– Bardzo mi przykro.
– Jest o wiele gorzej, gdy sprawa pozostaje nierozwiązana. Teraz przynajmniej jego rodzina już wie i może próbować żyć dalej.
Rozmawialiśmy dalej w tym tonie, wymieniając spostrzeżenia aż do wyczerpania tematu. Henry wziął mój talerz i zaniósł go do zlewu.
– Mogę to sama zrobić – zaprotestowałam.
– Nie ruszaj się. – Puścił gorącą wodę i wziął do ręki gąbkę na plastikowej rączce, do której wlewało się płyn do zmywania. Umył talerz i postawił go na suszarce. – A tak przy okazji, to widziałem dziś wieczór twojego przyjaciela.
– Tak? Kogo?
Włożył do zlewu deskę do krojenia i zaczął chować przyprawy do szafki.
– Tommy Hevener przyszedł dziś wieczór do Rosie. Szukał oczywiście ciebie, ale pogawędziliśmy sobie przez dłuższą chwilę. Wygląda na porządnego faceta i jest tobą wyraźnie zauroczony. Zadawał mi wiele pytań na twój temat.
– Ja też mam wiele pytań na jego temat. To część mojego dnia, o której nie zdążyłam ci jeszcze opowiedzieć.
Zatrzymał się z ręką opartą o drzwi lodówki.
– Nie podoba mi się ten ton.
– Reszta też ci się nie spodoba. – Czekałam, aż wróci do stołu i usiądzie.
– Co jest? – spytał z obawą, jakby wcale nie chciał usłyszeć, co mam mu do powiedzenia.
– Okazało się, że Tommy Hevener razem z bratem wynajęli w Teksasie jakiegoś punka, żeby włamał się do ich domu i ukradł kosztowności, w tym biżuterię wartą blisko milion dolarów. Chłopak zrobił, co mu kazali, po czym podpalił dom, żeby zatrzeć ślady. Bracia zapomnieli mu jednak powiedzieć, że w garderobie zamknęli związanych i zakneblowanych rodziców, którzy zaczadzili się na śmierć, gdy wokół szalał ogień.
– Nie. – Henry aż cofnął się z przerażenia.
– Tak.
– To nie może być prawda.
– Ale jest – powiedziałam. – Dziś rano przyszła do mnie do biura pani inspektor z firmy ubezpieczeniowej, Mariah Talbot. Pokazała mi wycinki z Hatchet Daily News Gazette czy jak tam się to piśmidło nazywa. Szkoda, że zostawiłam je w biurze, bo mógłbyś wszystko zobaczyć na własne oczy.
– Ale jeśli tak było w istocie, to dlaczego nie siedzą w więzieniu?
– Nigdy nie udało się zebrać dość dowodów, a ponieważ „chłopcom” nigdy nie przedstawiono formalnych zarzutów, mogli odebrać odszkodowanie, spieniężyć polisy na życie rodziców i odziedziczyć po nich spadek. Jednym słowem, udało im się zebrać parę ładnych milionów. Ich ciotka i firma ubezpieczeniowa szykują się do procesu cywilnego w nadziei, że uda im się jeszcze co nieco odzyskać.
– Ale skąd wiedzą, że włamywacz nie działał w pojedynkę? Mógł zastać rodziców w domu, choć początkowo sądził, że wyjechali. Może to on ich związał i zakneblował.
– Niestety, od tamtej pory wszelki ślad po nim zaginął. Podejrzewają, że jego też się pozbyli.
– Ale nie mają pewności.
– Dlatego postanowili wznowić śledztwo. Ostatnio pojawił się jakiś informator i firma Guardian Casualty gotowa jest znów wkroczyć do akcji na podstawie uzyskanych od niego informacji.
– Nie mogę w to uwierzyć.
– Też nie mogłam, dopóki nie zobaczyłam tych wycinków. Jedna rzecz nie daje mi spokoju. Pamiętasz, jak pierwszy raz spotkałam Tommy’ego w biurze? Powiedział mi, że jego rodzice zginęli w wypadku. Nie życzył sobie jednak, żebym wspominała o tym w obecności Richarda, bo jego brat nadal nie chciał o tym mówić. Strasznie mi się zrobiło ich żal. Pomyślałam od razu o moich rodzicach. Nie mogę sobie darować, jak łatwo dałam się nabrać. Jak mogłam dać sobie wcisnąć taki kit. Przeczytałam w tej gazecie, że zaoferowali nawet sporą nagrodę – sto tysięcy dolarów – za „jakiekolwiek informacje, które doprowadzą do aresztowania i skazania zabójcy bądź zabójców Jareda i Brendy Hevener”. Dlaczego nie parę milionów? Nie będą musieli wypłacić nagrody, jeśli jeden nie wyda drugiego.
