– Myślę, że to sprytne – przyznał.
– Czy zdecydowałbyś się skorzystać ze szpitala National Health, gdyby się okazało, że przypadki infekcji szpitalnych są u nich rzadkie?
– Kto wie.
– Dobra – powiedziała, starając się zachować spokój. – Może masz jakieś inne pomysły. Co jeszcze moglibyśmy zrobić?
Jack zastanawiał się kilka minut.
– Moglibyście także wykorzystać Olivera Wendella Holmesa i Josepha Listera.
– Czy Holmes nie był poetą? – zapytała Teresa.
– Ale również lekarzem – wyjaśnił Jack. – On i Lister zrobili pewnie więcej niż ktokolwiek inny, aby lekarze po każdym kontakcie z pacjentem myli ręce. Tak, Semmelweis także pomógł. W każdym razie mycie rąk to najważniejsza sprawa, jeśli chce się powstrzymać choroby roznoszone w szpitalach.
– Hmmm – zastanowiła się Teresa. – To brzmi interesująco. Osobiście uwielbiam takie starocie. Od razu pójdę do Alice i niech zleci komuś rozpracowanie tematu.
Oboje wyszli z pokoju Colleen. Teresa podeszła do Alice i chwilę rozmawiały.
– W porządku – powiedziała, gdy wróciła do Jacka. – Kula zaczęła się toczyć. Chodźmy stąd. – W windzie Teresa wysunęła następną propozycję. – A może skoczylibyśmy teraz do twojego biura? – zapytała. – Skoro widziałeś moje, to byłoby miło, gdybyś zaprosił mnie do siebie.
– Nie chciałabyś tego oglądać. Wierz mi.
– Spróbujmy.
– Mówię prawdę. To nie jest przyjemne miejsce.
– Ale myślę, że interesujące – upierała się Teresa. – Kostnicę widziałam tylko na filmie. Kto wie, może zrodzi się z tego jakiś nowy pomysł. A poza tym, gdy zobaczę, gdzie pracujesz, to pewnie zrozumiem cię troszkę lepiej.
– Nie jestem pewien, czy chcę być rozumiany.
Wyszli z budynku i stanęli na chwilę na chodniku.
– No i jak? Przecież to nie może zabrać zbyt wiele czasu, a i tak nie jest jeszcze późno.
– Ale z ciebie uparciuch – skomentował jej nalegania Jack. – Czy ty zawsze stawiasz na swoim?
– Zazwyczaj – przyznała i dodała ze śmiechem: – Ale wolę myśleć o sobie jako o nieustępliwej.
– Niech będzie – zgodził się. – Nie mów mi jednak, że cię nie ostrzegałem.
Zawołali taksówkę. Jack podał adres. Kierowca natychmiast zawrócił i skierował się na Park Avenue.
– Odniosłam wrażenie, że jesteś samotnikiem – powiedziała Teresa.
– Jesteś niezwykle spostrzegawcza.
– Nie musisz być taki zgryźliwy.
– Tym razem akurat nie byłem.
Gdy w półmroku taksówki spojrzeli na siebie, na ich twarzach zatańczyły promienie światła z ulicznych latarni.
– Trudno odgadnąć, jak się zachowywać w twoim towarzystwie – stwierdziła.
– Mógłbym powiedzieć to samo.
– Byłeś kiedyś żonaty? Jeżeli nie masz nic przeciwko takim pytaniom.
– Tak, byłem.
– I nie wyszło? – raczej wyciągnęła wniosek, niż pytała.
– Był pewien problem – przyznał Jack. – Ale nie bardzo mam ochotę o tym mówić. A ty? Miałaś męża?
– Tak, miałam. – Westchnęła i spojrzała przez okno jadącego samochodu. – Ale ja także wolę o tym nie mówić.
– No i już łączą nas dwie rzeczy – zauważył Jack. – To samo odczuwamy w nocnych klubach i oboje nie lubimy rozmawiać o poprzednich małżeństwach.
Jack poprosił, aby kierowca zatrzymał się na Trzydziestej przy wejściu do gmachu medycyny sądowej. Z zadowoleniem odnotował brak obu furgonetek. Pomyślał, że to znak, iż na stołach nie leżą żadne świeże ciała. Chociaż to Teresa nalegała na wizytę, nie chciał jednak niepotrzebnie narażać jej na odpychający widok.
Nie odezwała się ani słowem, kiedy Jack prowadził ją wzdłuż ściany zbudowanej z lodówek przeznaczonych do przechowywania ludzkich ciał. Dopiero kiedy zobaczyła stos sosnowych trumien, zapytała, po co tu stoją.
