– Już panią zameldowałam, panno Darnell. Zawołam Harry'ego, żeby pomógł pani z bagażami.
Idąc do góry, Quinn zastanawiała się nad Panną Cudowną Czerwoną Torbą Darnell. Przejeżdża tędy w drodze do Nowego Jorku. Nie, Hollow leży za bardzo na uboczu, poza tym jest za wcześnie na przerwę w podróży.
Przyjechała z wizytą do rodziny lub przyjaciół, ale w takim razie dlaczego u nich nie nocuje? Ale Quinn też miała rodzinę i przyjaciół, u których nie chciałaby się zatrzymać.
Może jest w podróży służbowej, uznała, otwierając drzwi pokoju.
Cóż, jeśli Czerwona Torba Której Tak Bardzo Pragnę zostanie tu kilka godzin, Quinn dowie się na pewno kto, gdzie i dlaczego. W końcu była w tym najlepsza.
Zapakowała laptop, dodatkowy notes i kilka ołówków, na wypadek gdyby jej się poszczęściło. Wyłączyła dźwięk w telefonie, nastawiając go na wibracje – nie ma nic bardziej irytującego niż komórka dzwoniąca w bibliotekach czy teatrach – i wsunęła do torby mapę okolicy, na wypadek, gdyby poczuła ochotę na zwiedzanie.
Tak zaopatrzona ruszyła na wyprawę na drugi koniec miasta do Miejskiej Biblioteki Hawkins Hollow.
Quinn przeczytała, że w dawnym kamiennym budynku biblioteki na Main Street mieściły się teraz dom kultury i siłownia, w której zamierzała poćwiczyć. Nową bibliotekę wybudowano w dwutysięcznym roku na malowniczym wzgórzu na południowym krańcu miasta. Nowy budynek także wyglądał na wzniesiony z kamienia, Quinn jednak nie miała wątpliwości, że pod kamienną elewacją krył się beton. Biblioteka miała dwa piętra, krótkie skrzydła po obu stronach i wejście w kształcie portyku. Została zbudowana w uroczym, starym stylu, o który – jak domyślała się Quinn – lokalne towarzystwo historyczne walczyło do ostatniej krwi.
Parkując samochód, podziwiała ławki i drzewa. Zapewne latem dawały czytelnikom cieniste schronienie.
W środku pachniało biblioteką. Książkami, kurzem i ciszą.
Quinn zobaczyła na ścianie kolorowy plakat ogłaszający „Godzinę Bajek” w bibliotece dziecięcej o dziesiątej trzydzieści.
Rozejrzała się dookoła. Komputery, długie stoły, wózki, kilka osób kręcących się między półkami. Paru starszych mężczyzn przeglądało gazety. Słyszała cichy szum kopiarki i stłumiony dzwonek telefonu w punkcie informacyjnym.
Nakazując sobie koncentrację – była przekonana, że jeśli zacznie krążyć bez celu, natychmiast wpadnie w trans na skutek czaru, rzucanego przez wszystkich bibliotekarzy – ruszyła prosto do informacji i cichym głosem, zarezerwowanym jedynie dla kościołów i bibliotek, zwróciła się do żylastego mężczyzny siedzącego za ladą:
– Dzień dobry. Szukam książek dotyczących historii miasta.
– Drugie piętro, skrzydło zachodnie. Schody na lewo, winda za panią. Szuka pani czegoś konkretnego?
– Nie, dziękuję, chcę się tylko rozejrzeć. Czy jest pani Abbott?
– Pani Abbott przeszła na emeryturę, ale przychodzi prawie codziennie około jedenastej. Jako wolontariuszka.
– Jeszcze raz dziękuję. Quinn wybrała schody, które uznała za przepiękne, niemal jak te z „Przeminęło z wiatrem”. Zamknęła w duchu oczy, żeby nie dać się skusić regałom pełnym książek i przestronnym czytelniom, aż dotarła do „Historii lokalnej”.
Dział zajmował całe pomieszczenie, tworzył mini czytelnię z wygodnymi fotelami, podnóżkami oraz bursztynowymi lampkami i był większy, niż się spodziewała.
W sumie powinna pamiętać, że w Hollow i okolicach toczyły się walki zarówno podczas wojny o niepodległość, jak i wojny secesyjnej.
Książki na ten temat stały oddzielnie, podobnie jak te dotyczące historii hrabstwa, stanu i samego miasta.
Do tego cały regał uginał się od dzieł miejscowych autorów.
