Znów poczuła strach.
Przystanęła i starała się zapomnieć. Te dłonie zaciśnięte na jej szyi, bawiące się, na przemian odcinające i otwierające dopływ powietrza. Był taki silny, a ona taka bezradna. Wydusił z niej dech. Pomyśleć tylko. Ściskał jej szyję, aż przestała oddychać, aż powoli zaczęło uchodzić z niej życie.
Tak jak z Julie.
Pogrążona w okropnych wspomnieniach zauważyła go dopiero wtedy, kiedy wziął ją pod rękę. Odwróciła się.
– Co u…?
Duch trzymał ją mocno.
– Domyśliłem się, że chciałaś ze mną rozmawiać – zamruczał jak zadowolony kocur. A potem dodał z uśmiechem: – No to jestem.
Siedziałem na kanapie. Katy miała prawo się wściekać; jakoś to przeżyję. To znacznie lepsze niż udział w kolejnym pogrzebie. Przetarłem oczy. Położyłem nogi na stole. Być może zasnąłem, nie jestem tego pewien. Kiedy zadzwonił telefon, ze zdziwieniem stwierdziłem, że już jest rano. Sprawdziłem, kto dzwoni. Squares. Wymacałem słuchawkę i przycisnąłem do ucha.
– Cześć – powiedziałem.
– Darował sobie uprzejmości.
– Myślę, że znaleźliśmy naszą Sheilę.
Pół godziny później wszedłem do holu hotelu Regina.
Znajdował się niecały kilometr od naszego mieszkania. Myśleliśmy, że uciekła na drugi koniec kraju, a tymczasem Sheila – jak inaczej miałem ją nazywać? – Sheila pozostała tak blisko.
Agencja detektywistyczna, z której usług korzystał Squares, wyśledziła ją bez trudu. Najwidoczniej po śmierci swojej imienniczki Sheila poczuła się bezpieczniej. Wpłaciła pieniądze do First National Bank i wyrobiła sobie debetową kartę Visa. W tym mieście nie można obyć się bez karty płatniczej. Czasy rejestrowania się w motelach pod fałszywym nazwiskiem i płacenia gotówką dawno minęły. Transakcja niekoniecznie musi być sfinalizowana za pomocą karty płatniczej, ale tak czy inaczej chcą ją zobaczyć.
Zapewne zakładała, że jest bezpieczna, co było najzupełniej zrozumiałe. Goldbergowie, ludzie żyjący ze swojej dyskrecji, sprzedali jej nową tożsamość. Nie miała powodu podejrzewać, że komuś o tym powiedzą. Zrobili to tylko ze względu na przyjaźń ze Squaresem i Raquelem oraz dlatego, że trochę obwiniali się o śmierć Sheili. Ponadto teraz Sheila Rogers nie żyła i nikt nie powinien jej szukać, więc nie musiała już zachowywać najwyższej ostrożności.
Wczoraj skorzystała z karty, żeby pobrać pieniądze z bankomatu na Union Square. Pozostało tylko sprawdzić pobliskie hotele. Większość pracy detektywa polega na wykorzystywaniu dojść i płatnych informatorów, przy czym to właściwie jedno i to samo. Dobry detektyw ma płatnych informatorów w firmach telekomunikacyjnych, urzędzie skarbowym, centrach bankowych, prasie, wszędzie. Jeśli myślicie, że trudno znaleźć kogoś, kto sprzeda poufne informacje, to chyba rzadko czytacie gazety.
To było jeszcze łatwiejsze. Trzeba było tylko obdzwonić hotele, pytając o Donnę White. Teraz, wchodząc po schodach do holu hotelu Regina, miałem nerwy napięte jak struny. Ona żyła. Postanowiłem, że uwierzę dopiero wtedy, gdy ją zobaczę i popatrzę jej w oczy. Nadzieja może zarówno rozjaśnić myśli, jak i utrudnić zdolność jasnego rozumowania. Przedtem kazałem sobie uwierzyć, że cud jest możliwy, natomiast teraz obawiałem się, że znowu ją utracę, że tym razem, kiedy spojrzę na trumnę, będzie w niej moja Sheila.
Kocham cię, zawsze.
Tak napisała. Zawsze.
Podszedłem do recepcji. Powiedziałem Squaresowi, że chcę załatwić to sam. Zrozumiał i nie protestował. Recepcjonistka, blondynka, rozmawiała przez telefon. Błysnęła zębami w uśmiechu i wskazała na aparat, dając mi znać, że zaraz skończy. Wzruszyłem ramionami, że nie ma pośpiechu, i oparłem się o kontuar, udając rozluźnionego.
Po chwili odłożyła słuchawkę i skupiła na mnie swą niepodzielną uwagę.
– Mogę w czymś pomóc?
