Ito zaprosiła nadpływowców do kulistego stołu. Dura — wciąż naga, z nożem za pasem — czuła się wielka, niezdarna i brzydka w tym przytulnym, niedużym pomieszczeniu. Cały czas była świadoma siły swoich mięśni, większej w pobliżu Bieguna; musiała się hamować, bała się dotknąć czegokolwiek albo poruszyć zbyt szybko, gdyż mogłaby coś rozbić.
Naśladując Tobę, wpychała jedzenie do ust za pomocą małych przyrządów z drewna. Potrawa była gorąca i mocno przyprawiona; Dura jeszcze nigdy nie kosztowała czegoś takiego. Już na początku uczty przekonała się, że jest strasznie głodna — właściwie poza kilkoma kawałkami chleba, którymi Mixxax częstował Addę podczas długiej podróży do Miasta, nie jadła od nieszczęsnego polowania. Pomyślała, że od tamtego wydarzenia upłynęło mnóstwo czasu!
Jedli w milczeniu.
Po posiłku Tobą zaprowadził rodzeństwo do jednego z narożnych pokoików. Jedyna lampa w pomieszczeniu rzucała długie cienie, a w poprzek izdebki były zawieszone dwa szczelne kokony.
— Wiem, że jest tu ciasno, ale powinno starczyć miejsca dla dwóch osób — powiedział. — Mam nadzieję, że będzie wam się dobrze spało.
Dwie Istoty Ludzkie wgramoliły się do kokonów. Dura z przyjemnością otuliła się miękkim, ciepłym materiałem.
Tobą Mixxax wyciągnął rękę do lampy, ale zawahał się.
— Chcecie, żebym zgasił lampę?
Jego pytanie zdziwiło dziewczynę. Rozejrzała się dookoła. Oczywiście w tak głęboko położonej części Parz nie istniały przewody świetlne ani dostęp do wolnej przestrzeni rozświetlonego Powietrza.
— Ale wtedy będzie ciemno — rzekła powoli.
— Tak… My sypiamy po ciemku.
Dura jeszcze nigdy w życiu nie przebywała w ciemności.
— Dlaczego?
Wydawało się, że zbiła Tobę z tropu.
— Nie wiem… Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. — Cofnął rękę i uśmiechnął się do swoich gości. — Śpijcie dobrze. — Szybko zafalował i opuścił pokój, starannie zamykając za sobą drzwi.
Wiercąc się w kokonie, Dura odwinęła sznur, którym była opasana, i luźno owinęła nim jeden z końców legowiska. Następnie przywiązała nóż, tak żeby móc go dosięgnąć w razie potrzeby. Wcisnęła się głębiej w kokon, wsuwając do niego ramiona. Jeszcze nigdy nie była tak dokładnie owinięta; czuła się dziwnie, ale bardzo wygodnie.
Zerknęła na Farra. Chłopak już spał z głową opuszczoną na piersi. Nagle ogarnęła ją opiekuńcza czułość. Uświadomiła sobie jednak, że jej brat jest spragniony tego uczucia w mniejszym stopniu niż ona sama. Przyjmował wszystkie cuda i tajemnice tego dziwnego miejsca z elastycznością i otwartością, na które ona nie potrafiła się zdobyć.
Westchnęła i usiłowała podtrzymywać w sobie zanikającą potrzebę chronienia innych. Opieka nad bratem, przynajmniej symboliczna, pozwalała jej zapomnieć, że sama czuła się osamotniona i zagrożona. Zasypiając, pomyślała, że może to ona bardziej potrzebuje Farra niż on jej. W pokoju panowała cisza, która kontrastowała z hałasami dochodzącymi zza ściany. Dura słyszała szept Toby i momentami piskliwy głos Crisa, a potem odnosiła wrażenie, że sfera jej świadomości rozszerza się i wykracza poza ten jeden dom. Słyszała ciche owadzie pomruki tysięcy istot, które ją otaczały, tworząc ogromny ul wypełniony ludźmi. Drewniane ściany lekko skrzypiały, na przemian rozszerzając się i kurcząc. Czuła, że wokół niej oddycha całe Miasto.
Nagle zrobiło się gorąco, w dodatku kokon krępował jej ruchy. Niecierpliwie wyciągnęła ramiona, żeby poczuć powiew nieco chłodniejszego Powietrza. Potrzebowała dużo czasu, żeby zasnąć.
* * *
Następnego dnia Ito wydawała się nieco życzliwsza. Nakarmiwszy gości, oznajmiła im:
— Mam dzisiaj wolny dzień.
— Gdzie pracujesz? — zapytała Dura.
