Mick rozpromienił się w uśmiechu.
– Mówiąc szczerze, nawet me marzyłem, że będzie tak dobrze. Ładnie pachnie! Czy to kawa?
– Tak. – Róarke był pewny, że Eye z wściekłości zgrzyta zębami. – Napijesz się z nami?
– Chętnie. Poproszę mocną z kropelką czegoś irlandzkiego, jeśli można.
– Da się zrobić.
Mick uśmiechnął się do Eye, kiedy Roarke ruszył w stronę kuchni, a tuż za nim, przeczuwając śniadanie, kot.
– Ten facet prawie nigdy nie śpi. To cud, że znalazł kobietę, która tak jak i on wstaje jeszcze przed świtem.
– Ty też wyglądasz całkiem żwawo jak na kogoś, kto się bawił przez całą noc.
– Pewne zajęcia dodają mężczyźnie energii. Pracujesz czasami w domu, prawda?
– Prawda.
Mick pokiwał głową.
– Widzę, że nie możesz się już doczekać, kiedy będziesz mogła wrócić do tego, co robiłaś. Zaraz znikam. Mam nadzieję, że mi wybaczysz to, co powiem, ale Roarke pracujący ramię w ramię z gliną to widok dość niezwykły.
– Bardzo niezwykły. – Obróciła się, kiedy do gabinetu wszedł Roarke z dużym kubkiem parującej kawy z whisky.
– Oto odpowiedź na modlitwy. Dzięki, przyjacielu. Wypiję w swoim pokoju, na dobry sen.
– Jeszcze chwila. Eye, masz nazwiska tej pary z Kornwalii?
– Mam czy nie, to sprawa policji.
– Mick może ich znać. – Roarke patrzył żonie w oczy. – I ich rywali.
Miał rację. Potencjalny przemytnik mógł się na coś przydać, choćby jako gość.
– Britt i Joseph Haguesowie.
– Cóż. – Mick z uwagą wpatrywał się we wzmocnioną kawę. -Możliwe, oczywiście, dużo podróżuję, mogłem gdzieś słyszeć te nazwiska. Dokładnie me pamiętam. – Spojrzał znacząco na Roarke”a. – Nie mogę powiedzieć. Nie pamiętam – powtórzył.
– Robiłeś z nimi interesy? – zaatakowała Eye. – Takie, które nie spodobałyby się celnikom?
– Robię interesy z różnymi ludźmi – odezwał się chłodno. – Nie mam zwyczaju rozmawiać o nich ani o ich sprawach z glinami. Dziwię się, że mnie oto pytasz – zwrócił się do Roarke”a. – Jestem niemile zaskoczony. Spodziewasz się, że będę sypał przyjaciół i współpracowników?
– Twoi przyjaciele i współpracownicy nie żyją – powiedziała stanowczo Eye. – Zostali zamordowani.
– Britt i Joe? – Jego zielone oczy otworzyły się szeroko ze zdziwienia i pociemniały. Powoli usiadł na krześle. – Nic o tym nie słyszałem. Nikt mi nie mówił.
– Ich ciała znaleziono w Kornwalii. Zdaje się, że nie od razu. Policja bardzo długo nie mogła zidentyfikować zwłok.
– Dobry Boże, niech spoczywają w pokoju. Tacy sympatyczni ludzie. Jak to się stało?
– Komu mogło zależeć na ich śmierci? – odpowiedziała pytaniem Eye. – Kto był w stanie słono zapłacić za wyeliminowanie ich z gry?
– Nie jestem pewien. Muszę przyznać, że mieli spore powodzenie. Sprowadzali do Londynu wysokiej klasy alkohole i nielegalne substancje, a stamtąd dalej do Paryża, Aten, Rzymu. Założę się, że nadepnęli na niejeden odcisk. W branży zaistnieli dopiero parę lat temu. Boże, nie mogę uwierzyć. – Mick napił się kawy, próbując się uspokoić.
– Nie znałeś ich – powiedział do Roarke” a. – Jak wspomniałem, zajmowali się eksportem od kilku lat. Działali tylko na terenie Europy. Niedawno kupili domek na wsi. Bóg jeden wie dlaczego, ale lubili wiejskie życie.
– Czyim interesom zagrażali? – zapytał Roarke.
– Trudno powiedzieć, weszli w paradę tylu ludziom. Przecież zawsze znajdzie się miejsce dla jeszcze jednego przemytnika. Na świecie jest mnóstwo rzeczy, które powinny zmienić właściciela. Może Francolini? Tak, to wredny skurwiel, a oni działali na jego terenie. Nie zawahałby się przez nasłaniem na nich któregoś ze swoich goryli. Uciszyłby ich na dobre.
