Odkąd Marie pamiętała, subtelne różnice fizyczne między dwoma mężczyznami tworzącymi tego, który był jej mężem, fascynowały ją i jednocześnie odpychały. Obaj byli silni, obaj potrafili wykonać zadania wymagające znakomitej koordynacji ruchowej, ale podczas gdy sprawność Davida nosiła w sobie ślad radosnego współzawodnictwa, tężyzna Jasona brała się z drzemiącego w jego wnętrzu okrucieństwa; nie było w niej radości, bo miała służyć wyłącznie konkretnemu celowi. Kiedy podzieliła się swymi spostrzeżeniami z Panovem, ten odparł lakonicznie:
"David nie potrafiłby zabić, a Jason tak, bo tego go nauczono".
Mimo to był bardzo zadowolony, że Marie dostrzegła "różnice w konstrukcji fizycznej", jak nazwał jej odkrycie.
– To dla ciebie jeszcze jedna wskazówka: jak tylko zauważysz Bourne'a, staraj się natychmiast sprowadzić z powrotem Davida. Gdybyś nie mogła, dzwoń do mnie.
Teraz nie wolno mi sprowadzić Davida, pomyślała. Przez wzgląd na dzieci, na mnie, a przede wszystkim na niego.
– Wychodzę na chwilę – oznajmił stojący przy oknie Jason.
– Nie możesz! – wykrzyknęła Marie. – Na litość boską, nie zostawiaj mnie samej!
Bourne zmarszczył brwi.
– Chcę tylko pojechać na autostradę do telefonu, to wszystko – powiedział takim głosem, jakby toczył ze sobą wewnętrzną walkę.
– Weź mnie ze sobą, proszę! Nie wytrzymam sama ani chwili dłużej!
– Dobrze… Przy okazji zrobimy trochę zakupów: ubrania, szczoteczki do zębów, maszynka do golenia, co tylko przyjdzie nam do głowy.
– Chcesz przez to powiedzieć, że nie możemy wrócić do Paryża?
– Możemy i najprawdopodobniej tam wrócimy, ale na pewno nie do żadnego z naszych hoteli. Masz swój paszport?
– Paszport, pieniądze, karty kredytowe. Wszystko było w torebce, o której zupełnie zapomniałam, dopóki nie oddałeś mi jej w samochodzie.
– Wydawało mi się, że nie powinni jej znaleźć na rue de Rivoli… Chodźmy. Przede wszystkim telefon.
– Do kogo chcesz dzwonić?
– Do Aleksa.
– Przed chwilą próbowałeś.
– Wyrzucili go z jego twierdzy w Wirginii, więc może będzie w swoim mieszkaniu. Jeśli nie, poszukam Mo Panova.
Pojechali znowu na południe, do małego miasteczka Corbeil- Essonnes, gdzie w odległości kilku mil od autostrady znaleźli niedawno otwarty supermarket. Rozległa budowla nie pasowała zupełnie do wiejskiego krajobrazu, mimo to powitali ją, z radością. Jason zaparkował samochód, weszli do środka jak wiele innych par, które przyszły tu na popołudniowe zakupy. Rozglądali się gorączkowo w poszukiwaniu telefonu.
– Ani jednego przy autostradzie! – wyszeptał Bourne przez zaciśnięte zęby. – Ciekawe, co według nich mają robić ludzie w razie wypadku albo kiedy złapią gumę?
– Czekać, aż przyjedzie policja – odparła Marie. – Poza tym był jeden automat, tyle tylko, że ktoś się do niego włamał. Może dlatego doszli do wniosku, że nie warto ich instalować… Jest, tam!
Jason ponownie stracił kilka denerwujących minut na rozmowy z telefonistkami, niechętnie przyjmującymi skomplikowane zlecenie. W chwilę potem grom uderzył jeszcze raz, nie tak blisko, ale równie wyraźny.
– Tu Aleks – odezwał się w słuchawce głos z taśmy. – Nie będzie mnie przez jakiś czas, bo pojechałem odwiedzić miejsce, gdzie kiedyś o mało nie popełniłem śmiertelnego błędu. Zadzwoń za pięć lub sześć godzin. Teraz jest dziewiąta trzydzieści Wschodniego Czasu Standardowego. Kończę, Juneau.
Oszołomiony Bourne odwiesił słuchawkę i spojrzał na Marie.
– Coś się stało, a ja mam teraz wszystkiego się domyślić… Ostatnie słowa brzmiały: "Kończę, Juneau".
– Juneau…? – Marie zmrużyła oczy, a w chwilę potem otworzyła je szeroko i uniosła brwi. – Alfa, Bravo, Charlie… – zaczęła powoli. – Fokstrot, Gold, India… – mówiła coraz szybciej. – Juneau! Juneau oznacza "J", a to Jason! Co było wcześniej?