— W warsztacie, zaraz za Pali Mali. — Ito uśmiechnęła się. Już sama myśl o pracy wywoływała zmęczenie na jej twarzy. — Buduję wnętrza samochodów. I cieszę się, że mam troszkę wolnego czasu. Zdarza się, że pod koniec zmiany nie mogę domyć palców, tak by nie śmierdziały drewnem…
Dura słuchała jej uważnie. Rozmowy ludzi w Mieście przypominały skomplikowaną zagadkę. Zastanawiała się, jak rozwikłać to, czego nie pojmuje.
— Co to jest ta jakaś Pali Mali? Cris wybuchnął śmiechem.
— To nie jest jakaś Pali Mali! To po prostu… Pali Mali.
Ito uciszyła go.
— To ulica, kochanie, główna ulica prowadząca od Pałacu na Rynek… To wszystko musi być dla ciebie bardzo dziwne. Może pójdziemy na zwiedzanie razem?
Dura niepewnie zerknęła na Tobę. Ten kiwnął głową.
— Idź. Ja muszę wrócić na swoją farmę, lecz ty masz sporo czasu. Adda będzie gotowy na przyjęcie gości dopiero za kilka dni, a Cris może się zaopiekować Farrem.
Ito spojrzała z powątpiewaniem na gołe ręce i nogi Dury.
— Ale chyba nie powinnaś iść w takim stroju. Nagość może być dobrym sposobem szokowania, ale chyba nie na Pali Mali.
Ito pożyczyła dziewczynie z nadpływu jednoczęściowy kombinezon z jakiegoś miękkiego, elastycznego materiału. Kiedy jednak Dura zapięła przednią część ubioru, poczuła skrępowanie, wręcz klaustrofobię, pomimo iż kombinezon był miękki i wygodny. Zafalowała w pokoju na próbę. Materiał szeleścił w zetknięciu ze skórą, a szwy utrudniały swobodne poruszanie.
Po chwili namysłu opasała się podniszczonym kawałkiem sznura, a drewniany nóż i skrobaczkę włożyła do kombinezonu. Dotykanie znajomych przedmiotów dawało jej poczucie bezpieczeństwa.
Cris patrzył na kobietę, uśmiechając się sceptycznie.
— Nóż nie będzie ci potrzebny. To przecież nie jest nadpływ.
Ito znowu go uciszyła. Dwoje dorosłych litościwie powstrzymywało się od komentarzy.
Kobiety zostawiły Farra z Crisem i opuściły dom wraz z Tobą. Podeszli do samochodu, który czekał na „parkingu". Dura pomogła mężczyźnie zaprząc wypoczęte świnie z chlewika.
Szybowali autem przez nowy labirynt nieznanych ulic. Wkrótce zostawili za sobą cichą dzielnicę mieszkaniową i dotarli do zatłoczonych rejonów w centrum. Dura usiłowała zapamiętać trasę, ale ponownie przekonała się, że to niemożliwe. Zazwyczaj orientowała się według charakterystycznych elementów Płaszcza: linii wirowych, Bieguna, Morza Kwantowego. Podejrzewała, że dzieci z Parz Imają wrodzoną umiejętność orientowania się w tym gąszczu drewnianych korytarzy, lecz ją samą czekało wiele miesięcy nauki.
Samochód dotarł do najszerszych alei. Ich ściany — szerokie na co najmniej stu ludzi — były wysadzane latarniami, emitującymi zielone światło, oraz wymyślnymi oknami i korytarzami. Tobą wydostał się z jednego z pasów ruchu i ściągnął lejce.
— Jesteśmy na miejscu — oznajmił. — Pali Mali. — Uścisnął żonę. — Ruszam na farmę. Wrócę za kilka dni. Bawcie się dobrze…
Ito wyprowadziła Durę z samochodu. Dziewczyna z nadpływu w chwilę później patrzyła niepewnie, jak auto włącza się do ruchu.
Córka Logue'a nigdy przedtem nie widziała tak ogromnej zamkniętej przestrzeni. Z pewnością miała przed sobą największą aleję w całym Mieście. Był to potężny, pionowy korytarz zatłoczony autami i ludźmi, pełen hałasu i światła. Obie kobiety trzymały się blisko ściany, której okna były pięknie ozdobione i pokryte napisami. Dura widziała za nimi sterty różnokolorowych ubrań, torby, skrobaczki, butelki i klosze, wymyślnie rzeźbione lampy i pięknie wykonane przedmioty, których nawet nie rozpoznawała. Na ścianę wdrapywały się, niczym stado wygłodniałych zwierząt, setki podekscytowanych ludzi, którzy rozmawiali ze sobą nawzajem, a jednocześnie przepychali się przez drzwi.
Читать дальше