Harlan Coben - Jedyna Szansa
Здесь есть возможность читать онлайн «Harlan Coben - Jedyna Szansa» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Jedyna Szansa
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Jedyna Szansa: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Jedyna Szansa»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Jedyna Szansa — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Jedyna Szansa», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Chyba tak.
– No widzisz, ale to nieprawda. Na przykład weźmy Jimmy'ego. Twój mąż był chory. Był nałogowym hazardzistą. Mam rację? Przez to straciliście wszystko, no nie? Firmę ubezpieczeniową. Należała do twojego ojca. Jimmy ją przejął. Już jej nie ma. Splajtowała.
Bank był gotowy zająć wasz dom. Tobie i twoim dzieciom ledwie starczało na życie. A Jimmy mimo to nie potrafił z tym skończyć. – Lydia potrząsnęła głową. – Ach, ci mężczyźni.
Wendy miała łzy w oczach. Kiedy po chwili odzyskała głos, był niewiele głośniejszy od szeptu. – Więc go zabiłaś?
Lydia wzniosła oczy w górę i lekko pokręciła głową.
– Chyba nie wyjaśniam tego dostatecznie jasno, co?
Spojrzała na rozmówczynię i spróbowała jeszcze raz. – Czy słyszałaś kiedyś powiedzenie, że nie można wycisnąć krwi z kamienia?
Znów czekała na odpowiedź. Wendy w końcu skinęła głową. Lydia wyglądała na zadowoloną. – To właśnie jeden z takich przypadków. Ten z Jimmym.
Mogłam kazać Heshy'emu, żeby nad nim popracował. Heshy jest w tym dobry. Tylko co by to dało? Jimmy nie miał takich pieniędzy. I nigdy nie zdołałby zdobyć takiej sumy. – Lydia wyprostowała się i podniosła palec. – A teraz, Wendy, chcę, żebyś pomyślała jak biznesmen… przepraszam, jak kobieta interesu. Nie musimy być zażartymi feministkami, ale dlaczego nie miałybyśmy domagać się respektowania naszych równych praw? Lydia znowu uśmiechnęła się do Wendy, która się skuliła.
– No dobrze, cóż więc powinnam zrobić jako mądra kobieta interesu? Oczywiście, nie mogę pozwolić na to, żeby dług pozostał niespłacony. W moim fachu byłoby to zawodowe samobójstwo. Ktoś jest winien pieniądze mojemu pracodawcy i musi je zwrócić. Nie ma innego wyjścia. Rzecz w tym, że Jimmy nie miał ani centa, tylko… – Lydia urwała i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – Tylko żonę i troje dzieci. A kiedyś miał firmę ubezpieczeniową. Rozumiesz, do czego zmierzam, Wendy?
Wendy bała się oddychać.
– Och, myślę, że tak, ale i tym razem odpowiem za ciebie.
Ubezpieczenie. Ściśle mówiąc, polisę na życie. Jimmy miał polisę ubezpieczeniową. Nie przyznał się do tego od razu, ale w końcu… no cóż, Heshy potrafi być bardzo przekonujący. – Wendy zerknęła w kierunku okna. Lydia skryła uśmiech satysfakcji, widząc, że kobieta zadrżała. – Prawdę mówiąc, Jimmy powiedział nam, że miał dwie polisy, opiewające na prawie milion dolarów.
– A więc… – Wendy z trudem ogarniała to wszystko – zabiłaś Jimmy'ego dla pieniędzy z ubezpieczenia?
Lydia pstryknęła palcami.
– Trafiłaś, moja droga.
Wendy otworzyła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
– I wiesz co, Wendy? Pozwól, że ci to wyjaśnię, by nie było cienia wątpliwości. Dług Jimiego nie umarł razem z nim. Obie o tym wiemy. Bank wciąż domaga się hipoteki, mam rację? Wystawcy kart kredytowych nadal żądają swoich procentów.
Lydia wzruszyła szczupłymi ramionami i rozłożyła ręce.
– Dlaczego mój pracodawca miałby postępować inaczej? – Chyba nie mówisz poważnie.
– Pierwszy czek z firmy ubezpieczeniowej powinien przyjść za tydzień. W tym momencie dług twojego męża będzie wynosił dwieście osiemdziesiąt tysięcy dolarów. Oczekuję, że tego samego dnia wystawisz mi czek.
– Same długi, jakie zostawił…
– Cii! – Lydia ponownie przycisnęła palec do jej ust.
Zniżyła głos do intymnego szeptu. – To naprawdę nic mnie nie obchodzi, Wendy. Daję ci doskonałą okazję uwolnienia się od kłopotów. Ogłoś bankructwo, jeśli musisz. Mieszkasz w dobrej dzielnicy. Przeprowadź się. Niech Jack – to twój jedenastoletni syn, prawda?
Na dźwięk imienia syna Wendy drgnęła.
