– Müller!
Teraz były protektor Dronowa bardziej przypominał gruppenführera Müllera. Twarz nalana, blond włosy wyraźnie przerzedzone.
– Jestem Mielnikow. – Müller z zakłopotaniem machnął ręką. – Dobre rosyjskie nazwisko. A tamto to była zabawa, miałem nasrane w głowie.
Siergiej ucieszył się na widok starego kumpla. Prosto z gabinetu zawiózł go do „Uzbekistanu”, przecież w pracy ni cholery nie miał do roboty. W restauracji okazało się, że obaj nie piją. Dronow powiedział, że ze względu na sport (chociaż w rzeczywistości chodziło o Metronom – ten po alkoholu zaczynał wariować), a Mielnikow był z zasady przeciwnikiem pijaństwa.
Gorączkując się, mówił, że naród rosyjski jest nikczemnie, planowo rozpijany i wiadomo, kto za tym stoi. Potem, kiedy jedli gorące danie, przeszli na wspomnienia.
– Kiedy zwiałeś z Basmanowa, źle ze mną było. Nie mówię tego, żeby cię krytykować – pośpiesznie dodał Müller. (Ani Mielnikowem, ani Andriejem dla Dronowa jednak nie został). – Wszystko gra, była szansa, to wykorzystałeś. No i w ogóle super, broniłeś honoru ojczyzny. Narodowy bohater, rosyjski witeź. Nie o to chodzi. Pamiętasz Sztyka?
Jak tu nie pamiętać? Siergiej przytaknął.
– Bez ciebie zrobił się bezczelny, trzeba było z nim dzielić miasto. Ale w zeszłym roku Sztyka stuknęli Azerowie, tak że teraz Basmanowo jest jedno i niepodzielne. W stu procentach moje. – Müller przełknął kawałek szaszłyka, popił wodą mineralną. – Kontroluję rynek, kapujesz? Handel samochodami, benzyną. Kompleks mieszkaniowy to tylko szyld, żeby zwiększyć limit materiałów budowlanych. Buduję oczywiście też, chociaż nawet z tym mam teraz problemy. A w ostatnim czasie ciasno mi już jest w mieście, chcę wyjść na cały rejon. Wszystko zaplanowałem i przygotowałem. Brakuje mi tylko wsparcia administracyjnego.
Już było wiadomo, że Müller nie przyszedł ot tak, pogawędzić ze starym przyjacielem. Ma konkretną sprawę. Dronow nie popędzał go, nie wypytywał; tamten sam powie.
No i powiedział.
– Pamiętasz kołchoz „Świetlana Droga”? Pięć kilometrów od miasta? Jest plan, żeby nam odpalili lasek, piętnaście ha. Dogadałem się z przewodniczącym. Muszę mu tylko załatwić dziesięć traktorów – wymiana barterowa, żeby się papiery zgadzały. Jemu samemu – nową wołgę, żonie futro z norek i jeszcze dwadzieścia sztuk na rękę. Ale bez partii i komitetu wykonawczego rejonu nie dam rady. Próbowałem i nic, ściana. Nie mój szczebel, sam tego nie przepchnę, ale gdybyś ty się podłączył… W naszym rejonie jesteś drugi po Leninie. – Müller uśmiechnął się pod wąsem. – Naprzeciwko komitetu wisi tablica „Oni są chlubą Basmanowa”, i twój portret jest największy. Władza z okien codziennie podziwia twoją fizjonomię.
– Wiem – powiedział Siergiej z zażenowaniem. – Matka mi mówiła. I co, chcesz się zająć leśnictwem?
Müller zarechotał i zrobił się podobny do dawnego Müllera.
– Co, pogięło cię? Pomyśl, jakie tereny są u nas za miastem – bór sosnowy, dwie rzeki, Moskwa o rzut beretem. A z dacz są tylko państwowe i dawne spółdzielcze, tak jak Kolina Góra. Gdyby to posprzedawać, działki poszłyby przeciętnie po tysiąc za ar, leciutko. W Moskwie teraz dzianych gości jest od metra, raz-dwa rozkupią. Zarejestrowałoby się to jako teren leśny, a potem podzieliło na działki, i po sprawie. Tylko żeby władza się nie dopieprzyła. Ja dla nich jestem ferajna, element kryminalny. A dla ciebie załatwić coś takiego to tyle co splunąć. Popatrz, Sierioga: jeśli zapewnisz nam przykrywkę, to możesz liczyć na dobrą kasę, bo ja żydzić nie będę. Półtora tysiąca arów, przeciętnie po tauzenie, wyczuwasz, ile to będzie. Wystarczy i dla komitetu rejonowego, i dla nas obu. Sto pięćdziesiąt masz jak w banku. No, dwieście, i koniec, dobra?!