Quinn najpierw przejrzała te ostatnie i przekonała się, że trafiła na żyłę złota. Musiało stać tu ze dwanaście pozycji, o których nigdy przedtem nie słyszała; niskonakładowe, skromne książeczki wydane przez lokalnych wydawców.
Nosiły takie tytuły jak „Koszmar w Hollow” czy „Hollow”. Na widok „Prawdy” Quinn zadrżała z podniecenia. Położyła laptopa, notatnik i dyktafon i wybrała pięć książek. Dopiero wtedy zauważyła dyskretną metalową tabliczkę:
„Biblioteka Hawkins Hollow dziękuje za hojność rodzinie Franklina i Maybelle Hawkins”.
Franklin i Maybelle. Najprawdopodobniej przodkowie Cala. Quinn uznała, że postąpili bardzo właściwie, sponsorując akurat ten dział biblioteki.
Usiadła przy stole, wybrała na chybił trafił jedną z książek i zaczęła czytać.
Pokryła całe strony notatnika nazwiskami, nazwami miejsc, datami, rzekomymi faktami i teoriami, gdy nagle poczuła zapach lawendy i dziecięcego pudru.
Wróciła do rzeczywistości i zobaczyła przed sobą schludną starszą panią w fioletowym kostiumie i czarnych, płaskich butach.
Przerzedzone włosy otaczały jej twarz niczym śnieżna aureola, a okulary bez oprawek miały tak grube szkła, że Quinn zdziwiła się, jak maleńkie uszy i nos staruszki Utrzymują taki ciężar.
Na szyi miała wisiorek z pereł, złotą obrączkę na palcu, a na nadgarstku zegarek na skórzanym pasku z ogromną tarczą, równie praktyczny jak jej buty na grubych podeszwach.
– Jestem Estelle Abbott – powiedziała kobieta skrzeczącym głosem. – Młody Dennis mówił, że pani mnie szukała.
Ponieważ Quinn oceniła Dennisa w informacji na mężczyznę pod siedemdziesiątkę, uznała, że kobieta, która nazywa go młodym, musi być co najmniej dwadzieścia lat starsza.
– Tak. – Quinn wstała i podeszła do staruszki, wyciągając dłoń. – Nazywam się Quinn Black, pani Abbott. Jestem…
– Tak, wiem. Pisarką. Podobały mi się pani książki.
– Bardzo dziękuję.
– Nie ma za co. Gdyby mi się nie podobały, też bym pani o tym powiedziała. Szuka pani materiałów do książki o Hollow.
– Tak, proszę pani.
– Znajdzie tu pani sporo informacji. Niektóre są użyteczne. – Popatrzyła na książki leżące na stole. – A niektóre zupełnie bez sensu.
– W takim razie może znalazłaby pani trochę czasu na rozmowę ze mną, żeby łatwiej mi było oddzielić ziarna od plew. Z radością zaprosiłabym panią na lunch lub kolację…
– To bardzo miło z pani strony, ale nie trzeba. Może usiądziemy na chwilę i zobaczymy, jak nam się uda?
– Byłoby wspaniale. Estelle usiadła na krześle wyprostowana niczym struna, ciasno złączyła kolana i splotła dłonie na podołku.
– Urodziłam się w Hollow – zaczęła – i mieszkam tutaj przez wszystkie dziewięćdziesiąt siedem lat mojego życia.
– Dziewięćdziesiąt siedem? – Quinn nie musiała udawać zdumienia. – Zwykle dość dobrze oceniam wiek, a pani dałabym dobre dziesięć lat mniej.
– Dobre geny – odrzekła Estelle z łagodnym uśmiechem. – Piątego przyszłego miesiąca minie osiem lat od śmierci mojego męża, Johna, który także urodził się i wychował w Hollow. Byliśmy małżeństwem przez siedemdziesiąt jeden lat.
– Jak pani się to udało? Pytanie wywołało kolejny uśmiech.
– Musisz nauczyć się śmiać, inaczej zatłuczesz męża młotkiem przy pierwszej lepszej okazji.
– Zaraz to zapiszę.
– Mieliśmy szóstkę dzieci – czterech chłopców i dwie dziewczynki – i, dzięki Bogu, wszyscy wciąż żyją i żadne nie siedzi w więzieniu. Dali nam dziewiętnaścioro wnuków, a ci z kolei dwadzieścioro ośmioro prawnucząt – kiedy ostatnio liczyłam – do tego pięcioro z następnego pokolenia, w tym dwoje w drodze.
Quinn o mało oczy nie wyszły z orbit.
Читать дальше