ciepłym szumem.
Hork spojrzał jej w oczy, uśmiechnął się — odnotowała z zaskoczeniem, że wyglądał tak, jakby przed chwilą płakał — i wepchnął penisa do schowka. Następnie wciągnął kombinezon na swój pokaźny brzuch. Dura również zaczęła się ubierać.
— Dlaczego to zrobiliśmy? — zapytała po dłuższej chwili. Oddalił się od niej i usiadł na małym fotelu przy tablicy rozdzielczej. Zauważyła, że jego lśniący kombinezon pogniótł się i źle leżał mu na ramionach, wyglądając mniej elegancko.
— Ze strachu — odparł lakonicznie. Odzyskał panowanie nad sobą, ale już nie silił się na drażniący, agresywny styl bycia. Atmosfera między nimi uległa zmianie; znikło napięcie, które panowało na pokładzie statku przez pierwsze dni wyprawy. — Ze strachu. To oczywiste. Potrzebowałem… pociechy. Pragnąłem się zatracić. Nie wiem, czy to wystarczający powód. Przepraszam.
— Nie przepraszaj. — Roztargniona, wyciągnęła ręce do góry i wsypała trochę liści do koryta. — Ja również tego chciałam.
Przesunął ręce po nieskomplikowanych przyrządach sterowniczych.
— Wiesz, ja mówiłem poważnie. Naprawdę wolę być tutaj i kierować tym statkiem, niż być gdzie indziej w przestrzeni Gwiazdy. W Parz codziennie muszę się zmagać z kłopotami…
Przez chwilę wyobrażała sobie, co musi czuć władca, który ma na głowie nie tylko własne sprawy i rodzinę, ale także dobrobyt tysięcy poddanych. Obserwując wyraz jego twarzy, przypomniała sobie ślady łez, które chyba dostrzegła wcześniej. Przez chwilę wydawało jej się, że rozumie Horka.
— Widzisz, żadne rozwiązania nie skutkują — powiedział. — W tym cały kłopot. A jeśli udaje się coś załatwić, przychodzi następny, jeszcze gorszy dzień. Przynajmniej tutaj… — Chwycił dźwignie. — Przynajmniej tutaj coś robię. Dokądś zmierzam!
— Tak, ale co robisz? I dokąd zmierzasz? Spojrzał na nią.
— Wiesz, że na te pytania nie ma odpowiedzi. Szukamy pomocy tego czegoś, co już raz wynurzyło się z Rdzenia, żeby nas zniszczyć.
— A jak mamy odnaleźć to coś?
— Och, mówisz takim tonem, jakbyś była członkiem Podkomisji Finansów — powiedział ironicznie. — Możemy jedynie dotrzeć do miejsca, w którym oni nas znajdą… kimkolwiek są.
Nagle ogarnęła ją niechęć do Przewodniczącego. Było jej gorąco; czuła się jakaś… brudna, a ściany ciasnej kabiny zamykały się ponownie wokół niej. Uświadomiła sobie, że nawet się nie pocałowali. Nawet nie lubiła tego mężczyzny.
— A więc jesteś szczęśliwy, że w ogóle dokądś zmierzasz. Nieważne gdzie. Czy tak naprawdę chodzi tylko o to, żebyś sobie odpoczął od swoich strasznych obowiązków? Skoro tak, to czy musiałeś mnie ciągnąć ze sobą do tej otchłani?
Przez chwilę wydawał się urażony i lekko otworzył usta, jakby zamierzał protestować. Zaraz jednak uśmiechnął się i znowu przybrał obronną pozycję.
— Spokojnie. Przestańmy sobie dogadywać. Chyba nie powinniśmy się kłócić, kiedy nasz gospodarz z Rdzenia przybędzie nas powitać, prawda?
— Chyba nie uda mi się wytrzymać tak długo — odparła z pogardą i odwróciła się do świń, żeby je głaskać i upokajać.
Od strony kadłuba znowu dobiegł jakiś łomot, jakby coś ocierało się o statek. Tym razem nie był tak głośny jak poprzednio, niemniej jednak Dura zadrżała. Szeptała uspokajające słowa do przestraszonych świń, a jednocześnie zastanawiała się, czy miała rację — czy rzeczywiście dotarcie do celu zajmie tak dużo czasu.
Читать дальше