– Dlaczego?
Carol Culver otarła oczy. Drżała jej dolna warga. Jessica była sercem z matką, ale z jakiegoś powodu na więcej mogła się zdobyć. Siedziała i patrzyła na jej cierpienie dziwnie obojętnie, jak na wyciskacz łez w kablówce, nadawany późnym wieczorem.
– Nie chcę cię ranić – zapewniła. – Chcę tylko odnaleźć siostrę.
– Wiem, kochanie.
– Zmiana w zachowaniu Kathy ma na pewno związek z jej zniknięciem.
– Mój Boże!
Matka się zgarbiła.
– Wiem, że to boli – powiedziała Jessica. – Jeżeli udaj nam się odnaleźć Kathy, jeżeli odkryjemy, kto zabił tatę…
Carol poderwała głowę.
– Twojego ojca zabił jakiś bandzior.
– Nie wierzę. Myślę, że te sprawy są powiązane. Zniknięcie Kathy, zamordowanie taty i cała reszta.
– Ale… jak?
– Jeszcze nie wiem, Dowiem się z pomocą Myrona.
Zabrzęczał dzwonek.
– To wuj Paul – domyśliła się Carol i ruszyła do drzwi?
– Mamo?
Carol zatrzymała się, ale nie odwróciła głowy.
– Co tu się dzieje? Czego boisz mi się powiedzieć?
Dzwonek znów się odezwał.
– Muszę otworzyć – odparła Carol Culver i szybko zeszła j po schodach.
– Więc Frank Ache chce cię zabić – rzekł Win.
Myron skinął głową.
– Na to wygląda.
– Szkoda.
– Gdybyż tylko mnie znał. Wiedział, jaki jestem naprawdę.
Siedzieli w pierwszym rzędzie na stadionie Tytanów. Z dobroci serca Otto zgodził się, żeby Christian trenował. Z dobroci serca i dlatego, że doświadczony rozgrywający Neil Decker spisywał się tragicznie.
Poranny trening składał się z mnóstwa szybkich sprintów i ćwiczenia zagrywek. Za to popołudniowy przyniósł niespodziankę. Gracze, rzecz niemal niesłychana o tej porze roku, wyszli w pełnym rynsztunku.
– Frank Ache to niemiły typ – rzekł Win.
– Lubi katować zwierzęta.
– Słucham?
– Mój znajomy znał go jako podrostka. Ulubioną rozrywką Franka Ache’a było polowanie na koty i psy i rozwalanie im łbów pałką do bejsbola.
– To na pewno robiło wrażenie na dziewczętach. Myron skinął głową.
– Wnoszę, że zechcesz skorzystać z moich niezrównanych usług.
– Tak, przez kilka dni.
– Pysznie. Czy słusznie też wnoszę, że masz jakiś plan?
– Pracuję nad nim. Zapamiętale.
Na boisko wbiegł Christian. Poruszał się bez wysiłku, jak wielcy sportowcy. Dołączył do grupy naradzających się futbolistów, odszedł od nich i zbliżył się do linii wznowienia gry.
– Pełny kontakt! – krzyknął trener. Myron spojrzał na Wina.
– Nie podoba mi się to – powiedział.
– Co?
– Pełny kontakt pierwszego dnia.
Christian wywołał numery graczy, po kilku zagrzewających okrzykach dostał piłkę i cofnął się, żeby ją podać.
– Cholera! – zaklął Myron.
Christian za późno dostrzegł, że szarżuje na niego Tommy Lawrence, obrońca Tytanów, przez nikogo nie blokowany wybrany w zeszłym sezonie do drużyny gwiazd. Tommy wbił się kaskiem w mostek Christiana i obalił go na ziemię. Taki atak nie uszkadza ciała, ale jest piekielnie bolesny. Dwaj inni obrońcy zwalili się na nich.
Christian wstał, krzywiąc się z bólu i trzymając się za klatkę piersiową. Nikt mu nie pomógł.
Myron zerwał się z fotela.
– Usiądź – powstrzymał go Win, kręcąc głową.
Po schodach zszedł na dół ze swoją świtą Otto Burke.
Myron spojrzał na niego groźnie, na co Otto uśmiechnął się promiennie i kilka razy cmoknął.
– Sprzedałem wielu znanych repów, żeby go mieć w zespole – powiedział. – Widać na niektórych nie zrobi wrażenia.
– Usiądź, Myron – powtórzył Win.
