James Patterson - Róże Są Czerwone

Здесь есть возможность читать онлайн «James Patterson - Róże Są Czerwone» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Róże Są Czerwone: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Róże Są Czerwone»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Seria krwawych napadów na banki w Marylandzie i Wirginii. Tajemniczy, wyjątkowo przebiegły przestępca wynajmuje za każdym razem innych ludzi do rabunku… a potem ich zabija. Śledztwem kieruje Alex Cross. Kolejne tropy prowadzą donikąd. Lecz Cross nie rezygnuje. Nawet kiedy przekonuje się, że inteligentny zbrodniarz prowadzi z nim wyrafinowaną grę. I że za najmniejszy błąd może zapłacić śmiercią.

Róże Są Czerwone — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Róże Są Czerwone», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Sprawę prowadzili federalni. Za aresztowania oficjalnie odpowiadała Betsey Cavalierre. To świadczyło o szacunku, jakim cieszyła się w Waszyngtonie, jeśli nawet nie w Nowym Jorku.

– Miło, że wszyscy są wyspani i rzeźcy w ten piękny poranek – zażartowała. – Co? Że to jeszcze noc? Zależy, w jakiej strefie czasowej się jest.

Kilku agentów uśmiechnęło się. Było nas około czterdziestu. FBI i policja, ale przeważali ludzie z Biura. Betsey podzieliła nas na drużyny. Trafiłem do jej zespołu.

Wszyscy byli gotowi do działania i niesamowicie napięci. Podjechaliśmy pod piętrowy dom na High Street w Massapequa. Wokoło żywej duszy – przedmieście jeszcze zupełnie puste. Gdzieś w sąsiedztwie zaczął szczekać pies. Na zadbanych trawnikach lśniła rosa. Całkiem nieźle żyło się chyba w tym rejonie, gdzie mieszkał detektyw Brian Macdougall ze swoją zmaltretowaną żoną i gniewną córką.

Betsey włączyła handie-talkie. Sprawiała wrażenie bardzo opanowanej.

– Sprawdzam łączność… – powiedziała. – W porządku. A teraz, drużyna A, drzwi frontowe. Drużyna B, kuchnia. Drużyna C, weranda. Drużyna D, wsparcie. Uwaga… Wchodzimy!

Agenci i detektywi pobiegli do domu. Betsey i ja obserwowaliśmy akcję. Byliśmy drużyną D, czyli wsparciem.

Drużyna A szybko i bez przeszkód weszła do środka.

Drużyna B też. Z miejsca, w którym zaparkowaliśmy, nie widzieliśmy trzeciej drużyny. Podchodziła do domu z tyłu.

W środku rozległy się krzyki. Potem huknął strzał.

Betsey spojrzała na mnie.

– O, cholera. Macdougall czekał na nas. Jak to się mogło stać, do diabła?

Usłyszeliśmy następne strzały. Potem krzyk. Później wrzaski i przekleństwa kobiety. Matki Veroniki Macdougall?

Wyskoczyliśmy z samochodu i pobiegliśmy w stronę domu. Ale zostaliśmy na zewnątrz. Pomyślałem, że w tym samym momencie trwają naloty na cztery inne domy w Brooklynie. Miałem nadzieję, że bez takich problemów.

– Zgłoś się, Mike – powiedziała Betsey przez handie-talkie. – Co tam się dzieje? Co poszło nie tak?

– Rice oberwał. Jestem przed sypialnią na piętrze. Macdougall zamknął się tam z żoną.

– Co z Rice’em? – zapytała z niepokojem Betsey.

– Dostał w pierś. Jest przytomny, ale cholernie krwawi. Wezwijcie karetkę!

Nagle otworzyło się okno na górze. Ktoś wyszedł i przebiegł schylony przez dach garażu.

Betsey i ja popędziliśmy sprintem w tamtą stronę. Pamiętałem, że w Georgetown dobrze grała w lacrosse. Była szybka.

– Wyszedł na zewnątrz! Macdougall jest na dachu garażu! – zakomunikowała innym.

– Mam go – odpowiedziałem jej.

Facet skręcił w kierunku jodeł. Nie widziałem, co jest za nimi. Domyślałem się, że podwórze sąsiedniego domu.

– Stać, policja! – wrzasnąłem na całe gardło. – Zatrzymaj się, Macdougall, bo będę strzelał!

Nie posłuchał. Nawet się nie obejrzał. Zeskoczył między drzewa.

Rozdział 86

Popędziłem za nim. Schyliłem głowę i wpadłem w gęste krzaki, które poraniły mi ręce do krwi. Macdougall uciekał przez sąsiednie podwórze. Nie był daleko.

Dogoniłem go, skoczyłem i podciąłem mu ramieniem kolana. Chciałem, żeby się poharatał.

Zwalił się ciężko na ziemię, ale był tak naładowany adrenaliną jak ja. Przeturlał się, wyrwał z mojego uścisku i szybko wstał. Ja też.

– Lepiej było leżeć – powiedziałem do niego. – Popełniłeś błąd.

Trafiłem go prawym prostym. Dobrze wycelowałem. Głowa odskoczyła mu z piętnaście centymetrów do tyłu.

Zacząłem lekko podskakiwać. Zamachnął się sierpowym, ale chybił. Walnąłem go jeszcze raz. Zatoczył się, ale nie upadł. Był twardym, ulicznym gliniarzem.

