I akurat jak na złość do pokoju musiał wparować pułkownik. Przy czym najpierw wszedł, a potem dopiero zapukał – żeby dać o sobie znać.
– Siergieju Iwanowiczu, dyrektor czeka na pana. Chodźmy, ja poprowadzę.
– Wrócę – powiedział Dronow do Marii.
– Oczywiście, wróci pan. I to bardzo szybko. Rozmowa nie będzie długa – zapewnił go Wasiljew.
A Siergiej z niezadowoleniem pomyślał: „Skąd on wie? Może jeszcze będę się certował”.
– Dokąd idziemy? – spytał na dworze.
W pobliżu nie było widać innych budynków – same krzewy i drzewa.
– Raczej jedziemy. Tereny są tu bardzo ładne, ale do dyrekcji będzie z kilometr.
Wsiedli do czarnej wołgi; Aleksander Aleksandrowicz usiadł za kierownicą. Zdjął z siedzenia skórzaną teczkę, niedbale rzucił z powrotem, włączył radio i samochód potoczył się po asfalcie.
Przez radio nadawano wiadomości. Najpierw Dronow prawie ich nie słuchał. Potem wzdrygnął się, nadstawił uszu.
– …Przy czym pojedyncze elementy ekstremistyczne czy też po prostu gorące głowy, nie orientując się w sytuacji, usiłują wznosić barykady wokół tak zwanego Białego Domu. Decyzją Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego w sprawie sytuacji nadzwyczajnej od dwudziestej pierwszej zero zero w Moskwie zostaje wprowadzona godzina milicyjna. Obywatelom nie wolno opuszczać domów, jeśli nie posiadają odpowiedniej przepustki. Naruszający godzinę milicyjną będą zatrzymywani przez funkcjonariuszy służb porządkowych. W celu utrzymania ładu i porządku do miasta zostanie wprowadzony dodatkowy kontyngent wojsk wewnętrznych, w tym także czołgi i wozy bojowe piechoty. Obywatele proszeni są o zachowanie spokoju i powstrzymanie się od używania prywatnych pojazdów w celu uniknięcia nieszczęśliwych wypadków. Tymczasowo pełniący obowiązki prezydenta towarzysz Janajew…
– O kurna, co to się porobiło?! – spytał oszołomiony Siergiej.
– Ano, takie rzeczy się dzieją – odrzekł pułkownik posępnie. – Rozstrzyga się kwestia istnienia Związku Radzieckiego. Właśnie dlatego dyrektor podjął decyzję, żeby wyprowadzić was ze stanu pasywnego, chociaż nie wszystkie testy zostały wykonane.
– A po co jesteśmy mu potrzebni?
– Nie wy, tylko pan, Siergieju Iwanowiczu. Właśnie pan, przede wszystkim. Ale już jesteśmy na miejscu. Dyrektor sam to panu wyjaśni.
Samochód zatrzymał się przed niedużym, sympatycznym budynkiem, do którego w żaden sposób nie pasowała oficjalna nazwa „Dyrekcja”. Z okapu zwieszała się gęsta zasłona dzikiego wina, w wysokich oknach z otwartymi drewnianymi okiennicami bielały lniane zasłonki. Takie domy Dronow widział tylko na filmach – francuskich czy włoskich.
– Proszę, proszę – ponaglił go pułkownik. – Ja potem.
W holu na kanapie siedział człowiek w białej koszuli i krawacie i patrzył w telewizor. Na ekranie pokazywano plac, całkowicie zapełniony przez tłum. Potem balkon, a na nim Jelcyna, który potrząsał kosmykiem na głowie i coś mówił; ochroniarz osłaniał tarczą kuloodporną prezydenta Republiki Rosyjskiej.
– Na placu przed Białym Domem odbył się dziś wielotysięczny wiec na znak poparcia dla prezydenta Rosyjskiej Federacyjnej Republiki Radzieckiej, Borysa Jelcyna, oraz rządu rosyjskiego – mówił głos zza kadru.
Dronow nigdy jeszcze nie słyszał, żeby telewizyjnemu spikerowi głos drżał ze wzruszenia.
Krótko obejrzawszy się na wchodzącego, człowiek w białej koszuli machnął ręką ze słowami:
– Proszę tam – i dalej patrzył w ekran.
W środku dom okazał się większy, niż wydawało się z zewnątrz. Siergiej przeszedł korytarzem, gdzie na podłodze leżał wiejski chodniczek domowej roboty.
Uchylił drzwi, myśląc, że trafi do poczekalni albo sekretariatu.
Ale trafił od razu do gabinetu dyrektora. Wskazywały na to rozmiary pomieszczenia, stoły ustawione w kształt litery T, telefony, których tam było od metra, i mapa świata na ścianie. No i jeszcze flaga państwowa, stojąca w kącie.