Christian, utykając, powrócił do grupy. Ogłosił następną zagrywkę i podszedł do linii wznowienia. Sprawdziwszy szyki obronne, wywołał numery, dostał piłkę od środkowego i cofnął się. Szarżujący Tommy Lawrence znów bez przeszkód ominął lewego obrońcę. Christian zamarł. Tommy skoczył na niego jak pantera, z rękami wyciągniętymi do bezpardonowego chwytu. Christian zareagował w ostatniej chwili. Był to drobny ruch, lekki unik, ale wystarczył, żeby Tommy minął go w locie i wylądował na ziemi. Christian zamachnął się piłką i posłał petardę – przez całe boisko.
– Hej, Otto! – zawołał uśmiechnięty Myron.
– Co?
– Pocałuj mnie w jajecznicę.
Otto uśmiechał się dalej. Myron zastanawiał się, jak możliwe. Czyżby usta zastygły mu tak, jak dzieciakom karconym przez mamy za robienie min?
– Pocałuj mnie w jajecznicę? – zdziwił się Win.
– To mój hołd dla kelnerki Flo z Alicji.
– Oglądasz za dużo telewizji.
– Wiesz, o kim ciągle myślę?
– O kim?
– O Garym Gradym.
– Co z nim?
– Ma romans z uczennicą, która rok później znika. Mija czas i jej zdjęcie pojawia się w jego ogłoszeniu porno.
– Do czego zmierzasz?
– Że to nie ma sensu.
– Tak jak wszystko w tej sprawie.
Myron potrząsnął głową.
– Zastanów się. Grady przyznaje, że miał romans z Kathy. Czego więc powinien unikać jak ognia?
– Afiszowania się z tym.
– A jednak jej zdjęcie pojawia się w jego ogłoszeniu.
– Aha. Myślisz, że ktoś go wystawia.
– Właśnie.
– Kto?
– Postawiłbym na Freda Nicklera.
– Hm. Bez specjalnych oporów podał numer skrytki Grady’ego.
– Iz łatwością mógł podmienić zdjęcia w swojej szmacie.
– Co zatem proponujesz?
– Dokładne prześwietlenie pana Nicklera. I być może ponowną rozmowę z nim. Rozmowę! – podkreślił Myron. – Nie wizytę.
Na boisku Christian znów się cofał. Po raz trzeci szarżujący Tommy Lawrence minął bez przeszkód lewego obrońcę, który najzwyczajniej w świecie stał podparty pod boki i patrzył.
– Wystawia go własny obrońca! – oburzył się Myron.
Christian zrobił unik, uniósł ręce i z niesamowitą prędkością walnął obrońcę piłką w krocze. Obrońca stęknął i złożył się jak składane krzesło.
– Uch! – jęknął Win.
– Rzut jak z Najdłuższego jarda. Myron o mało co nie zaklaskał.
Lewy obrońca oczywiście nosił ochraniacze, które jednak nie w pełni chroniły przed przyśpieszającym pociskiem. Patrząc, jak z wytrzeszczonymi oczami tarza się po ziemi, skurczony niczym w łonie matki, wszyscy wokół wydali z siebie chórem współczujące „Uuuuu!”.
Christian podszedł do leżącego gracza – byka ważącego ze sto trzydzieści kilo – i podał mu rękę. Obrońca przyjął ją i po chwili potruchtał w stronę drużyny.
– Christian to chłop z jajami – rzekł Myron.
Win skinął głową.
– Czy to samo da się powiedzieć o lewym obrońcy?
Tuż po wjeździe na teren kampusu w samochodzie Myrona zadzwonił telefon.
– Załatwiłem ci to, ciołku – oznajmił P.T. – Mój znajomy nazywa się Jake Courter. Jest szeryfem.
– Szeryfem? Chyba żartujesz.
– Niech cię nie myli ten tytuł. Jake pracował w wydziałach zabójstw w Filadelfii, Bostonie i Nowym Jorku. To dobry glina. Spotka się dziś z tobą o trzeciej.
Myron spojrzał na zegarek. Dochodziła pierwsza. Posterunek znajdował się pięć minut od kampusu.
– Dzięki, P.T.
– Mogę cię o coś spytać, Myron?
– Wal.
– Po co wściubiasz w to nos?
– Długo by mówić, P.T.
– To ma związek z jej siostrą? Z tą laską jak z obrazka, którą stukałeś przed laty?
P.T. zachichotał.
Читать дальше