W środku zebrało się blisko sześćdziesiąt osób, których większość widziałam w kaplicy. Duże, oszklone drzwi prowadzące na taras stały otworem i słyszałam dobiegający z oddali monotonny szum fal. Mężczyzna w krótkiej białej marynarce przeszedł obok mnie z tacą, proponując mi szampana. Podziękowałam grzecznie i wzięłam delikatny kieliszek. Znalazłam sobie zaciszne miejsce przy schodach i popijałam szampana, szukając wzrokiem mężczyzny z wąsami i gęstymi siwymi włosami.
Po chwili obok mnie stanął Jacob Trigg. Podobnie jak ja starał się unikać tłumu. Większość obecnych pogrążyła się już w ożywionej rozmowie i myśl o przyłączeniu się do którejś z grupek nie była zbyt nęcąca.
– Znasz tych ludzi? – spytał.
– Nie. A ty?
– Może parę osób. O ile wiem, to ty znalazłaś Dowana.
– Tak, i bardzo mi przykro, że nie żyje. Do końca miałam nadzieję, że jednak pojechał do Ameryki Południowej.
– Ja też. – Uśmiechnął się słabo.
– Czy Dow wspominał ci kiedyś o brakujących na jego koncie sumach?
– Wiedział o tym. Zaniepokojony dyrektor banku przesłał mu szczegółowy wyciąg z zapytaniem, o co w tym wszystkim chodzi. Dow podziękował mu, powiedział, że wie o tym i sam się tym zajmie. Ale prawdę mówiąc, dopiero wtedy dowiedział się o wszystkim. Początkowo sądził, że to sprawka Crystal, gdyż wyciągi przesyłano do jej skrytki.
– Pytał ją o to?
– Nie o pieniądze, ale o skrytkę. Powiedziała mu, że zrezygnowała z niej przed rokiem. Nie chciał drążyć tematu, dopóki nie zbierze więcej informacji. Musiał to jednak być ktoś z domowników, bo kto inny mógłby mieć dostęp do karty i numeru PIN?
– Kogo podejrzewał?
– Crystal lub Leilę, choć równie dobrze mógł to być Rand. Dow zawęził krąg podejrzanych, ale chciał zyskać absolutną pewność. Kłócili się z Crystal o Leilę tyle razy, że zagroziła odejściem. Jeśli problem dotyczył Leili, chciał go rozwiązać sam. A co do Randa Crystal była równie nieustępliwa. Po co więc ryzykować? To też mogło go wiele kosztować.
– Dlaczego?
– Rand jest jedyną osobą, której Crystal z pełnym zaufaniem może powierzyć Griffa. Gdyby Rand odszedł, skończyłaby się jej wolność. Dow znalazł się więc w bardzo trudnej sytuacji.
– Dlaczego nie zlikwidował konta?
– Na pewno to zrobił.
– Czy dowiedział się w końcu, kto podejmował pieniądze?
– Jeśli nawet, to nigdy mi o tym nie powiedział.
– Szkoda. Kiedy zaginał jego paszport, policja doszła do wniosku, że postanowił wyjechać z kraju. Ciekawe, dlaczego Crystal nie wyjaśniła tego do końca.
– Może nic nie wiedziała. Dow mógł uznać, że gra mimo wszystko nie jest warta świeczki.
– I pozwolił komuś ot, tak sobie zabrać trzydzieści tysięcy dolarów?
– Tato?
Odwróciliśmy się oboje. Za nami stała kobieta po czterdziestce z sięgającym do połowy pleców jasnym warkoczem. Miała na sobie obszerny bawełniany sweter, szeroką spódnicę i sandały. Na jej twarzy nie widać było śladu makijażu. Wyglądała na osobę, która nigdy nie goli nóg, ale nie chciałam tego sprawdzać. Była za to na tyle mądra, by nie wkładać rajstop, więc od razu zarobiła u mnie parę punktów, bo moje znów zaczęły się zsuwać. W każdej chwili mogły wylądować w okolicy kolan. Byłabym wówczas zmuszona skulić się i poruszać maleńkimi kroczkami. Koszmar.
– To moja córka Susan.
– Bardzo mi miło – odparłam. Uścisnęłyśmy sobie dłonie. Gawędziliśmy jeszcze przez chwilę, po czym Susan ujęła ojca pod ramię.
– Wybacz nam, proszę, ale już pójdziemy. Cała ta impreza jest zbyt tragikomiczna jak na mój gust – powiedziała.
– Myśli, że jestem zmęczony, i niestety ma rację – wyznał Trigg. – Jeszcze kiedyś porozmawiamy.
– Mam nadzieję.
