– Pan Bolitar?
Christian skinął mu ręką, jak znajomemu, którego dostrzegł na trybunie.
– Wszystko w porządku? – spytał Myron.
– Tak. Tylko nie wiem, co tu robię.
Do pokoiku wszedł z magnetofonem policjant w mundurze.
– Czy Christian jest aresztowany? – spytał Myron Jake’a Courtera.
– Niemal zapomniałem, że ty też jesteś prawnikiem – odparł z uśmiechem Jake. – Miło jest mieć do czynienia z zawodowcem.
– Jest aresztowany? – powtórzył Myron.
– Jeszcze nie. Chcieliśmy zadać mu kilka pytań.
Policjant podłączył sprzęt i zaczęło się przesłuchanie.
– Jestem szeryf Jake Courter, panie Steele – przedstawił się Jake. – Pamięta mnie pan?
– Tak. Zajmuje się pan sprawą zniknięcia mojej narzeczonej.
– Zgadza się. Panie Steele, czy zna pan Nancy Serat?
– Tak, mieszkała w akademiku z Kathy.
– Wczoraj wieczorem ją zamordowano. Czy wie pan o tym?
Christianowi rozszerzyły się oczy. Spojrzał na Myrona. Myron skinął głową.
– Mój Boże… nie.
– Przyjaźnił się pan z Nancy Serat?
– Tak – odparł głucho Christian.
– Gdzie pan był wczoraj wieczorem, panie Steele?
– O której? – wtrącił Myron.
– W czasie pomiędzy zakończeniem treningu a pójściem do łóżka.
Myron zawahał się. W pytaniu Jake’a kryła się mina, którą mógł rozbroić lub zostawić to Christianowi. W innych okolicznościach delikatnie ostrzegłby klienta, czym grozi zła odpowiedź. Tym razem jednak nic nie zrobił, obserwując, co się stanie.
– Jeżeli pyta pan o to, czy wczoraj spotkałem się z Nancy Serat, to potwierdzam – odparł wolno Christian.
Myron odetchnął. Spojrzał w weneckie lustro i pokazał język. Dorosły przegrał.
– O której? – spytał Jake.
– Około dziewiątej.
– Gdzie się spotkaliście?
– W jej domu.
– Tym przy Acre Street sto osiemnaście?
– Tak.
– W jakim celu?
– Rano Nancy wróciła z wycieczki. Zadzwoniła do mnie. Powiedziała, że musimy porozmawiać.
– Wymieniła powód?
– Chodziło o Kathy. Przez telefon powiedziała tylko tyle.
– Co zaszło po pańskim przyjeździe?
– Prawdę mówiąc, wypchnęła mnie za drzwi. Powiedziała, że muszę natychmiast wyjść.
– Powiedziała dlaczego?
– Nie. Spytałem ją, co się dzieje, ale prędko mnie wyprosiła. Obiecała, że zadzwoni za parę dni i wszystko mi powie.
– Co pan zrobił?
– Spierałem się z nią kilka chwil. Zaczęła się denerwować i mówić od rzeczy, tak że w końcu poddałem się i wyszedłem.
– Co to znaczy „od rzeczy”?
– Coś o ponownym połączeniu się sióstr.
Myron usiadł prosto.
– A co konkretnie? – spytał Jake.
– Nie pamiętam dokładnie. Coś w rodzaju: „Czas, żeby siostry znów się połączyły”. Naprawdę nie było w tym wiele sensu, proszę pana.
Jake spojrzał na Myrona. Myron na Jake’a.
– Pamięta pan coś więcej z tego, co mówiła?
– Nie.
– Wrócił pan od niej prosto do siebie?
– Tak.
– O której pan dotarł do domu?
– Chyba kwadrans po dziesiątej lub odrobinę później.
– Czy ktoś może to potwierdzić?
– Wątpię. Dopiero co się wprowadziłem na osiedle w Englewood. Być może widział mnie jakiś sąsiad, nie wiem.
– Zechce pan chwilę zaczekać.
Jake dał znak Myronowi, żeby poszedł za nim. Myron nachylił się nad Christianem,
– Ani słowa, dopóki nie wrócę – powiedział.
Christian skinął głową.
Przeszli do drugiego pokoju. Na drugą stronę lustra, by tak rzec. Prokurator okręgowy Cary Roland studiował z Myronem prawo na Harvardzie. Bystry gość. Publikacje w studenckiej gazecie prawniczej. Praktyka w Sądzie Najwyższym. Polityczne ambicje zdradzał już w łonie matki.
