– Gdzie przebywała pacjentka? – Teresa domyślała się odpowiedzi.
– Także w Manhattan General. Naprawdę nie mogę uwierzyć. Nadzwyczajne! – Pokręcił głową.
– Muszę wracać do pracy – powiedziała Janice. – Jeśli będzie mnie pan potrzebował, proszę dać znać.
– Przepraszam, nie miałem pojęcia, że pani jeszcze tu jest. Dziękuję za informacje.
– Drobiazg. – Machnęła ręką i poszła w stronę windy.
– Czy tularemia jest równie niebezpieczna jak dżuma? -zapytała Teresa.
– Trudno je porównywać. Ale jest groźna, szczególnie ta jej postać, która wywołuje zapalenie płuc. Potrafi być niezwykle zaraźliwa. Gdyby Susanne Hard była tu z nami, mogłaby powiedzieć, jak okropna potrafi być ta choroba.
– Dlaczego jesteś tak zaskoczony? Czy jest także równie rzadka jak dżuma?
– Prawdopodobnie nie. Występuje na większym obszarze Stanów niż dżuma, szczególnie w południowych regionach, na przykład w Arkansas. Jednak, podobnie jak dżuma, raczej nie zdarza się w zimie, a już na pewno nie na północy. Tutaj może stanowić problem późną wiosną i latem, jeżeli w ogóle wystąpi. Potrzebuje nosiciela tak jak dżuma. Tyle że zamiast szczurzych pcheł roznoszą ją kleszcze lub komary.
– Wszystkie kleszcze lub komary? – Rodzice Teresy mieli chatę w górach Catskill, dokąd miała zamiar pojechać latem. Dom stał na odludziu, otoczony lasami i łąkami. W okolicy bez trudu można było trafić na kleszcze i roiło się od komarów.
– Bakterie powodujące zarażenie przenoszą małe ssaki, na przykład szczury i króliki… – Już zamierzał rozpocząć wykład, ale nagle przerwał. Przypomniała mu się poranna rozmowa z Maurice'em, mężem Susanne. Susanne uwielbiała jeździć do Connecticut, spacerować po lesie i karmić dzikie króliki!
– Może to króliki? – mruknął pod nosem.
– Co mówisz?
Przeprosił, że myślał głośno. Otrząsnął się z chwilowego oszołomienia i poprosił Teresę, żeby usiadła na krześle przy biurku Cheta. Streścił jej rozmowę z mężem Susanne i wyjaśnił, jakie znaczenie dla rozprzestrzeniania tularemii mają dzikie króliki.
– Według mnie to możliwe – uznała Teresa.
– Kłopot w tym, że jej ewentualny kontakt z królikami miał miejsce dwa tygodnie temu – zadumał się Jack. Bębnił palcami w słuchawkę telefonu. – To długi okres wylęgania, szczególnie dla postaci wywołującej zapalenie płuc. Oczywiście, jeżeli nie złapała tego w Connecticut, mogła się zarazić tu, w szpitalu. Szpitalna tularemia ma tyle samo sensu co szpitalna dżuma.
– Tak czy siak ludzie powinni o tym wiedzieć. – Skinęła w stronę telefonu. – Mam nadzieję, że podobnie jak szpital, ty również porozumiałeś się z mediami.
– Ani oni, ani ja – odpowiedział. Spojrzał na zegarek. Nie minęła jeszcze północ. Podniósł słuchawkę i wystukał numer. – Dzwonię do mojego bezpośredniego szefa. Rozsądnie będzie dać mu pierwszeństwo. Zajmowanie się takimi sprawami należy do niego.
Calvin odebrał zaraz po pierwszym sygnale. Odezwał się mrukliwym tonem, jakby wyrwano go ze snu. Jack przedstawił się uprzejmie.
– Lepiej, żeby to było ważne – warknął Calvin.
– Dla mnie jest. Chciałem panu oznajmić, iż jest mi pan winien następne dziesięć dolarów.
– Do cholery z tobą! – wybuchnął. – Jeżeli to jakiś kolejny chory kawał…
– To nie kawał – stwierdził Jack. – Właśnie otrzymaliśmy raport z laboratorium. Manhattan General oprócz dwóch przypadków dżumy ma także jeden przypadek tularemii. Jestem tak samo zaskoczony jak inni.
– Dzwonili do pana z laboratorium?
– Nie. Otrzymałem wiadomość od jednego z asystentów z dochodzeniówki.
– Jest pan w biurze? – zapytał Calvin.
