Zadzwonił telefon.
– RepSport MB – powiedziała do słuchawki Esperanza. – Jedną chwilę, jest tutaj. – Błysnęła oczami. – Perry McKinley. Dzwoni trzeci raz.
– Czego chce?
Wzruszyła ramionami.
– Niektórzy nie lubią załatwiać spraw z podwładnymi.
– Nie jesteś moją podwładną – rzekł Myron.
Spojrzała na niego bez wyrazu.
– Rozmówisz się z nim czy nie? – spytała.
Zawód agenta sportowego – używając terminologii komputerowej – to środowisko wielozadaniowe, umożliwiające świadczenie rozmaitych usług za naciśnięciem klawisza. Nie ogranicza się do zwykłego negocjowania kontraktów. Od agentów wymaga się, by byli księgowymi, finansistami, agentami nieruchomości, pocieszycielami, zaopatrzeniowcami, agentami biur podróży, doradcami rodzinnymi, doradcami do spraw małżeńskich, szoferami, chłopcami na posyłki, łącznikami z rodziną, lokajami, pochlebcami et cetera. Jeśli nie potrafiłeś sprostać wszystkim wymaganiom klienta – być „agencją zapewniającą kompleksową obsługę” – to czekali już na niego twoi konkurenci.
Żeby konkurować w tej branży, musiałeś mieć zespół, Myron zaś dobrał sobie zespół mały, lecz nader skuteczny. Win, na przykład, zajmował się finansami jego klientów. Wszystkim zakładał oddzielne portfele, spotykał się z nimi co najmniej pięć razy w roku i upewniał, czy rozumieją, co się dzieje z ich pieniędzmi i dlaczego. Zapewnił tym Myronowi dużą przewagę nad konkurencją. W świecie finansów Win stał się niemal legendą. Opinię miał nieskazitelną, osiągnięcia niezrównane. Dzięki niemu Myron natychmiast „wszedł do gry”, z miejsca zyskując wiarygodność w branży, w której wiarygodność jest ekscytującym białym krukiem.
Myron był doktorem praw, Win profesorem finansów, a Esperanza uniwersalnym graczem, niewzruszonym kameleonem, który trzymał w ryzach całość. I taki układ działał.
– Musimy porozmawiać – powtórzył Myron.
– Porozmawiamy – ucięła temat. – Ale najpierw przyjmij telefon.
Wszedł do siebie i spojrzał przez okno na „wspaniały widok” – śródmiejską Park Avenue. Na jednej ścianie gabinetu wisiały plakaty broadwayowskich musicali. Na drugiej fotosy z filmów jego ulubionych aktorów i reżyserów: Braci Mara, Woody’ego Allena, Alfreda Hitchcocka oraz z kilku innych klasycznych dzieł. Na trzeciej zdjęcia klientów. Nie tak licznych, jak by pragnął. W wyobraźni umieścił pośrodku fotografię nowego gracza NBA.
Dobrze. Doskonale, zdecydował.
Włożył na głowę słuchawki z mikrofonem.
– Hej, Perry – powiedział.
– Kurdemol, Myron, od rana próbuję się do ciebie dodzwonić.
– U mnie w porządku, Perry. A u ciebie?
– Ja się nie gorączkuję, ale to ważna sprawa. Słychać coś z moją łodzią?
Perry McKinley, zawodowy gracz w golfa, to i owo zarabiał, lecz jego nazwisko znali tylko najzagorzalsi entuzjaści tego sportu. Perry lubił żeglować i zapragnął mieć nową łódkę.
– Mam coś na oku – odparł Myron.
– Jaka firma?
– Prince.
Na Perrym nazwa nie zrobiła wrażenia.
– Ich łodzie są w porządku – burknął. – Ale to nic wielkiego.
– Zamienią twoją starą łódź na nową. W zamian za pięć osobistych promocji.
– Pięć?
– Tak.
– Za pięcioipółmetrową łódź Prince’a? Za dużo.
– Chcieli dziesięć. Decyzja należy do ciebie. Perry chwilę się zastanawiał.
– A niech tam, zgoda – odparł. – Wpierw jednak chcę się upewnić, czy ta łódź mi pasuje. Całe pięć i pół metra?
– Tak powiedzieli.
– No, dobra, Myron. Dzięki. Jesteś gość.
