Szybko wykasowałem wiadomość, żałując z całego serca, że nie mogę tego samego zrobić z Tommym.
Poszłam do kuchni. W sobotę otworzyłam ostatnią puszkę zupy pomidorowej, wiedziałam więc, że w domu nie ma już nic do jedzenia. Sprawdziłam jednak zawartość szafek i lodówki. Niestety, nie widziałam nigdy przepisu, który wymagałby użycia dwóch opakowań sosu sojowego, filiżanki oliwy z oliwek, chrupek, pasty z anchois, syropu klonowego i sześciu zwiędłych marchewek ze smutnymi resztkami natki, która wyglądała jak przerzedzone, zielone włosy. Zdolna pani domu na pewno przyrządziłaby z tych składników coś bardzo smakowitego, ale ja musiałam się poddać. Raz jeszcze zarzuciłam torbę na ramię i wyszłam z domu. Kolacja u Rosie – cóż za miła odmiana.
Wieczorne powietrze było wilgotne i pachniało piwnicą. Z małymi przerwami padało już od sześciu dni. Nawet ci, którzy początkowo cieszyli się ze zmiany pogody, przeklinali teraz pod nosem dokuczliwe krople. Ziemia przypominała gąbkę, a strumienie niebezpiecznie sięgały brzegów. Jeśli wkrótce nie przestanie padać, położone niżej tereny lada moment mogą zostać zalane. Część polnych dróg pokrywał już muł, a niewidoczne pod wodą kamienie stanowiły zagrożenie dla kierowców.
W spokojnej zazwyczaj restauracji przy barze kłębił się spory tłumek. Zwabieni przez happy hour klienci znikną jednak o siódmej, gdy ceny drinków znów pójdą w górę. Podniesione głosy współgrały znakomicie z panującą w mieście atmosferą. Ludzie mieli już dość parasoli, przemoczonych butów i zarodników grzybów, które wywoływały gwałtowne ataki alergii, blokowały nosy i zatoki.
Oparłam parasol w kącie przy drzwiach, zrzuciłam pelerynę i otrząsnęłam ją z wody. Zachowując pozory dobrego wychowania, zupełnie niepotrzebnie wytarłam buty o wycieraczkę. Przechodząc przez wewnętrzne drzwi, zauważyłam siedzącego samotnie przy stoliku Tommy’ego Hevenera. Poczułam się nagle osaczona. Jak mam się go pozbyć i na dobre wyrzucić z mojego życia? Popijał spokojnie martini i kiedy mnie dostrzegł, trzymał właśnie przy ustach brzeg szerokiego kieliszka. Stanęłam jak wryta, bo drugą osobą, którą zauważyłam, była siedząca w boksie w głębi Mariah Talbot. Adrenalina szalała w moich żyłach niczym speed. Swoje niezwykłe srebrne włosy Mariah schowała pod ciemną peruką, a niebieskie oczy zasłoniła okularami w dużych plastikowych oprawkach. W obszernym płaszczu przeciwdeszczowym wyglądała na kobietę o sporej tuszy. Jeśli ktoś nie zwrócił uwagi na szlachetne rysy jej twarzy, mógł dojść do wniosku, że ma do czynienia z zaniedbaną, przedwcześnie postarzałą kobietą. W takim tłumie na pewno nie rzucała się w oczy. Tommy nie mógł się jej tu spodziewać, ale gdyby spojrzał w jej kierunku, mógłby ją rozpoznać. Trudno przecież ukryć tak klasyczną urodę. Mariah na mój widok natychmiast wstała i zajęła miejsce po drugiej stronie stołu, odwracając się do nas tyłem. Miałam tylko nadzieję, że wyraz mojej twarzy nie zmienił się nagle, ale nie byłam pewna, czy udało mi się ukryć zdumienie. Spojrzałam znów na Tommy’ego. Patrzył na mnie trochę podejrzliwie, jakby wyczuwał moje zaskoczenie. Odwrócił się na krześle i rzucił uważne spojrzenie w głąb sali. Szybko podeszłam do jego stolika i usiadłam. Lekko dotknęłam jego dłoni.
