Stanisław Srokowski - Strach. Opowiadania kresowe

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Srokowski - Strach. Opowiadania kresowe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: Fronda PL, Sp. z o.o., Жанр: Триллер, prose_military, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Strach. Opowiadania kresowe: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Strach. Opowiadania kresowe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Strach. Opowiadania kresowe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Strach. Opowiadania kresowe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Byli w nią wpatrzeni, jakby widmo widzieli.

Tylko matka wciąż trwała, pochylona nad podłogą ze spojrzeniem wbitym w głąb ziemi.

– Tabernakulum rozwalili… monstrancję zabrali… święte miejsca pohańbili – ciągnęła ciotka. – Samogonkę do kielichów nalewali… z księdza szydzili… pili… w nawie głównej tańczyli…

– Nie! – pisnęła matka, jeszcze bardziej się kuląc.

A mnie się zdawało, że już słyszałem podobną opowieść. Czyżby się takie rzeczy powtarzały, pomyślałem. Ale coś we mnie szepnęło, że powtarzają się i nie powtarzają, za każdym razem są inne, choć niby takie same, ale tego już nie rozumiałem.

Matka szlochała.

– Tak, Mario – spojrzała na nią ciotka. – Tak było – pokiwała głową i kontynuowała. – By dopełniła się czara goryczy – mówiła – wsadzili go na sanie i zawieźli na podwórko przed ukraińską chatę. Tam czekały już poubierane w kolorowe spódnice ukraińskie dziewczyny. Mężczyźni rzucili księdza jak worek zboża na śnieg i kazali dziewczętom rozebrać go do naga.

– Święty Panie! – znowu jęknęła matka z otchłani swoich koszmarów. – Nie! – zaciskała dłonie na twarzy.

– Tak, Mario – ponuro odparła ciotka. – Rozebrały go do naga i naśmiewały się z niego – opowiadała – kpiły z biedaka… szydziły… naigrywały się… palcami pokazywały przyrodzenie… tańczyły nad jego ciałem… i uniesionymi do góry spódnicami owiewały go… odsłaniały swoje brzuchy… pokazywały pępki… skakały przez niego…

– Dzicz! – rzucił dziadek Ignacy.

Z dziadkiem Piotrem zaczęło się dziać coś niedobrego. Chwycił go okropny skurcz twarzy, która makabrycznie się wykrzywiła w jedną stronę, jakby go coś od środka zniekształcało, deformowało. Siedział z tą wykrzywioną twarzą i przechylał się na bok. Musiał to zauważyć dziadek Ignacy, bo przysunął się do niego i wsparł go ramieniem, bojąc się, że delikatny i chudy dziadek Piotr zaraz się przewróci.

Ciotka Elza niezrażona kontynuowała opowiadanie:

– Jak już dziewuchy rozebrały księdza do naga, mordercy zaczęli go męczyć od nowa – mówiła.

A ja zauważyłem, że nie powiedziała tym razem banderowcy, tylko mordercy, konkretnie i krótko.

– Mordercy – powtórzyła. – Kazali dziewczynom wziąć igły i one go kłuły… w policzki wbijały igły… w piersi… w stopy… w pięty… w szyję… pod paznokcie… potem wrzątek na niego lały… na podbrzusze… – urwała, ale szybko wróciła do opowieści i ciągnęła – w końcu mężczyźni palce kazali mu łamać, ale dziewczęta były za słabe, więc sami się do tego zabrali i jeden po drugim łamali…

– Elza! – zaskomliła matka.

I natychmiast, przestraszona, ucichła, tak już zawęźlona w sobie, tak zasupłana, że wyglądała jak wąż zwinięty w kłębek.

– A jak już wyłamali wszystkie palce – nie ustawała ciotka, jakby chciała, by każdy szczegół wszyscy dokładnie poznali i zapamiętali. – Jak już to zrobili… – mówiła – wzięli długie noże i rozkraczeni stanęli nad księdzem.

Zamilkła. A my wstrzymaliśmy oddechy.

Wiedziałem, że jak rozkraczeni mordercy stoją nad gołym księdzem z długimi nożami, to znaczy, że zaraz poderżną mu gardło.

Ciotka Elza, jakby wyczuła, o czym myślałem, powiedziała:

– Nie podcięli mu gardła.

„Tylko co”, spytałem, ale mojego pytania naturalnie znowu nikt nie usłyszał. Bo było jak cichutki pisk myszy, głęboko we mnie ukryte, w środku głowy, w ciemności. Wiedziałem już, że wewnątrz mego mózgu gadają różne głosy, ale jakoś nie mogły się przebić na zewnątrz. Dławiły się, dusiły, lecz gadały, jakby szukały wyjścia osobnymi szczelinami, lecz nie mogły ich znaleźć.

Ciotka nie czekała długo i powiedziała:

– Ksiądz ostatkiem sił poprosił, by przed śmiercią mógł się pomodlić. A oni – zawiesiła głos – oni, o dziwo, zgodzili się. Stanęli z boku, ksiądz z trudem się podniósł, ukląkł i zaczął się modlić, a gdy skończył, powiedział:

– Jestem gotów!