Po wyjściu Trigga i Susan odstawiłam kieliszek i znalazłam najbliższą łazienkę. Kiedy przekręciłam gałkę, okazało się, że drzwi są zamknięte od wewnątrz. Czekałam oparta o ścianę, upewniając się, że jestem pierwsza w kolejce. Wreszcie usłyszałam szum spuszczanej wody. Chwilę potem drzwi otworzyły się i ze środka wyszedł siwowłosy mężczyzna z wąsami. Uśmiechnął się do mnie miło i ruszył w stronę salonu.
Zamknęłam się w łazience i skorzystałam z toalety. Wciągnęłam rajstopy niczym flagę na maszt, wyszłam i zajęłam miejsce na schodach, siadając na trzecim stopniu od góry. Był to doskonały punkt obserwacyjny. Widziałam, jak Rand obchodzi zebranych z Griffem opartym o biodro. Malec miał na sobie błękitny strój marynarski, a Rand tłumaczył wszystkim jego mało zrozumiały monolog. Nigdzie nie było za to widać Leili, ale doszłam do wniosku, że musi być w domu. Crystal za nic by nie pozwoliła, by zbojkotowała przyjęcie.
Dostawcy skończyli już przygotowywanie zimnego bufetu. Na stole znalazły się filety z kurczaka, trzy rodzaje sałatek, marynowane szparagi, faszerowane jajka i koszyczki ze świeżymi bułeczkami. Zebrani zaczęli zbliżać się grupkami do stołu, lecz widać było, że każdy próbuje uniknąć sięgnięcia do półmisków pierwszy. Normalnie wyszłabym z przyjęcia już dawno, ale byłam bardzo ciekawa, kim jest siwowłosy mężczyzna. Widziałam, jak wrócił do salonu, tym razem w towarzystwie ponurej brunetki, która w jednej ręce trzymała kieliszek, a drugą wsunęła pod ramię swego towarzysza. Miała na sobie czarne body z długimi rękawami i obcisłe czarne skórzane spodnie z szerokim srebrnym paskiem. Szpilki jej butów przypominały dziesięciocentymetrowe wykałaczki. Strój ten nadawał się bardziej do wystawania na rogu ulicy w oczekiwaniu na potencjalnych klientów niż na stypę. Poza tym nie była dość szczupła, by w ten sposób prezentować swoje wątpliwe wdzięki. Jej specjalista od odsysania tłuszczu mógłby się bardziej postarać i nadać lepszy kształt biodrom swej klientki.
Kobieta sprawiała wrażenie niezwykle czujnej, raz po raz przebiegała spojrzeniem po zebranych w salonie gościach. Rzadko pojawiający się na jej wargach uśmiech był bardzo nieśmiały i nigdy nie odbijał się w oczach. Nie przepadam za tego typu określeniami, ale roztaczana przez nią „aura” była niezwykle mroczna i posępna; można było niemal dostrzec otaczające ją szczelnie obronne pole magnetyczne. Była niespokojna, gotowa do walki. O co tu chodzi? Jej towarzysz najwyraźniej znał sporo zebranych w salonie osób. Odprężony rozmawiał to z jedną, to z drugą grupką, a ona stale tkwiła uwieszona u jego ramienia. W przeciwieństwie do jej wyzywającego stroju, mężczyzna miał na sobie świetnie skrojony garnitur w konserwatywnym granatowym kolorze, błękitną koszulę i o ton ciemniejszy krawat. Uznałam, że przekroczył pięćdziesiątkę, ale czas obszedł się z nim łaskawie. Był w świetnej formie. Doszłam do wniosku, że na pewno jest lekarzem. Co innego mógł robić o północy w Pacific Meadows, pomijając oczywiście szybki numerek z Pepper Gray.
Szepnął coś do kobiety, po czym zajął miejsce w kolejce do bufetu, biorąc do ręki talerzyk i owinięte w serwetkę srebrne sztućce. Choć kobieta stanęła za nim, nie odzywali się do siebie ani słowem. Patrzyłam, jak mężczyzna napełnia talerzyk po brzegi, podczas gdy ona nałożyła sobie odrobinę sałatki i cztery szparagi. Mężczyzna zajął jedyne wolne miejsce na kanapie. Postawił kieliszek i talerzyk na niskim drewnianym stoliku i zabrał się do jedzenia. Dla kobiety zabrakło już miejsca. Stała przez chwilę obok kanapy, najwyraźniej mając nadzieję, że jej towarzysz trochę się przesunie. On był jednak pochłonięty jedzeniem i nie zwracał na nią uwagi. Była więc zmuszona zająć miejsce na krześle w pewnym oddaleniu od niego. Pragnąc pokryć zmieszanie, szybko zajęła się sałatką, choć nikt z obecnych nie zwrócił na całą tę scenę uwagi. Obok niej przeszedł kelner z butelką chardonnay. Rzuciła mu ostre spojrzenie i wyciągnęła kieliszek, który napełnił niemal po same brzegi.
Читать дальше