– Jestem pod wrażeniem – zadrwiłem. – Ale powinieneś był leżeć.

Na podwórze wbiegła Betsey.

– Alex!

Macdougall wyprowadził niezły cios, choć trochę sygnalizowany. Ześliznął się po mojej skroni. Gdybym dostał, poczułbym to uderzenie.

– Coraz lepiej – pochwaliłem. – Odciąż pięty, Brian.

– Alex! – zawołała znów Betsey. – Załatw go, do jasnej cholery! Już!

Chciałem jeszcze chwilę powalczyć na ringu. Obaj na to zasługiwaliśmy. Znów się zamachnął sierpowym. Zrobiłem unik i nie trafił. Już się zmęczył.

– Nie jestem twoją żoną ani córką, Macdougall – powiedziałem. – Ja oddaję ciosy.

– Pierdol się! – warknął. Był spocony i ledwo dyszał.

– Ty jesteś Supermózgiem, Brian? – zapytałem. – Ty zabiłeś tamtych ludzi?

Nie odpowiedział, więc przyłożyłem mu mocno w żołądek. Zgiął się i skrzywił z bólu.

Betsey podeszła do nas. Dołączyło do niej kilku agentów. Przyglądali się tylko. Wiedzieli, o co mi chodzi. Chcieli, żebym mu dołożył.

– Poruszaj się na palcach, nie na piętach – podpowiedziałem Macdougallowi.

Coś zamruczał. Nic nie zrozumiałem. Nieważne. Nie obchodziło mnie, co ma do powiedzenia. Jeszcze raz walnąłem go w brzuch.

– Widzisz? Osłaniaj tułów. Tego samego uczę moje dzieci.

Znów trafiłem go w żołądek. Facet był nabity. Mój cios wylądował jak na worku treningowym. Przyjemne uczucie. Zakończyłem walkę wysokim, prawym hakiem na szczękę. Macdougall padł twarzą w trawę i już nie wstał.

Stanąłem nad nim. Trochę się spociłem i lekko sapałem.

– Zadałem ci pytanie, Macdougall. Ty jesteś Supermózgiem?

Rozdział 87

Następne dwa dni były męczące i zniechęcające. Pięciu detektywów siedziało w więzieniu miejskim na Foley Square. Trzymali tam czasem kapusiów i podejrzanych gliniarzy dla ich własnego bezpieczeństwa.

Przesłuchałem całą piątkę. Zacząłem od najmłodszego, Vincenta O’Malleya, a skończyłem na przywódcy, Brianie Macdougallu. Nikt nie przyznał się do porwania autokaru w Waszyngtonie.

Kilka godzin po wstępnym przesłuchaniu Macdougall poprosił o rozmowę ze mną.

Kiedy wprowadzono go do pokoju przesłuchań na Foley Square, odniosłem wrażenie, że coś się zmienia. Poznałem to po jego minie. Był wyraźnie zdenerwowany.

– Jest inaczej, niż sądziłem, że będzie. Chodzi mi o więzienie. Siedzę tu po niewłaściwej stronie stołu. To defensywna gra, sam wiesz. To ty atakujesz i przerzucasz piłkę nad siatką.

– Napijesz się czegoś zimnego? – zapytałem.

– Zapaliłbym.

Kazałem przynieść papierosy. Ktoś podrzucił mi paczkę marlboro i natychmiast zniknął. Macdougall zaciągał się z taką rozkoszą, jakby palenie marlboro było największą przyjemnością, jaką życie mogło mu ofiarować. Może w tym momencie rzeczywiście było.

Obserwowałem jego oczy. Miał bez wątpienia inteligentne spojrzenie. Na pewno potrafił myśleć. Supermózg? Czekałem cierpliwie, aż mi powie, o co mu chodzi. Po to tu przyszedł.

– Mnóstwo razy widziałem, jak to robią inni – odezwał się w końcu zza kłębów dymu. – Ty umiesz słuchać. Nie popełniasz błędów.

Zapadła krótka cisza. Obaj mieliśmy dużo czasu.

– Czego ode mnie chcesz? – zapytałem wreszcie.

– Dobre pytanie – odparł. – Niedługo do tego dojdę. Wiesz, na początku byłem porządnym gliniarzem. Kiedy jeszcze wierzyłem, że warto się starać.

Uśmiechnąłem się lekko. Starałem się nie być zbyt miły.

– Postaram się to zapamiętać.

– Co cię kręci? – spytał Macdougall.

Był wyraźnie ciekaw, co odpowiem. Może go bawiłem. Choć podejrzewałem, że raczej w coś ze mną gra. Na razie mogłem mu na to pozwolić.

Przez palce sączył mu się dym. Westchnął głośno.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Róże Są Czerwone»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Róże Są Czerwone» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


James Patterson - WMC - First to Die
James Patterson
James Patterson - French Kiss
James Patterson
James Patterson - Truth or Die
James Patterson
James Patterson - Kill Alex Cross
James Patterson
James Patterson - Murder House
James Patterson
James Patterson - Second Honeymoon
James Patterson
James Patterson - Tick Tock
James Patterson
James Patterson - The 8th Confession
James Patterson
James Patterson - Podmuchy Wiatru
James Patterson
James Patterson - Wielki Zły Wilk
James Patterson
James Patterson - Cross
James Patterson
Отзывы о книге «Róże Są Czerwone»

Обсуждение, отзывы о книге «Róże Są Czerwone» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x