– Tak – odparłem. Własny głos wydał mi się nienaturalny, zbyt modulowany, jakbym prowadził jeden z programów radiowych. – Chciałbym zobaczyć się z Donną White. Może mi pani podać numer jej pokoju?
– Przykro mi, proszę pana. Nie podajemy numerów pokojów naszych gości. O mało nie klepnąłem się w czoło. Jak mogłem okazać się tak głupi?
– Oczywiście, przepraszam. Najpierw zadzwonię. Czy jest tu wewnętrzny telefon?
Wskazała na prawo. Na ścianie wisiały trzy białe aparaty bez tarcz. Podniosłem słuchawkę i słuchałem sygnału. Odezwała się telefonistka. Poprosiłem, żeby połączyła mnie z pokojem Donny White. Powiedziała „z przyjemnością” (zauważyłem, że jest to nowa, uniwersalna odżywka pracowników wszystkich hoteli), a potem usłyszałem, jak dzwoni telefon.
Serce podeszło mi do gardła.
Dwa dzwonki. Trzy. Po szóstym włączyła się poczta głosowa hotelu. Usłyszałem, że gość jest w tym momencie nieosiągalny i że można zostawić wiadomość. Odłożyłem słuchawkę.
I co teraz?
Musiałem zaczekać . Czy miałem inne wyjście? Kupiłem w kiosku gazetę i znalazłem miejsce w kącie holu, z którego mogłem obserwować drzwi. Zasłoniłem twarz gazetą, niczym bohater Pojedynku szpiegów, i poczułem się jak kompletny idiota. Bolał mnie brzuch. Nigdy nie podejrzewałem się o wrzody, ale najwyraźniej w ciągu tych kilku ostatnich dni nadmiar kwasów zaczął wyżerać mi śluzówkę żołądka.
Próbowałem czytać gazetę – oczywiście bezskutecznie.
Nie mogłem się skupić. Nie byłem w stanie przejmować się wydarzeniami na świecie. Przewracałem strony. Patrzyłem na zdjęcia. Usiłowałem zainteresować się wynikami pojedynków bokserskich. Przerzuciłem się na komiksy, ale nawet Beetle Bailey okazał się zbyt ciężkostrawną lekturą.
Blond recepcjonistka co jakiś czas zerkała w moim kierunku. Kiedy nasze spojrzenia spotykały się, uśmiechała się wyrozumiale. Niewątpliwie miała mnie na oku. A może nabawiłem się manii prześladowczej? Siedziałem w holu i czytałem gazetę – to wszystko. Nie zrobiłem niczego, co mogłoby wzbudzić jej podejrzenia.
Minęła godzina. Zadzwonił mój telefon komórkowy. Przyłożyłem go do ucha.
– Czy już się z nią widziałeś? – zapytał Squares.
– Nie ma jej w pokoju, a może nie odbiera telefonów.
– Gdzie jesteś?
– Obstawiam hol. Squares cmoknął.
– Co? – spytałem.
– Naprawdę powiedziałeś „obstawiam”?
– Daj mi spokój, dobra?
– Posłuchaj, czemu nie wynajmiemy paru facetów z agencji, żeby zrobili to jak należy? Zawiadomią nas, jak tylko tam wejdzie.
Rozważyłem ten pomysł.
– Jeszcze nie teraz – zdecydowałem. W tym momencie weszła.
Szeroko otworzyłem oczy. Oddychałem z trudem. Mój Boże. To naprawdę moja Sheila! Żyła. Chciałem ukryć telefon i o mało go nie upuściłem.
– Will?
– Muszę iść – szepnąłem.
– Przyszła?
– Oddzwonię.
Moja Sheila – wciąż ją tak nazywałem, ponieważ nie znałem jej prawdziwego imienia – zmieniła uczesanie. Skróciła włosy, które teraz sięgały tylko do nasady łabędziej szyi. Ponadto lekko je podkręciła i ufarbowała na czarno. Zobaczyłem ją i jakby ktoś rąbnął mnie pięścią w pierś.
Sheila szła przez hol. Podniosłem się z fotela. Zakręciło mi się w głowie. Szła tak jak zawsze – bez wahania, z wysoko uniesioną głową, raźnym krokiem. Drzwi windy były otwarte i zrozumiałem, że mogę nie zdążyć.
Weszła do środka. Byłem już na nogach. Ruszyłem przez hol najszybciej, jak mogłem, nie robiąc przy tym zamieszania. Cokolwiek się stało – ktokolwiek zmusił ją do ucieczki, zmiany nazwiska, wyglądu i Bóg wie czego jeszcze – musiałem zachować ostrożność. Nie mogłem po prostu zawołać jej po imieniu i przebiec przez hol.
Читать дальше