– Nie zatrudnia płatnych zabójców. – Roarke dokładnie pamiętał Francoliniego, – Ma wystarczająco dużo swoich ludzi, którzy przeleją krew, jeśli tego zażąda. Nie wyszedłby poza rodzinę.
– Płatny zabójca? No to faktycznie Francolini odpada. A Lafarge? Albo Hornbecker. Hornbecker mógłby zapłacić za czyjąś śmierć. Musiałby mieć dobry powód, żeby nadwerężać swój budżet.
– Franz Hornbecker z Frankfurtu – wyjaśnił Roarke. – Za moich czasów był płotką.
– Ostatnio miał szczęście. – Mick westchnął. – Nie wiem, co jeszcze wam powiedzieć. Britt i Joe… Nie mogę uwierzyć. Dlaczego, jeśli wolno spytać, glina z Nowego Jorku interesuje się losem dwójki dobrze zapowiadających się angielskich przemytników?
– Ich śmierć może mieć związek ze sprawą, którą prowadzę.
– Jeżeli tak jest, mam nadzieje, że złapiecie bydlaka, który ich załatwił. – Mick wstał. – Nie mam pojęcia, w co się ostatnimi czasy wplątali, ale mogę popytać. Po cichu.
– Będziemy wdzięczni za pomoc i informacje.
– Zobaczę, co się da zrobić. – Pochylił się i pogłaskał kota, łaszącego się u jego nóg. – Idę do łóżka. Och, Roarke… – Zanim wyszedł, jeszcze sobie coś przypomniał. – Jeśli będziesz mial wolną chwilę, chciałbym omówić z tobą sprawę, o której ci wspominałem.
– Moja administratorka się tym zajmie.
– O rany, słyszałeś? Moja administratorka się tym zajmie – zwrócił się do Galahada, biorąc go na ręce. – Czy ty wiesz, jak to brzmi?
– Jaką sprawę? – zapytała Eye, gdy Mick zamknął za sobą drzwi.
– Perfumy – wyjaśnił Roarke. – Wszystko legalne. Powiedziałem mu, że nie wchodzę w nic, co rozgniewałoby moją glinę. Zajmę się tymi wideofonami w twojej sprawie.
– Dlaczego twój komputer tak piszczy?
– A piszczy? – Oderwał się od swoich myśli i nastawił uszu. Uśmiechnął się, usłyszawszy sygnał. – Zdaje się, że za chwilę będziemy u drzwi Yosta. – Natychmiast się poderwał i ruszył do swojego gabinetu. Pochylił się nad monitorem, przejrzał dane. – Hm, wyświetl na ekranie ściennym – polecił. Odwrócił się spojrzał na przesuwające się po ekranie rzędy cyfr i krzyżujące się linie.
– Co to? Współrzędne? – zainteresowała się Eye.
– Tak, i to bardzo dokładne. Ciekawe. Komputer, otwórz mapę Nowego Jorku na drugim ekranie. Trochę skakał po mieście. Niezła przykrywka. Bardzo sprytne posunięcie, bo przeszkadza w określeniu ostatecznej lokalizacji.
– To znaczy co? Chodzi o to, że nie wiemy, czy to zachodnia, czy wschodnia cześć miasta? – Bezskutecznie próbowała rozszyfrować migające liczby.
– Mniej więcej. Przeskakuje tam i z powrotem, w górę na dół, w okolicę Long Island i znowu do centrum. Mamy kilka możliwości, ale najprawdopodobniej… Komputer, powiększ górny zachodni Manhattan. Tak, dobra. Odkoduj formułę lokacyjną, dopasuj symbol ulicy. Widzisz? – zapytał, kładąc rękę na karku Eye.
– Wygiąda na to, że Yost jest naszym sąsiadem.
– To kilka ulic stąd. Niech to szlag, tylko cztery ulice dalej.
– Zdaje się, że za rzadko chodzimy na spacery po okolicy. Jesteś pewny?
– Na dziewięćdziesiąt procent.
– Wystarczająco. Dobra, potrzebny mi dokładny opis tego budynku. Nazwiska lokatorów, rodzaj zabezpieczeń, plan ulic.
– Nie ma problemu. Właściwie to wydaje mi się, że jestem jego właścicielem.
– Wydaje ci się?
– Czasami człowiek traci rachubę. Komputer, kto jest właścicielem nieruchomości widocznych na drugim ekranie?
Czekaj .
Właścicielem nieruchomości jest Roarke Industries.
– No widzisz. Zaczekaj, sprawdzę pliki dotyczące moich nieruchomości. Zaraz będziesz miała wszystkie dane.
Читать дальше