– Jasne, że jestem. Urabiam sobie ręce po łokcie.
– Tularemia? – zapytał Calvin, jakby chciał się upewnić. -Muszę sobie na ten temat poczytać. Chyba nigdy nie widziałem żadnego przypadku.
– Ja też przeczytałem o tym dopiero dziś rano – przyznał się Jack.
– Niech się pan upewni, że nie ma u nas żadnych przecieków. Nie będę teraz dzwonił do Binghama, bo o tej porze i tak nic nie zrobimy. Zawiadomię go zaraz z rana i niech on powiadomi całą resztę.
– Jasne – przytaknął Jack.
– Więc masz to zatrzymać w tajemnicy – odezwała się Teresa ze złością w głosie, gdy odłożył słuchawkę.
– Nie ja za to odpowiadani.
– Tak, wiem – powiedziała sarkastycznie. – To nie twoja działka.
– Wpadłem już w niezłe tarapaty, dzwoniąc na własną rękę do władz miejskich w sprawie dżumy i nie mam zamiaru tego powtarzać. Rano wiadomość i tak rozejdzie się właściwymi kanałami.
– A co z ludźmi w Manhattan General, którzy spodziewają się, że mają do czynienia z dżumą? Może mają i tę nową chorobę. Uważam, że powinieneś ich powiadomić jeszcze dzisiejszej nocy.
– To celna uwaga – przyznał. – Ale tak naprawdę nie ma znaczenia. Postępowanie przy tularemii jest identyczne jak przy dżumie. Poczekamy więc do rana. Poza tym zostało już tylko kilka godzin.
– A co się stanie, jeśli ja zawiadomię prasę?
– Jestem zmuszony prosić cię, abyś tego nie robiła. Słyszałaś równie dobrze jak ja, co powiedział mój szef. Jeżeli przeprowadzą dochodzenie, trafią do mnie.
– Ty nie lubisz reklam w medycynie, a ja nie lubię polityki w medycynie – stwierdziła Teresa.
– Amen – odparł Jack.
Piątek, godzina 6.30, 22 marca 1996 roku
Pomimo że drugą noc z rzędu kładł się spać znacznie później niż zwykle, już o piątej trzydzieści nad ranem Jack obudził się całkiem rześki. Zastanawiał się nad ironią rzeczy. Żeby między przypadkami dżumy pojawiła się także tularemia? Przedziwny zbieg okoliczności, szczególnie że to on postawił obie diagnozy. To sztuka bez wątpienia warta dziesięciu dolarów i dwudziestu pięciu centów, które wygrał od Calvina i Laurie.
Myśli tak wirowały mu w głowie, że wszelkie próby zaśnięcia okazały się daremne. W efekcie wstał, zjadł śniadanie i przed szóstą znalazł się na rowerze. O tej porze panował mniejszy niż zwykle ruch uliczny, więc w pracy zjawił się rekordowo wcześnie.
Po przyjeździe udał się najpierw do pokoju lekarskiego, aby zobaczyć się z Laurie i Vinniem. Nie było ich jeszcze w pracy. Wracając korytarzem, zapukał do Janice. Wydała mu się bardziej zmęczona niż zazwyczaj.
– Co za noc – przywitała Jacka.
– Zapracowana? – zapytał.
– To się samo przez się rozumie. Głównie przez te kolejne przypadki. Co się dzieje w tym Manhattan General?
– Ilu dzisiaj?
– Trzy przypadki i w żadnym z nich nie mamy pozytywnego testu na dżumę, chociaż takie postawiono diagnozy. Cała trójka zmarła w piorunującym tempie. Wszyscy zeszli po dwunastu lub niewielu więcej godzinach od pojawienia się pierwszych objawów. To przerażające.
– We wszystkich dotychczasowych przypadkach zgon następował błyskawicznie – stwierdził Jack.
– Sądzisz, że te dzisiejsze to tularemia?
– Wielce prawdopodobne – odparł. – Szczególnie, jeśli, jak powiedziałaś, testy nie wykazały dżumy. Nie wspominałaś nikomu o diagnozie w przypadku Susanne Hard, prawda?
– Musiałam się ugryźć w język, żeby nie powiedzieć, ale nie powiedziałam. Kilka gorzkich doświadczeń przekonało mnie, że moim zadaniem jest zbierać informacje, a nie rozpowszechniać je.
– To musieliśmy mieć podobne doświadczenia – stwierdził Jack. – Skończyłaś z tymi trzema nowymi?
Читать дальше