Władimir Sawczenko - Odnajdziesz się sam

Здесь есть возможность читать онлайн «Władimir Sawczenko - Odnajdziesz się sam» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1975, Издательство: Czytelnik, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Odnajdziesz się sam: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Odnajdziesz się sam»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Powieść ukraińskiego pisarza sf, wydana w oryginale w 1967 roku. Akcja rozgrywa się w środowisku cybernetyków, którzy wytwarzają ludzkie sobowtóry metodą powielania informacji w basenie z pierwotną materią organiczną. Mają z początku kłopoty, produkują martwe, identyczne ciała i pozbywają się ich, a milicja rozpoczyna śledztwo w sprawie morderstw w okolicy — no bo skoro są zwłoki?
Całość znakomicie napisana, sylwetki bohaterów wyraziste, nauka bez zarzutu. Czyta się wręcz jednym tchem i z przyjemnością.

Odnajdziesz się sam — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Odnajdziesz się sam», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Tak — głos miała głęboki, śpiewny.

— …i Krawiec Wiktor Witaliewicz?

— Wiktor? Tak — Helena Kołomyjec uśmiechnęła się ukazując równe zęby. — Tylko nie wiedziałam, że on jest Witaliewicz. A o co chodzi?

— Co pani może powiedzieć o stosunkach między Kriwoszeinem a Krawcem?

— No… pracowali razem… Wiktor zdaje się jest Wali… to znaczy Kriwoszeina, jakimś dalekim krewnym. Wydaje mi się, że byli zaprzyjaźnieni… A co się stało?

— Pani wybaczy, ale tutaj ja zadaję pytania — Onisimow miał nadzieję, że wytrącona z równowagi powie więcej, i nie spieszył się z wyjaśnieniem sytuacji. — Czy łączyły panią bliskie stosunki z Kriwoszeinem — Tak…

— Z jakiego powodu rozstaliście się?

Oczy Heleny Kołomyjec stały się zimne, na policzkach pojawił się i znikł rumieniec.

— To nie ma nic wspólnego ze sprawą!

— A skąd pani wie, co ma, a co nie ma związku ze sprawą? — ożywił się Onisimow.

— Dlatego że… bo… bo to nie może mieć żadnego związku z niczym. Rozstaliśmy się i koniec.

— Jasne… no, dobrze, pozostawmy na razie tę sprawę. Proszę powiedzieć, gdzie mieszkał Krawiec?

— W internacie dla młodych specjalistów w osiedlu akademickim, tak jak wszyscy praktykanci.

— A dlaczego nie u Kriwoszeina?

— Nie wiem. Widocznie tak było im wygodniej…

— Pomimo pokrewieństwa i przyjaźni? Jasne… A jak Krawiec odnosił się do pani? Okazywał zainteresowanie pani osobą? — Onisimow próbował wycisnąć ze swojej wersji wszystko.

— Okazywał. — Helena Kołomyjec przygryzła wargę, ale nie wytrzymała. — Myślę, że i pan by okazywał, gdybym pozwoliła.

— Aha, to znaczy że Krawcowi pani pozwalała? Proszę powiedzieć, czy Kriwoszein nie był zazdrosny o Krawca?

— Może i był… tylko nie rozumiem, co pana to obchodzi? — Kobieta spojrzała na Onisimowa z ostrą niechęcią. — Co to za aluzje?

Co się stało, może pan mi wreszcie wyjaśni!

— Spokojnie, obywatelko!

„Może jej wyjaśnić? Ale czy to warto? Pytanie, czy jest zamieszana w tę sprawę… Pewnie, że ładna, może się podobać, tylko…

środowisko naukowe nie pasuje do poważnych przestępstw seksualnych. Statystyka przemawia na ich korzyść. Uczony przez dziewczynę głowy nie straci… Ale Krawiec…”

Rozmyślania Onisimowa przerwał dzwonek telefonu. Podniósł słuchawkę.

— Słucham, Onisimow.

— Wyszliśmy na poszukiwanego, towarzyszu kapitanie — zameldował funkcjonariusz. — Chcecie być przy zatrzymaniu?

— Oczywiście!

— Czekamy przy dworcu lotniczym, samochód 57–28 DNA.

— Jasne! — Onisimow wstał, wesoło spojrzał na kobietę. — Chyba innym razem dokończymy, Heleno Iwanowno. Podpiszę pani wezwanie, proszę się nie denerwować, nie mieć pretensji. Wszyscy mamy nerwy — i pani, i ja…

— Ale co się stało?

— Prowadzimy dochodzenie. Na razie nie mogę nic powiedzieć.

No, życzę powodzenia!

Onisimow odprowadził kobietę, wyciągnął z szuflady pistolet, zamknął pokój i pobiegł na wewnętrzne podwórze komendy do samochodu.

Śnieżnobiały IŁ podkołował do budynku dworca lotniczego punktualnie o 13.00. Podjechał błękitny trap. Tęgi, niewysoki mężczyzna w wąskich zielonych spodniach i pstrej wypuszczonej koszuli zbiegł pierwszy po schodkach i wymachując wzorzystą torbą turystyczną szedł po sześciokątnych płytach betonowych ku ogrodzeniu. Mężczyzna rozglądał się energicznie szukając kogoś w tłumie oczekujących, wreszcie znalazł i rzucił się na spotkanie.