– No, niech Jack w tym roku nie jedzie na letni obóz.
Niech po szkole znajdzie sobie jakąś pracę. Jakąkolwiek.
To mnie nie obchodzi. Wendy, spłać swoje długi i będzie po sprawie. Już nigdy więcej mnie nie zobaczysz. Jeśli jednak nie zapłacisz… No cóż, dobrze przyjrzyj się Heshy'emu.
Zamilkła, czekając, aż Wendy to zrobi. Ten widok wywarł pożądany efekt. – Najpierw zabijemy małego Jacka. Potem, dwa dni później, zabijemy Lilę. Jeśli opowiesz o naszej rozmowie policji, zabijemy Jacka, Lilę i Darlene. Całą trójkę, po kolei według wieku. A potem, kiedy pochowasz dzieci… Posłuchaj, Wendy, bo to jest ważne – potem i tak zmuszę cię, żebyś zapłaciła.
Wendy nie była w stanie wykrztusić słowa.
Lydia pociągnęła łyk bezkofeinowej kawy i westchnęła z satysfakcją. – Cudowna – powiedziała, wstając ze stołka.
– Naprawdę świetnie się rozmawiało, Wendy. Powinnyśmy wkrótce znowu się spotkać. Na przykład w twoim domu, w piątek szesnastego, w południe. Wendy siedziała ze spuszczoną głową.
– Zrozumiałaś?
– Tak.
– I co zamierzasz zrobić?
– Zamierzam spłacić dług – odparła Wendy.
Lydia uśmiechnęła się do niej.
– Ponownie przyjmij moje najszczersze wyrazy współczucia.
Lydia wyszła na zewnątrz i z przyjemnością wciągnęła w płuca świeże powietrze. Obejrzała się przez ramię. Wendy Burnet nie ruszyła się z miejsca. Lydia pomachała jej i podeszła do Heshy'ego. Miał prawie metr dziewięćdziesiąt. Ona niewiele ponad metr pięćdziesiąt. Ważył blisko sto czterdzieści kilogramów. Ona pięćdziesiąt dwa. On miał głowę jak nieforemna dynia. Ona wyglądała jak laleczka z chińskiej porcelany.
– Jakieś problemy? – spytał Heshy.
– Skądże. – Zbyła to niedbałym machnięciem ręki.
– Jedno z najbardziej zyskownych przedsięwzięć. Czy znalazłeś naszego człowieka?
– Tak.
– I przesyłka jest już w drodze?
– Jasne, Lydio.
– Bardzo dobrze.
Zmarszczyła brwi, lekko zaniepokojona.
– Coś nie tak? – zapytał.
– Mam złe przeczucie, to wszystko.
– Chcesz się wycofać?
Lydia uśmiechnęła się do niego.
– Nigdy w życiu, Misiaczku.
– No to co chcesz zrobić?
Zastanowiła się nad tym.
– Zobaczmy, jak się czuje doktor Seidman.
8
– Nie pij już więcej soku jabłkowego – powiedziała Cheryl do dwuletniego synka, Connera.
Stałem za linią autową, z założonymi rękami. Był typowy jesienny dzień w New Jersey: rześki, nieco chłodny i wilgotny, naciągnąłem więc kaptur bluzy na czapeczkę baseballową z emblematem Yankee.
Na nosie miałem okulary przeciwsłoneczne. Ciemne okulary i kaptur na głowie. Wyglądałem jak Unabomber z listów gończych.
Kibicowaliśmy grającym w piłkę nożną ośmiolatkom. Lenny był ich trenerem. Potrzebował pomocnika i namówił mnie, zapewne dlatego, że tylko ja znam się na piłce nożnej jeszcze mniej niż on. Pomimo to nasza drużyna wygrywała. Zdaje się, że wynik był osiemdziesiąt trzy do dwóch, ale nie jestem pewien. – Dlaczego nie mogę dostać więcej soku? – pytał Conner.
– Ponieważ -odparła z matczyną cierpliwością Cheryl – od soku jabłkowego dostajesz biegunki.
– Naprawdę?
Po mojej lewej Lenny nieustannie dopingował dzieciaki.
– Jesteś najlepszy, Ricky. Dalej. Petey. No, to był dopiero wykop, Davey.
Zawsze zdrabniał ich imiona. Owszem, to wkurzające. Raz, w przypływie euforii, nazwał mnie Marky. Tylko raz. – Wujku Marc?
Ktoś pociągnął mnie za nogawkę. Spojrzałem na Connera, który ma dwadzieścia sześć miesięcy. – O co chodzi, kolego?
– Od soku z jabłek dostaję biegunki.
– Dobrze wiedzieć.
– Wujku Marc?
– Tak?
Conner obrzucił mnie posępnym wzrokiem.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Jedyna Szansa»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Jedyna Szansa» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Jedyna Szansa» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.