– Mówił, że gdzieś pojechał…
– Chodźmy stąd – przerwała mu, zauważywszy, że dwaj mężczyźni, mający zamiar skorzystać z telefonu, przyglądali im się dziwnie. Chwyciła go za ramię i wyciągnęła z budki. – Nie mógł wyrażać się jaśniej? – zapytała, kiedy już znaleźli się w tłumie.
– To było nagranie… "Pojechałem odwiedzić miejsce, gdzie kiedyś o mało nie popełniłem śmiertelnego błędu"…
– Co?
– Kazał zadzwonić za pięć lub sześć godzin, bo pojechał… śmiertelny błąd? Boże, to przecież Rambouillet!
– Cmentarz?
– Tak! Trzynaście lat temu próbował mnie tam zabić. To na pewno Rambouillet!
– Ale nie za pięć ani sześć godzin – zaprotestowała Marie. – Zostawił wiadomość w Waszyngtonie, a stamtąd nie da się przylecieć do Paryża i dojechać do Rambouillet w ciągu pięciu godzin.
– Oczywiście, że się da. Obaj już to robiliśmy. Najpierw wojskowym samolotem z bazy Andrews do Paryża, oczywiście jako dyplomaci, bez żadnej kontroli. Peter Holland kopnął go w tyłek, ale dał mu na pożegnanie prezent. Natychmiastowy rozwód, lecz z premią w nagrodę za naprowadzenie na trop "Meduzy". – Bourne przystanął raptownie i spojrzał na zegarek. – Na wyspach jest teraz dopiero południe. Poszukajmy innego telefonu.
– Johnny? Naprawdę myślisz, że…
– Cały czas myślę, nie mogę ani na chwilę przestać! – przerwał jej Jason. Ruszył szybkim krokiem przed siebie, trzymając ją mocno za rękę, tak że musiała pobiec truchcikiem, żeby za nim nadążyć. – Glace… – przeczytał napis na szybie po prawej stronie.
– Lody?
– W środku jest automat- powiedział, zwalniając kroku. Podeszli do drzwi ozdobionych wywieszkami reklamującymi kilkanaście różnych smaków. – Dla mnie waniliowe – rzucił, wciągając ją za sobą do zatłoczonego wnętrza.
– Ile gałek?
– Wszystko jedno.
– Przecież w tym hałasie nie będziesz go słyszał…
– Ale on mnie usłyszy, a o to w tej chwili chodzi. Zajmij się czymś przez chwilę. – Bourne podszedł do telefonu. Teraz doskonale rozumiał, dlaczego nikt nie korzystał z tego aparatu; hałas panujący w pomieszczeniu był rzeczywiście nie do zniesienia. – Mademoiselle, s 'il vous plait, c 'est urgent!
Trzy minuty później, zatykając rozpaczliwie dłonią ucho, Jason usłyszał w słuchawce głos najbardziej denerwującego pracownika pensjonatu.
– Mówi Pritchard, kierownik recepcji Pensjonatu Spokoju. Telefonistka poinformowała mnie, sir, że dzwoni pan w bardzo pilnej sprawie. Czy wolno mi zapytać, co jest przyczyną…
– Zamknij się! – ryknął Jason, usiłując przekrzyczeć harmider panujący we wnętrzu zatłoczonej lodziarni w Corbeil- Essonnes we Francji. – Poproś do telefonu pana St. Jay, tylko szybko! Mówi jego szwagier.
– Jak się cieszę, że pana słyszę, sir! Wiele u nas się zdarzyło, odkąd pan wyjechał. Pańskie urocze dzieci czują się bardzo świetnie, chłopiec bawi się ze mną na plaży, a…
– Chcę mówić z panem St. Jacques. Natychmiast!
– Oczywiście, sir. Jest na górze…
– Johnny?
– David! Gdzie jesteś?
– Nieważne. Uciekaj stamtąd! Zabierz dzieciaki i panią Cooper i uciekaj!
– Wiemy o wszystkim, Dave.
– Kto?
– Dave. To przecież ty, prawda?
– Tak, oczywiście… Co wiecie?
– Kilka godzin temu dzwonił Aleks Conklin i powiedział, że mamy spodziewać się wiadomości od faceta o nazwisku Peter Holland. Zdaje się, że to szef waszego wywiadu, prawda?
– Tak. I co, zadzwonił?
– Owszem, dwadzieścia minut później. Mają nas ewakuować o drugiej po południu. Potrzebują tych kilku godzin, żeby załatwić zezwolenie na przelot wojskowej maszyny. Dołączyłem do ekipy panią Cooper, bo twój niedorozwinięty syn twierdzi, że nie potrafi zmienić siostrzyczce pieluszek… David, co się właściwie dzieje, do diabła? Gdzie jest Marie?
Читать дальше