Dronow, co prawda, nie mógł obejrzeć wszystkiego jak należy; słońce już powoli się zniżało, a okna gabinetu wychodziły właśnie na zachód, tak że trzeba było mrużyć oczy i nawet przysłaniać je dłonią.
Pod ścianą też mrugał telewizor, spory, półtora metra przekątnej. Widok ten sam – wiec przed Białym Domem. Tylko bez fonii. A przy parapecie stał mężczyzna i podlewał kwiaty z konewki. Na tle oślepiająco jasnego prostokąta było widać jedynie sylwetkę.
Mężczyzna odwrócił się i powiedział znajomym głosem:
– No chodź, Sierioża. Co tak stoisz?
To był Sensej, taki sam jak zawsze, zadbany, w eleganckim niebieskim blezerze; siwy jeżyk włosów połyskiwał na słońcu.
Policaj Czubaty
– To pan? – Dronow prawie omdlał. – A… a co pan tutaj robi?
– Pracuję, Sierioża. Już od wielu lat.
Iwan Pantelejewicz podszedł, po przyjacielsku objął wychowanka za ramię, posadził go w fotelu, a sam przysiadł obok, na podłokietniku, tak że Siergiej musiał zadzierać głowę.
– Sam wszystko urządzałem, obmyślałem. Nawet ten dom zaprojektowałem sam. W nim można spokojnie pracować i myśleć. „Okno weneckie i dzikie wino, które wspina się aż po sam dach” – z uczuciem zacytował kogoś Sensej. – Teraz często zaczniesz tutaj bywać.
– To pan nie pracował w związkach zawodowych? Ani w KC? – Dronow ciągle nie mógł ochłonąć.
– Nie, Sierioża. Już długo, od lat siedemdziesiątych, stoję na czele urzędu do walki z Migrantami. Najpierw był to wydział, potem ośrodek, urząd, teraz Sanatorium, ale cel naszej działalności się nie zmienił. Chcę uchronić naszą biedną planetę przed okupacją, i to jest sensem mojego życia. Wasiljew mówił wam, że szczególną uwagą darzymy wszystkich mutantów. Nie obrażaj się za to słowo; zdolność do mutacji to niezbędny warunek ewolucji i w ogóle doskonalenia się. Ciebie prowadziłem osobiście od samego początku. Po pierwsze, dlatego że był z ciebie chłopak rzeczywiście obiecujący. A po drugie, dlatego że mi się spodobałeś. Jesteś nie tylko posiadaczem drogocennego Daru, ale osobowością, masz charakter. Hodowałem cię powoli i z miłością, jak perłę w muszli – wybacz mi to poetyckie porównanie. Od dawna jesteś dla mnie jak syn. Wiedziałem, że kiedyś przyniesiesz ojczyźnie i ludzkości bezcenną korzyść. Ten czas nadszedł.
– Niech pan poczeka, Iwanie Pantelejewiczu! Ale ja przecież do pana dzwoniłem, mówiłem o Sanatorium, a pan… – Siergiej porwał się z krzesła, dyrektor jednak go powstrzymał.
– W tamtej chwili nie mogłem postąpić inaczej. Nie mieliśmy pewności. Obaj, ty i Darnowski, jakbyście się zerwali z łańcucha, więc nabraliśmy podejrzeń, czy nie wymknęliście się nam z rąk. Może Migranci nas wyprzedzili i zdetonowali minę o opóźnionym działaniu? Zadanie w tamtym momencie było jedno: jak najszybciej znaleźć was i unieszkodliwić. Mówiłem z tobą tylko tyle, żeby telefon mogli wykryć i zlokalizować. – Sensej się uśmiechnął. – Ale okazaliście się sprytniejsi. Wystawiliście do wiatru moich chłopaków. Brawo!
– A… A dlaczego pan od samego początku, jeszcze w osiemdziesiątym roku, nie powiedział mi, jak to ze mną jest?
– Chcieliśmy cię poobserwować, to było dla nas bardzo ważne. W jakim kierunku będziesz się rozwijał, kto się będzie kręcił wokół ciebie? Prędzej czy później Migranci nawiązaliby z tobą kontakt, a wtedy być może udałoby się nam ująć któregoś z nich. To znaczyłoby więcej niż zwycięstwo Związku Radzieckiego w drugiej wojnie światowej, naprawdę, możesz mi wierzyć. Ale to nic, do Migrantów, Siergiej, jeszcze się razem dobierzemy. Na razie musimy się bronić przed policajami. Ci zrobili się całkiem bezczelni, wyłażą ze wszystkich nor. Powiedz mi tylko jedno: po czyjej jesteś stronie?
Читать дальше