I odpowiednio wyglądał. Ubierał się (a jakże, już na studiach) w szare trzyczęściowe garnitury. Miał zakrzywiony nos, małe, czarne oczka i rozwichrzone kręcone włosy jak gitarzysta Peter Frampton w latach siedemdziesiątych, tylko krótsze.
Na widok Myrona Roland pokręcił głową i prychnął z obrzydzeniem.
– Masz bardzo zmyślnego klienta, Bolitar – powiedział.
– Nie aż tak zmyślnego jak twój fryzjer.
Jake powstrzymał śmiech.
– Ale go aresztujemy – ciągnął Roland. – Ogłosimy to na konferencji dla prasy.
– Teraz widzę.
– Widzisz co?
– Że ci stanął, kiedy powiedziałeś słowo „prasa”. He, he, he!
– Wciąż błaznujesz, Bolitar? – zaperzył się Roland. – Twój klient dostanie za swoje.
– Myślę, że nie dostanie, Cary.
– Nie interesuje mnie, co myślisz. Myron westchnął.
– Christian logicznie ci wyjaśnił, skąd wziął się w domu Nancy Serat. Nic na niego prócz tego nie masz, ergo nie masz nic. Poza tym wyobraź sobie nagłówki w gazetach, jeśli Christian okaże się niewinny. „Kompromitująca wpadka młodego prokuratora. Dla korzyści osobistych oczernił dobre imię lokalnej gwiazdy. Osłabił szansę Tytanów w rozgrywkach o Superpuchar. Najbardziej znienawidzony człowiek w stanie!”.
Roland przełknął ślinę. Oślepiony przez reflektory – reflektory telewizyjne – takiej ewentualności nie wziął po uwagę.
– Co pan na to, szeryfie Courter? – spytał, włączając wsteczny bieg.
– Nie mamy wyboru. Musimy go wypuścić – odparł Jake.
– Pan mu wierzy?
– Cholera go wie. – Jake wzruszył ramionami. – Ale mamy za mało, żeby go zatrzymać.
– W porządku. – Roland, ważna figura, z powagą skinął głową. – Jest wolny. Niech nie opuszcza miasta.
Myron spojrzał na Jake’a.
– Niech nie opuszcza miasta? – powtórzył i roześmiał się.; Serdecznie. – Powiedział: „Niech nie opuszcza miasta”?
Jake próbował powstrzymać śmiech, lecz warga wyraźniej mu drżała. Roland poczerwieniał.
– Dziecinada! – wyrzucił z siebie. – Szeryfie, proszę o codzienne raporty w tej sprawie.
– Tak jest.
Roland zgromił obecnych najgroźniejszym ze spojrzeń – i nikt nie padł na kolana – i wymaszerował z pokoju.
– Praca z nim to kupa śmiechu – rzekł Myron.
– Jaja nie do wytrzymania.
– Czy Christian i ja jesteśmy wolni?
Jake potrząsnął głową.
– Dopiero, gdy opowiesz mi o swojej wizycie u dziekana Gordona.
Po zdaniu relacji Jake’owi Myron odwiózł Christiana do domu. Po drodze – na jego życzenie – opowiedział mu o wszystkim. Wprawdzie chciał oszczędzić chłopakowi szczegółów, ale nie miał prawa ich przed nim zatajać.
Christian nie zadawał żadnych pytań. Nic nie mówił. Na boisku słynął ze stoickiego spokoju w każdej sytuacji. A w tej chwili miał minę jak podczas meczu.
Kiedy Myron skończył, przez kilka minut milczeli.
– Dobrze się czujesz? – spytał go wreszcie.
Christian skinął głową. Twarz miał bladą.
– Dziękuję panu za szczerość – powiedział.
– Kathy bardzo cię kochała. Pamiętaj o tym.
Christian ponownie skinął głową.
– Musimy ją odnaleźć.
– Robię, co mogę.
Christian usiadł tak, by widzieć Myrona.
– Kiedy zabiegały o mnie wielkie agencje, robiły to jakoś tak… bezosobowo. Chodziło wyłącznie o pieniądze. W pana przypadku też o nie chodziło, nie jestem naiwny, ale pan był inny. Instynktownie wyczułem, że panu mogę zaufać. Chcę powiedzieć, że stał się pan dla mnie kimś więcej niż menedżerem. Cieszę się, że pana wybrałem.
– Ja również. Wiem, że to nie najlepszy moment na takie pytanie, ale od kogo się o mnie dowiedziałeś?
Читать дальше