Rozłączyli się. Handel wymienny – ważny składnik wielozadaniowego środowiska agenta sportowego. W tej branży nikt nikomu nie płacił. Wymieniano usługi. Towary za reklamę. Chcesz darmową koszulę? Pokaż się w niej publicznie. Chcesz nowy wózek? Wymień serię uścisków dłoni na kilku pokazach samochodowych. Wielkie gwiazdy za udział w reklamach żądały dużych pieniędzy. Mniej znani sportowcy zadowalali się darmowymi upominkami.
Myron spojrzał na stos wiadomości i pokręcił głową. Jak, do diabła, pogodzić grę w Smokach ze sprawnym działaniem RepSport MB?
– Przyjdź do mnie, proszę – wezwał Esperanzę przez interkom.
– Jestem zajęta…
– W tej chwili.
– Boże, ale z ciebie macho – odparła po chwili.
– Nie wygłupiaj się.
– Naprawdę mnie wystraszyłeś. Rzucam wszystko i jestem na rozkazy.
Odłożyła słuchawkę i wpadła do gabinetu.
– Wystarczająco szybko? – spytała, udając zadyszkę i przestrach.
– Tak.
– O co chodzi?
Powiedział jej. Kiedy doszedł do tego, że zagra w Smokach, zaskoczył go brak jej reakcji. Dziwne. Najpierw Win, teraz ona. Dwójka jego najlepszych przyjaciół. Uwielbiali nabijać się z niego, a jednak żadne nie wykorzystało tak świetnej okazji. Ich milczenie na temat jego „come backu” trochę go zaniepokoiło.
– Twoim klientom to się nie spodoba – oświadczyła.
– Naszym klientom! – sprostował.
Skrzywiła się.
– Musisz poprawiać sobie samopoczucie moim kosztem? – spytała.
Nie raczył odpowiedzieć.
– Spożytkujemy to – odparł.
– Jak?
– Jeszcze nie wiem – rzekł wolno i rozsiadł się w fotelu. – Możemy powiedzieć, że taka reklama im pomoże.
– Jak?
– Dzięki nawiązaniu nowych kontaktów – wymyślił na poczekaniu. – Zbliżeniu się do sponsorów, lepszym ich poznaniu. Im więcej ludzi usłyszy o mnie, tym, pośrednio, o moich klientach.
Esperanza prychnęła.
– Myślisz, że to wypali? – spytała.
– Czemu nie?
– Bo to bzdury. „Pośrednio o moich klientach”? Bujda na resorach.
Miała rację.
– O co się pieklisz? – spytał, wznosząc dłonie ku sufitowi. – Na koszykówkę poświęcę parę godzin dziennie. Resztę czasu spędzę tu. Nie rozstaję się z komórką. A poza tym, podkreślam, to nie potrwa długo.
Esperanza przyjrzała mu się sceptycznie.
– O co chodzi? Pokręciła głową.
– Naprawdę chcę wiedzieć. O co?
– O nic. A co na to ta jędza? – spytała słodkim głosem, patrząc mu prosto w oczy.
Tym pieszczotliwym mianem nazywała Jessicę.
– Możesz tak o niej nie mówić?
Zrobiła minę „jak chcesz”, tym razem rezygnując z kłótni. Dawno, dawno temu ona i Jessica przynajmniej się tolerowały. Aż do czasu, gdy zobaczyła, jak ciężko Myron przeżył odejście ukochanej. Niektórzy dają wyraz urazie. Esperanza zachowała ją głęboko w sercu. Nie liczyło się dla niej to, że Jessica do niego wróciła.
– No więc, co ona na to? – powtórzyła.
– Na co?
– Na perspektywę pokoju na Bliskim Wschodzie! – odburknęła. – Znowu ze mną pogrywasz?
– Nie wiem. Jeszcze nie zdążyliśmy o tym porozmawiać. A dlaczego pytasz?
– Będzie nam potrzebna pomoc – zamknęła poprzedni temat. – Ktoś, kto odbierałby telefony, pisał na maszynie i tak dalej.
– Myślisz o kimś konkretnym? Skinęła głową.
– O Cyndi. Myron zbladł.
– O Wielkiej Cyndi?
– Może odbierać telefony, wykonywać różne prace. Jest robotna.
– Nie miałem pojęcia, że ona mówi.
Wielka Cyndi, partnerka Esperanzy w walkach zapaśniczych, występowała na ringu jako Wielka Szefowa.
– Wypełnia polecenia. Wykonuje czarną robotę. Nie jest ambitna.
– Wciąż pracuje na bramce w tej spelunie ze striptizem? – spytał, starając się nie skrzywić.
– Jakim striptizem? To bar sado – maso.
Читать дальше