– Przepraszam za wczoraj. Byłam okropna.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
– Nie przejmuj się. To moja wina. – Akcent rodem z Teksasu, który dwa dni temu uznałam za uroczy, teraz zaczynał mnie denerwować. Tommy miał na sobie popielaty sweter z kaszmiru, który doskonale podkreślał jego ogniste włosy i zielone oczy. Patrząc mi prosto w oczy, wziął mnie za rękę i pocałował wnętrze dłoni. Omal nie zadrżałam, lecz nie z podniecenia, tylko ze strachu. To, co kiedyś wydawało się tak uwodzicielskie, teraz było tylko tanią gierką. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że jest przystojny i odgrywał nieśmiałego chłopaka z prowincji, bo to jeszcze dodawało mu uroku. Niestety, ja teraz wiedziałam o nim zbyt wiele, a jego męska siła wydała mi się tylko czystą manipulacją. Uświadomiłam sobie nagle, że od pierwszej chwili chciał być górą, pragnął dominować, a wszystko zaczęło się od mojej odmowy wypicia piwa. Zaproponował mi pepsi light i otworzył puszkę, zanim zdążyłam odmówić. Wybrałam linię najmniejszego oporu, a on od razu przejął kontrolę. Potem wszystko szło już gładko i po jego myśli. Zaskarbił sobie moją sympatię, opowiadając o tragicznej śmierci rodziców, a potem rzucił uwagę na temat nadętych kobiet z Kalifornii. Bardzo szybko postanowiłam wyprowadzić go z błędu. Jego ostatni ruch był bardzo sprytny. Jakich facetów wolisz? Dużo młodszych czy dużo starszych? Nie mogłam uwierzyć, że dałam się podejść tak łatwo.
Kątem oka zauważyłam, że Mariah wstaje od stołu i idzie do toalety. Oparłam brodę na dłoni.
– Masz trochę czasu? Moglibyśmy wpaść na kolację do restauracji przy plaży albo gdzieś indziej…
– Postaw mi najpierw drinka, to pogadamy.
Wskazałam palcem jego kieliszek.
– Co pijesz?
– Martini. – Podniósł kieliszek i zsunął oliwkę na wyciągnięty język.
Wzięłam kieliszek i wstałam.
– Zaraz wracam.
Kiedy przechodziłam obok niego, wyciągnął rękę, żeby mnie zatrzymać. Spojrzałam na jego uniesioną twarz. Poczułam zapach płynu po goleniu i ciepłą dłoń spoczywającą władczo na moich pośladkach. Wysunęłam się zręcznie i pochyliłam w jego stronę.
– Nie bądź niegrzecznym chłopcem – powiedziałam, starając się, by zabrzmiało to lekko i figlarnie.
– Ja jestem niegrzecznym chłopcem – odparł niskim, pewnym siebie tonem. – Myślałem, że właśnie to ci się we mnie podoba.
– Nie byłabym taka pewna.
Podeszłam do baru, gdzie zwijał się William, nalewając piwo i mieszając drinki. Zamówiłam dwa martini. Wymieniliśmy mało ważne uwagi, gdy wlewał do shakera wódkę i dodawał odrobinę wermutu. Postawił na blacie dwa szerokie schłodzone kieliszki.
– Możesz coś dla mnie zrobić? Kiedy skończysz, zanieś, proszę, kieliszki do tego chłopaka w szarym swetrze. Powiedz mu, że poszłam do toalety i zaraz wrócę. Nie musi na mnie czekać z piciem.
– Z przyjemnością – odparł William. Położył na tacy dwie podstawki, ustawił na nich martini i wyszedł zza baru.
Skierowałam się do toalety pachnącej środkiem dezynfekującym. Wiedziałam z przykrego doświadczenia, że drewniana deska w jedynej kabinie jest popękana i szczypie w pośladki, gdy się na niej siada. Mariah stała przy umywalce i poprawiała przed lustrem perukę. Obok umywalki stał duży plastikowy kosz na śmieci, a zakratowane okno wychodziło na niewielkie podwórko na tyłach restauracji. Z bliska zauważyłam, że pod płaszczem przeciwdeszczowym Mariah ma na sobie gruby sweter i szerokie niebieskie spodnie z wszytą przy pasku pogrubiającą poduszką. Stroju dopełniały mokasyny marki Birkenstock i białe skarpetki. Co za szyk.
– I co o tym myślisz? – spytała.
– To przebranie jest do niczego. Widziałam cię tylko raz w życiu i rozpoznałam bez trudu zaraz po wejściu.
Wyjęła z torebki grzebień z dużymi zębami i zaczęła podnosić pasma na czubku głowy, by fryzura wydała się wyższa.
– Cholera. Kosztowała fortunę, a nawet nie jest z prawdziwych włosów.
– Co ty tutaj robisz? Czy wiesz, że o mało wszystkiego nie spaprałaś?
– Nawet mi nie mów. Te moje wspaniałe pomysły! – rzuciła z westchnieniem. – Próbowałam się do ciebie dodzwonić, ale stale odzywała się sekretarka. Nie chciałam zostawiać wiadomości. Nigdy nie wiadomo, kto może jej przypadkiem wysłuchać. Nie chciałam ryzykować, że Tommy usłyszy mój głos. Uznałam, że łatwiej będzie namierzyć cię tutaj. Weszłam przekonana, że jestem zupełnie bezpieczna, i nagle widzę go przy stoliku. Myślałam, że dostanę zawału.
Читать дальше