– No, pamiętam. Mówiła pani też, że będzie chciał zemścić się na kimś, kto go teraz ściga. Ale dlaczego miałby wybrać Racine’a? Dlaczego nie Vargusa? To Vargus tak naprawdę odkrył beczki.
– Z tego co wiemy, morderca wali w czaszki swoich ofiar od tyłu, a potem ukrywa ciała. Nie mamy zatem do czynienia z człowiekiem butnym i zuchwałym. Na jego miejscu kogo by pan ścigał: krzepkiego budowlańca w sile wieku czy starego emeryta z początkami Alzheimera?
– Twierdziła pani również, że może spanikować. Że zacznie znowu zabijać.
– Tak. I prawdopodobnie porwał tę kobietę, której szukam, Joan Begley. Niewykluczone, że w sobotę w nocy pojechała na spotkanie z nim do Hubbard Park.
– Hubbard Park?
– Znalazłam notatkę w jej hotelowym pokoju: Hubbard Park, West Peak, godzina dwudziesta trzecia trzydzieści. To się zgadza z czasem, kiedy dała ostatni znak życia. Mógłby pan sprawdzić park?
– Poszukać jej wozu?
– Tak, albo ciała.
Maggie widziała, że Watermeier mruży oczy. Przestąpił z nogi na nogę i znowu oparł plecy o kuchenny blat, tyle że teraz wyglądał, jakby poważnie rozważał jej słowa.
– Pani wie, że przez ponad trzydzieści lat byłem w policji nowojorskiej?
Patrzył gdzieś nad jej głową, przez okno, może na Bonzado i Racine’a. Może. Milczał przez chwilę, a Maggie rozumiała, że wcale nie oczekuje od niej odpowiedzi.
– Widziałem masę odchyłów, O’Dell. – Zerknął na nią, po czym jego wzrok znów powędrował za okno. – To moja żona, Rosie, wymyśliła tę przeprowadzkę. Na początku nie byłem za tym. I nie chciałem kandydować na szeryfa, to był jej pomysł. Bo myślałem, że tutaj za wolno płynie czas. A potem przyszedł jedenasty września i w jeden dzień straciłem mnóstwo starych kumpli. – Wciąż nie patrzył na Maggie. – Mogłem być z nimi tego dnia, i też bym już nie chodził po tej ziemi. Tak po prostu. Później spędziłem wiele tygodni w tym piekle. Rosie nie mogła na to patrzeć, ale wiedziała, że muszę to robić. Tydzień po tygodniu tam wracałem. Musiałem. Musiałem szukać moich kumpli. Nic więcej nie mogłem zrobić. Szukaliśmy każdego parszywego dnia, jakbyśmy mogli ich jeszcze uratować, a znajdowaliśmy tylko kawałki i odpryski. Trzydzieści lat w policji, myślałem, że nic mnie nie zdziwi, ale na taką jatkę nie byłem przygotowany. Spalone twarze. Stopa w zasznurowanym bucie. Odcięta ręka ściskająca stopiony telefon komórkowy. Widziałem prawdziwą masakrę, O’Dell. Więc to – wskazał głową w stronę gara na kuchence – nie szokuje mnie. Ani nic, co jest w tych beczkach. Różnica polega na tym – w tym momencie podniósł oczy na Maggie, by się upewnić, czy uważnie go słucha – że tutaj ja mam wyjaśnić sprawę. Jakby istniało jakieś pieprzone wyjaśnienie. Oczekują ode mnie, że to rozpracuję. No i jeszcze złapię gnoja.
Maggie nie była pewna, co szeryf chciał jej przekazać. Czy potrzebował zapewnienia, że wszystko będzie dobrze? Że, oczywiście, odnajdą mordercę? Że przygotowała już szczegółowy portret psychologiczny sprawcy, a jej portrety są zawsze celne? No tak, tylko że nie była nawet przekonana, czy Watermeier ze swoimi ludźmi i ona zdołają skutecznie ochronić Luca Racine’a.
Tymczasem Adam Bonzado wszedł tylnymi drzwiami i zerknął jeszcze przez ramię. Racine siedział na ławce na kamiennym tarasie z terierem na kolanach. Obaj patrzyli na staw. Pies momentami wodził wzrokiem za dzikimi gęsiami, które przelatywały po niebie, ale Racine patrzył tylko prosto przed siebie.
Bonzado spojrzał na Maggie, a następnie na szeryfa.
– Mogę zabrać to do laboratorium?
– Proszę bardzo. Dla Stolza to za trudne. Potrzebny mi jeszcze technik, żeby sprawdził kuchenkę. O’Dell uważa, że morderca zostawił odciski palców. – W głosie Watermeiera nie było już sarkazmu.