– Przeznaczone są dla nie zidentyfikowanych osób oraz dla tych, po które nikt się nie zgłasza – wyjaśnił. – Ich ciała są później palone w miejskim krematorium.
– Czy to się często zdarza?
– Bez przerwy.
Teraz zabrał ją do sali autopsyjnej. Otworzył drzwi do umywalni. Teresa zajrzała, ale nie weszła. Sala była doskonale widoczna przez oszklone drzwi. Stalowoszare stoły autopsyjne połyskiwały w mdłym świetle.
– Sądziłam, że to będzie bardziej nowoczesne miejsce -przyznała. Bardzo uważała, by niczego nie dotknąć.
– Kiedyś było – stwierdził Jack. – Już dawno miało zostać poddane kompletnej modernizacji. Tak się składa, że miasto jest w ciągłym kryzysie finansowym i wielu polityków skutecznie sprzeciwia się topieniu tu pieniędzy. Zdobycie odpowiednich funduszy jest trudne, z drugiej jednak strony otrzymaliśmy supernowoczesne wyposażenie do badania DNA.
– Gdzie jest twój pokój?
– Na czwartym piętrze.
– Mogę go zobaczyć?
– Czemu nie? Doszliśmy tak daleko, to możemy wejść i tam.
Przeszli znów obok kostnicy i poczekali na windę.
– Trudno tu się dobrze czuć, prawda? – zapytał Teresę.
– Ma nieco makabryczną atmosferę – przytaknęła.
– Pracując tu, zapominamy, jak takie miejsce oddziałuje na kogoś z zewnątrz- stwierdził Jack, chociaż był pod wielkim wrażeniem spokoju i opanowania, które okazywała Teresa.
Winda wreszcie zjechała, więc wsiedli, Jack wcisnął guzik i ruszyli na górę.
– Jak to się stało, że zdecydowałeś się na ten rodzaj kariery? Miałeś trudności na studiach?
– Rany boskie, nie – odpowiedział zaskoczony. – Chciałem czegoś czystego, technicznie zaawansowanego, emocjonalnie wypełniającego, no i lukratywnego. Tak zostałem okulistą.
– I co się stało?
– Moją praktykę diabli wzięli, a raczej AmeriCare. Nie chciałem pracować ani dla nich, ani dla podobnej korporacji i zrezygnowałem. To przeklęty czas niepotrzebnych lekarzy specjalistów.
– Czy było aż tak ciężko?
Jack nie od razu odpowiedział. Winda zatrzymała się na czwartym piętrze.
– Niezwykle ciężko – powiedział i poszedł korytarzem w stronę gabinetu. – Przede wszystkim z powodu samotności.
Teresa spojrzała na Jacka. Nie spodziewała się, że on może narzekać na samotność. Uważała, że jest samotnikiem z wyboru. Gdy patrzyła na niego, zdawało się jej, że dyskretnie wytarł oko. Łza? Najwyraźniej była w tym jakaś tajemnica.
– Jesteśmy – oznajmił. Otworzył kluczem drzwi i wcisnął przełącznik światła.
Wnętrze przedstawiało gorszy widok, niż się spodziewała. Ciasny, wąski pokoik. Zapełniały go szare, stare, metalowe meble. Ściany gwałtownie potrzebowały malowania. Pod sufitem było pojedyncze, brudne okno.
– Dwa biurka? – zapytała.
– Siedzę tu z Chetem – wyjaśnił.
– A które jest twoje?
– To z bałaganem. Historia z dżumą pochłonęła mnie bardziej niż zwykle. Jestem spóźniony, bo nie cierpię papierkowej roboty.
– Doktorze Stapleton! – ktoś zawołał go po nazwisku.
Okazało się, że to Janice Jaeger.
– Dowiedziałam się od strażnika, że pan tu jest – wyjaśniła, przywitawszy się z Teresą. – Próbowałam złapać pana w domu.
– Co się stało?
– Dzwonili z laboratorium. Mają wyniki testu fluorescencyjnego na antyciała na próbce z płuca Susanne Hard. Tak jak pan prosił. Wynik wskazuje na tularemię.
– Żartujesz? – Wziął raport z ręki Janice i z niedowierzaniem zaczął go studiować.
– Co to jest ta tularemia? – zapytała Teresa. – Jeszcze jedna choroba zakaźna – odpowiedział. – Pod wieloma względami przypomina dżumę.
Читать дальше