A mnie się zdawało, że w tej ciszy słyszę jeszcze szepczącego słowa modlitwy kapłana. „I co? I co?”, znowu domagałem się odpowiedzi, by mieć już pewność, co się działo dalej. Coś wciąż we mnie gadało od środka. „I co? I co?”, wyraźnie pytał ten głos, dziecinny, cienki, bojaźliwy, ale i jakiś daleki, zablokowany.

– I co? – niespodziewanie powtórzyła pytanie ciotka, niespokojnie zerknęła na zapiecek, jakby ten głos jakimiś tajnymi kanałami powietrza i do niej dotarł.

– Jak już ksiądz się pomodlił – wyjaśniała – rzucili go na śnieg, skopali butami i zaczęła się ostatnia stacja Męki Pańskiej – ogłosiła, jakby w świątyni była.

A ja natychmiast usłyszałem głos naszego księdza Kowalczyka, który wskazywał w niedzielę na mszy świętej obrazy w nawach bocznych kościoła i mówił o ukrzyżowaniu Chrystusa. Ale przecież tutaj nie było Chrystusa ani wielkiego drewnianego krzyża. „Nie mogą go więc ukrzyżować”, pomyślałem. I patrzyłem przerażony na ciotkę Elzę. Znowu jakby mnie usłyszała i powiedziała:

– Każdy ma swoją Mękę Pańską – uniosła brew.

Pokiwali głowami. Ale nie za bardzo. Zaraz znieruchomieli.

– Każdy musi przejść przez swoje – ogłosiła.

Ale ja nie wiedziałem, przez co mam przejść. Przez jakie swoje. Ciotka musiała jednak wiedzieć, bo przecież była bardzo mądra, świat znała, wielkich ludzi spotykała. Teraz jednak, gdy miała mówić o Męce Pańskiej, nagle jakoś zmalała, skurczyła się, tak jak moja matka, nawet na nią rzucała niespokojne spojrzenia, opóźniając opowieść. I już nie było tego tempa, co na początku. Opowieść poczęła się rwać, jakby nie można było jednym ciągiem wszystkiego opowiedzieć. Musiały być jakieś nowe przerwy, oddechy, westchnienia, marszczenie czoła, a nawet okrzyki. Bo właśnie wujek Tośko nie wytrzymał napięcia i krzyknął:

– Elza, gadaj!

Ciotka ściągnęła ramiona i jakby z pozycji zagrożonej, odezwała się:

– Nawet ja… – powiedziała i przerwała. – Nawet ja – powtórzyła – co pół ziemi obeszłam, takich rzeczy nie widziałam.

„Jakich?!”, znowu odezwał się we mnie ten dziwny, niecierpliwy głos. „Jakich, ciotko, Elzo?”, mówił. A ona usłyszała ten głos i powiedziała:

– Tego się nie da opisać. – Odkaszlnęła.

„Czego?!”, nie ustępował mój głos. „Czego, ciotko Elzo?!”, wyraźnie zwracał się do niej.

– Tego – już z głosem rozmawiała – co z księdzem zrobili! – uniosła oczy do nieba.

„A co zrobili?”, żądał odpowiedzi głos.

Ciotka rozejrzała się po twarzach i rzuciła:

– Mordercy stanęli nad księdzem z nożami i zaczęli mu wycinać jakieś znaki na ciele, koła, prostokąty, kwadraty, trójkąty…

Tym razem już na nikogo nie patrzyła.

Matka prawie dotykała głową ziemi. A jej ramiona bezradnie zwisały. Nawet nie obejmowała dłońmi twarzy.

– Stali z rozkraczonymi nogami – ciotka ciężko mówiła – i cięli księdzu brzuch, jakby prosiaka na Boże Narodzenie kroili… wolno… bez pośpiechu… płat po płacie… wycinali kawałkami skórę i liczyli: – To na chusteczkę… To na rękawiczki… A to na krawat.

„A ksiądz?! Co z księdzem?!”, domagał się szczegółów mój głos.

– Ksiądz cierpiał, miał zamknięte oczy i tylko niesłyszalnie coś mamrotał…

„Nie krzyczał?! Nie wył z bólu?!”, pytał głos. „Nie szlochał?!”, żądał szczegółów.

– Nie – odparła ciotka. – Ksiądz się modlił – mówiła.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Strach. Opowiadania kresowe»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Strach. Opowiadania kresowe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Graham Masterton - Strach
Graham Masterton
Stanisław Lem - Fiasko
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Planeta Eden
Stanisław Lem
libcat.ru: книга без обложки
Aleksander Filonow
Яцек Дукай - Opowiadania
Яцек Дукай
Władysław Stanisław Reymont - Fermenty
Władysław Stanisław Reymont
Отзывы о книге «Strach. Opowiadania kresowe»

Обсуждение, отзывы о книге «Strach. Opowiadania kresowe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x