– A co ze starym? – Bonzado spojrzał na szeryfa.
– Niby co?
– Masz kogo zostawić z nim na noc?
– Moi ludzie i tak harują za dwóch. Nie mogę od nich wymagać…
– Ja z nim zostanę – powiedziała Maggie, zdumiewając sama siebie w równej mierze co obydwu mężczyzn.
ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY SZÓSTY
Agenci zawsze tak postępują – chronią się nawzajem. Często obejmuje to również ich rodziny. Ale detektyw Julia Racine pracowała w policji, a nie w FBI. Kilkakrotnie współpracowała z Maggie, lecz nie łączyła ich przyjaźń, tolerowały się wyłącznie jako koleżanki z pracy. Detektyw Racine pokonywała szczeble kariery zawodowej, łamiąc zasady, które stały jej na drodze. Czasami lekkomyślnie ryzykowała, czasami bywała bezwzględna. Minionego roku w toalecie publicznej w Clevelandzie, w stanie Ohio, Julia Racine powstrzymała matkę Maggie przed podcięciem sobie żył. Maggie nie lubiła mieć długów. A była dłużniczką Racine. Wypadało zatem spłacić dług wdzięczności i ochronić ojca Julii przed zakusami mordercy. Poza tym Maggie poczuła szczerą sympatię do tego starego człowieka, który w niczym nie przypominał swojej córki.
Przyniosła mu tacę na taras, gdzie nadal siedział zapatrzony, mimo że widoki, które na pozór go interesowały, przesłoniły już cienie nocy. Odmówił jednak wejścia do domu, dopóki nie zabiorą czaszki i nie wywietrzeje zapach gotowanego ludzkiego ciała. Maggie włączyła wentylator nad kuchenką i otworzyła wszystkie okna, których nie zaklejono farbą przy malowaniu. Naprawdę nie czuła już żadnego zapachu, ale Luc twierdził, że on w dalszym ciągu go czuje.
– Zrobiłam dla nas kanapki. – Postawiła tacę na ławce. Poza mlekiem i sokiem znalazła w lodówce jedynie skrawki wędliny, majonez i chleb.
– Nie jestem głodny. – Luc ledwie zerknął na jedzenie i wrócił do stanu czuwania. Siedział wyprostowany, wypatrywał oczy i nadstawiał ucha, czy nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Słychać jednak było tylko nawoływania nocnych ptaków i śpiew świerszczy. Scrapple leżał na kolanach Luca, do tej pory w pełni tym usatysfakcjonowany, ale teraz znacząco spoglądał na tacę z jedzeniem, machając ogonem, żeby zwrócić na siebie uwagę pana. Luc wyciągnął rękę i wziął kawałek szynki, mówiąc:
– Dobrze żuj. Nie połykaj od razu.
Pies oczywiście połknął i czekał na dokładkę.
– Więc mi się nie zdawało. Był w moim domu – rzekł w końcu Racine, nie patrząc na Maggie.
– Tak.
Odetchnął z ulgą. Czy doprawdy sądził, że sobie to wszystko uroił? Ugryzł kanapkę, a potem zdjął kolejny kawałek szynki dla Scrapple’a.
– Ale dlaczego? Dlaczego mnie śledzi?
– Pan i Calvin Vargus ujawniliście jego kryjówkę, jego prywatny teren, więc on zachował się tak samo.
– Myśli pani, że chce mi coś zrobić? No, wie pani, jak tym innym?
Maggie szukała na jego twarzy lęku, ale Luc zajął się już jedzeniem.
– Może chciał pana tylko nastraszyć – oznajmiła, choć nie była o tym przekonana. W jej odczuciu morderca wciąż tkwił gdzieś tutaj w cieniu, mimo że ludzie szeryfa przeczesali okolicę.
– Chyba go widziałem – oświadczył Luc z powagą, a Magie usiadła prosto.
– Gdzie? Kiedy?
– Wczoraj, może przedwczoraj. Tylko jego odbicie w szybie wystawowej, jak przechodziłem. Słyszałem kroki, no, wie pani, ktoś za mną szedł, zwalniał, jak ja zwalniałem. Stanął, jak ja stanąłem.
Maggie starała się ukryć poruszenie, nie przerywać staremu, żeby mówił we własnym tempie, ale była zbyt niecierpliwa. Luc odłożył zjedzoną do połowy kanapkę i znowu zapatrzył się w ciemność.
– Jak wyglądał ten człowiek w szybie?
Luc milczał, jakby wytężał pamięć, próbował przywołać tamten obraz. Po chwili Maggie powtórzyła pytanie:
Читать дальше