— No, cześć! Co to za gwałt w okresie urlopowym, co to za

„przyjeżdżaj natychmiast?!” Pokaż no się! O, poprawiłeś się, nawet wyprzystojniałeś, słowo daję! Co to jednak znaczy cały rok nie widzieć człowieka! I oblicze ci jakoś wyszlachetniało, i nawet na szczękę mogę patrzeć bez odrazy….

— Tyś się też poprawił na doktoranckim chlebie — witający ogarnął go krytycznym spojrzeniem. — Dorobiłeś się!

— Bracie, to nie jest taki zwykły dorobek, to jest rezerwa informacyjno-materialna. Potem ci opowiem, nawet zademonstruję. To jest, Walek, zupełny przewrót… Ale zacznijmy od ciebie: czemu ściągnąłeś mnie przed terminem? Nie, chwileczkę! — Pasażer samolotu wyciągnął z kieszeni notes, a z niego kilka czerwonych banknotów. — Zwracam dług.

— Jaki dług? — witający odsunął rękę z pieniędzmi.

— Na miłość boską, przestań! — pasażer protestująco podniósł rękę. — Wiedziałem, wiem, z góry już się spodziewałem: taki roztargniony uczony, który nie zniża się do zapamiętywania jakichś trywialnych drobiazgów… Nie trzeba. Już ja cię znam: nie zapominasz nawet o groszowych długach. Trzymaj pieniądze, nie wygłupiaj się!

— Nie. nie — uśmiechnął się miękko tamten — mnie nic nie jesteś winien. Widzisz… — Zająknął się pod badawczym spojrzeniem pasażera.

— Co za cholera! — niespokojnie rzucił przyjezdny. — Zacząłeś włosy farbować, ty, pseudoszatynie? A blizna? Blizna nad prawą brwią gdzie się podziała? — głos jego nagle ściszył się do szeptu. — Człowieku… kto ty jesteś?!

W międzyczasie tłum przybyłych i witających rozproszył się.

Pięciu mężczyzn, którzy nikogo nie witali i nigdzie się nie spieszyli, rzuciło papierosy i szybko otoczyło rozmawiających.

— Tylko spokojnie! — uprzedził Onisimow wpychając się między laboranta i wytrzeszczającego oczy pasażera, który ściskał w ręku pieniądze. — Przy próbie oporu będziemy strzelać.

— Co… — oszołomiony pasażer cofnął się o krok, lecz natychmiast został mocno chwycony pod ręce.

— Nie „co”, ale milicja, obywatelu… Kriwoszein, jeśli się nie mylę? — Onisimow uśmiechnął się z maksymalną uprzejmością. — Was też trzeba będzie zatrzymać. Rozprowadzić do samochodów!

…Wiktor Krawiec, rozsiadając się na tylnym siedzeniu „Wołgi” między Onisimowem a drugim milicjantem, uśmiechał się zmęczonym, spokojnym uśmiechem.

— Nawiasem mówiąc, na waszym miejscu nie uśmiechałbym się

— zauważył Onisimow. — Za takie żarty wyrok rośnie.

— E, co tam wyrok! — Krawiec beztrosko machnął ręką. — Najważniejsze, że chyba zrobiłem właściwy krok.

— Nie spodziewałem się zupełnie, że mój powrót zacznie się epizodem kryminalnym — odezwał się pasażer samolotu, kiedy wprowadzono go do gabinetu Onisimowa. — No cóż, raz w życiu to może być interesujące.

Nie oczekując na zaproszenie usiadł na krześle i rozejrzał się.

Onisimow nie odzywając się usiadł naprzeciwko: walczyły w nim sprzeczne uczucia: triumf („To się nazywa operacja! To dopiero sukces! Dwóch naraz, i to chyba na gorącym uczynku!”) i niepokój.

Do chwili obecnej dochodzenie opierało się na fakcie, że w pracowni zmarł lub został zabity Kriwoszein. Tymczasem… Onisimow uważnie przyjrzał się zatrzymanemu: wysokie czoło z zatokami, wypukłe łuki brwiowe, czerwonosina blizna nad prawą brwią, piegowata, twarz z pełnymi policzkami, szeroki zadarty nos, krótko ostrzyżone rudawe włosy — bez wątpienia siedział przed nim Kriwoszein. „No, to mi się udało!… Ale kogo oni tam, do diabła, załatwili? No, teraz wreszcie wyjaśnię wszystko do końca!”

— A to co? Aluzja? — Kriwoszein pokazał na zakratowane okna.

— Żeby się szybciej przyznawali?

— Nie, hurtownia tu kiedyś była — oficer przypomniał sobie, że tą samą odpowiedzią rozpoczął wczorajsze przesłuchanie laboranta i uśmiechnął się. ~— Od tego czasu kraty pozostały… No, jak samopoczucie, Walentinie Wasiliewiczu?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Odnajdziesz się sam»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Odnajdziesz się sam» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Odnajdziesz się sam»

Обсуждение, отзывы о книге «Odnajdziesz się sam» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x