Dwieście tysięcy rubli! Pomimo wszystkich delegacji i premii za medale Dronow oczywiście na oczy nie oglądał takiej kasy.
– A co miałbym robić? – spytał ostrożnie.
– Założymy fundację użyteczności publicznej. „O zdrowy styl życia” czy tam, powiedzmy, „Dla weteranów sportu”. Ty będziesz prezesem, ja zastępcą. Pojedziesz ze mną do paru naczelników. Zjesz z nimi szaszłyczek, opowiesz o wielkich ludziach – i wszystkie basmanowskie kacyki pomdleją ze szczęścia. A szczegóły to już potem ja z nimi omówię. Wszystko grzecznie, zgodnie z prawem. Jedyne, co jeszcze może być potrzebne, to telefon z komitetu obwodowego. Dasz radę załatwić?
– Jasne. Mogę nawet z KC. Mam tam znajomych.
– No właśnie – ucieszył się Müller. – Teraz takie czasy, Sierioga, że nie można być łosiem. Trzeba iść do biznesu. Sam widziałeś, jak ci narobili siary na tej olimpiadzie. Chuj tam ze sportem. Niech teraz inni pobiegają za ciebie i poskaczą.
Wszystko poszło jak z płatka, bez żadnych problemów – jeszcze łatwiej, niż mówił Müller. Nawet telefon okazał się niepotrzebny. Rejonowa władza sfotografowała się z żywą legendą, pierwszy sekretarz wypił z Sieriogą bruderszaft. Fundacji „Zdrowie i Sport” (taką nazwę przyjęła nowo powstała organizacja) obiecano zielone światło jako inicjatywie społecznie użytecznej.
Po trzech tygodniach Siergiejowi wręczono dyplomatkę wypełnioną sturublówkami. Müller powiedział, że to dopiero początek. Bo zdrowie i sport to nie tylko domki w sosnowym lesie, ale także zdrowa żywność, rozrywki, bilardy i Bóg wie co jeszcze.
Zdumiewające było to, że Sensej zdemaskował Dronowa od razu przy pierwszym spotkaniu. Rzucił okiem na pierścień z brylantem (Siergiej kupił go na Arbacie, w komisie, za siedemnaście tysięcy), na zegarek marki Rolex, i wziął Dronowa na spytki: dalej, gadaj, skąd masz na takie szpanerstwo.
Dronow musiał rzecz wyjaśnić, wobec Iwana Pantelejewicza nie miał zwyczaju ściemniać. Był przekonany, że ten natrze mu uszu, ale Sensej uważnie wysłuchał i zamyślił się.
Potem zmrużył oczy i powiedział jak gdyby sam do siebie:
– Jest teraz taki trend, że mamy się bawić w kapitalizm. No cóż, to będą mieli kapitalizm, zgodnie ze wszystkimi prawami dżungli. A przy okazji skorzystamy z doświadczeń budownictwa socjalistycznego.
Siergiej ni czorta z tego nie zrozumiał. Poprosił raz jeszcze o wyjaśnienie. A wtedy Iwan Pantelejewicz go zadziwił.
– Niech ta twoja durna fundacja sobie działa. Ale pod moim nadzorem; nie będę tolerował chałupnictwa. Co to za gadanie: władza rejonowa obiecała, że się nie będzie przyczepiać do waszych letniskowych machlojek. A jak za rok władza się zmieni, to co? Nie, bratku, tu trzeba działać rozumnie, jak to robią dorośli ludzie. Jest decyzja partii, żeby rozwijać indywidualną gospodarkę rolną. W tym celu będzie się przydzielać grunty. Oczywiście różnej klasy i na pewno nie każdemu. Ale organizacjom o społecznym znaczeniu przede wszystkim. Według z góry ustalonej kolejności. Kapujesz?
Sensej naszkicował schemat.
Najważniejszą sprawę – otrzymanie zezwolenia na przydział ziemi – bierze na siebie. Z drobnym bandytą Mielnikowem nie chce się zadawać bezpośrednio, do tego się nie zniży. Kontakt tylko przez Dronowa. Były gruppenführer może załatwiać mniej ważne sprawy, zajmować się bieżączką i lokalnymi problemami, jeśli takie będą.
– Za to będziecie mieli obaj jedną trzecią zysków, do spółki. Jak się podzielicie, to już wasza sprawa. Dwie trzecie będziesz oddawał mnie. A jak twój Müller zacznie podskakiwać, to wezmę go pod obcas i rozdepczę.
– Nie zacznie – obiecał Siergiej, oszołomiony otwierającymi się perspektywami. – Potrafi myśleć.
Читать дальше