– Jak możesz utrzymywać z nimi kontakty?
– Do tego właśnie zmierzam. Podpisałam umowę na rok i zapłaciłam za sześć miesięcy z góry plus opłata za sprzątanie. Nie chcę zapomnieć o tym drobiazgu. Teraz nie mam pojęcia, jak się z tego wszystkiego wyplątać. Jestem gotowa machnąć ręką na te pieniądze, ale wkurza mnie to straszliwie.
– Niech Lonnie się tym zajmie. On będzie wiedział, co robić.
– Niezły pomysł – uznałam. – Ale to jeszcze nie koniec.
– Dlaczego?
– Mariah jest przekonana, że biżuteria nadal znajduje się w tym ich pięknym domu. Liczy na to, że uda mi się zlokalizować sejf, dzięki czemu policja załatwi potem nakaz rewizji. Powiedziała mi, że braciom zaczyna brakować pieniędzy. Używali życia i teraz są bliscy bankructwa. Ma teraz nadzieję, że będą chcieli sprzedać przynajmniej część biżuterii. Jako że odebrali odszkodowanie i stanowczo zaprzeczają, jakoby wiedzieli cokolwiek o zaginionych kosztownościach, nie będzie to wyglądało najlepiej. Jeśli Mariah zdoła ich złapać na gorącym uczynku, policja będzie mogła wkroczyć do akcji i aresztować braci.
– Dlaczego mieliby podejmować takie ryzyko? Nie są przecież głupi.
– Nie, ale grunt zaczyna im się palić pod nogami.
– Jak zamierza ich do tego nakłonić? Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić.
– I na tym właśnie polega cały problem. Mariah chce, żebym to ja ich przekonała. – Wyjęłam z torebki kartkę papieru. – Podała mi nazwisko pasera w Los Angeles i poprosiła, żebym jakoś przekazała im tę informację.
Henry wziął kartkę, na której Mariah napisała nazwisko jubilera.
– Cyril Lambrou jest paserem?
– Jubilerem. Zdaniem Mariah prowadzi legalny interes, ale to tylko przykrywka. Zajmuje się też paserstwem, jeśli gra jest warta świeczki. W tym wypadku nie ma wątpliwości. Pokazała mi zdjęcia kosztowności: pierścionków, bransoletek, naszyjników. Wspaniałe. Naprawdę przepiękne.
– Dlaczego sama nie może im przekazać tej informacji?
– Bo wiedzą, kim jest, i nigdy na coś takiego nie pójdą.
– A czemu ty? – Henry przybrał wojowniczy ton, a ja poczułam, że się rumienię.
– Bo Tommy jest mną wyraźnie zainteresowany.
– I co z tego?
– Mariah jest sprytna. Sprawdziła mnie i wie, że od czasu do czasu lubię trochę naginać prawo.
– Czy nie przypomina to przypadkiem zastawiania pułapki?
– Dlaczego od razu pułapki? Wspomnę tylko o facecie, który skupuje biżuterię. Jeśli nie są winni, nie będą mieli nic do sprzedania. Pułapka polega na nakłonieniu kogoś do złamania prawa. Ja nie będę ich zachęcać do kradzieży. To już mają za sobą.
– Ale oni wyczują pismo nosem. Wspomnisz niby przypadkiem nazwisko tego jubilera. Bracia sprzedadzą mu biżuterię i zaraz potem trafią za kratki. Chyba nie mówisz poważnie.
– Ale wtedy będzie już za późno. Zamkną ich na dobre.
– Załóżmy, że wyznaczą kaucję. Kiedy tylko wyjdą z aresztu, zaraz zaczną cię szukać.
– Daj spokój, Henry. Za kogo ty mnie uważasz? Przecież nie pójdę do nich i nie powiem: „Macie może trochę kradzionych cacek na sprzedaż? Znam gościa, który chętnie je weźmie”. Wymyślę jakąś historyjkę, która zabrzmi całkiem niewinnie.
– Na przykład?
– Nie wiem. Jeszcze do tego nie doszłam.
Henry, poirytowany, oparł się o krzesło i spojrzał na mnie przeciągle.
– Ile już razy prowadziliśmy podobną rozmowę? Wymyślasz jakiś zwariowany plan. Ja próbuję ci wytłumaczyć, że to głupota, ale ty robisz swoje. Zawsze znajdziesz jakieś uzasadnienie.
Читать дальше