Brzęczenie interkomu tylko ją zdenerwowało. Nie miała ochoty na niczyje towarzystwo. Szczególnie Roarke'a, którego zobaczyła przez wideofon.
Była wystarczająco nieokrzesana, by zachować się jak tchórz. Pozostawiwszy brzęczyk bez odpowiedzi, wróciła na kanapę i zwinęła się w kłębek razem z kotem. Gdyby miała pod ręką koc, naciągnęłaby go sobie na głowę.
Parę sekund później poderwał ją na nogi dźwięk otwieranych zamków w drzwiach.
– Ty skurwysynu – powiedziała, kiedy Roarke wszedł do pokoju. – Przekroczyłeś wszelkie granice.
Wsunął klucz elektroniczny z powrotem do kieszeni.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś?
– Nie chcę cię widzieć. – Z przykrością stwierdziła, że w jej głosie słychać raczej rozpacz niż gniew. – Mam nadzieję, że to zrozumiesz i wyniesiesz się.
– Nie chcę, żeby ktoś mnie wykorzystywał po to, by cię zranić.
– Sam nieźle to robisz.
– Sądziłaś, że nie zareaguję, kiedy oskarżyłaś mnie o popełnienie morderstwa? Kiedy w to uwierzyłaś?
– Nigdy w to nie uwierzyłam. – Zabrzmiało to jak syk, jak namiętny szept. – Nigdy w to nie uwierzyłam – powtórzyła. – Ale odłożyłam moje osobiste odczucia na bok i wykonałam swoją robotę. A teraz się wynoś.
Ruszyła w stronę drzwi. Kiedy ją złapał, uderzyła go mocno i szybko. Nawet nie próbował zablokować ciosu. Bez słowa starł wierzchem dłoni krew z wargi, podczas gdy Ewa stała wyprostowana, oddychając szybko i głośno.
– No dalej – zachęcił ją. – Uderz jeszcze raz. Nie musisz się obawiać. Nie biję kobiet… ani ich nie morduję.
– Po prostu zostaw mnie w spokoju. – Odwróciła się i chwyciła oparcia sofy, gdzie siedział kot, przyglądając się jej obojętnym wzrokiem. Doznawała gwałtownych emocji, bała się, że za chwilę rozsadzą jej piersi. – Nie wzbudzisz we mnie poczucia winy za to, że robię to, co muszę robić.
– Wbiłaś mi nóż w serce, Ewo. – Przyznanie się do tego, świadomość, że mogłaby go z łatwością zniszczyć, na nowo wprawiło go w złość. – Nie mogłaś mi powiedzieć, że we mnie wierzysz?
– Nie. – Zacisnęła powieki. – Na Boga, nie rozumiesz, że gdybym to zrobiła, byłoby jeszcze gorzej? Gdyby Whitney nie uwierzył, że będę obiektywna, gdyby Simpsonowi choćby przemknęło przez myśl, że będę cię łagodniej traktowała, byłoby o wiele gorzej. Tak szybko nie mogłam dostać portretu psychologicznego mordercy. Nie mogłam prosić Feeneya o natychmiastowe sprawdzenie broni, by oczyścić cię z podejrzeń.
– Nie pomyślałem o tym – powiedział cicho. – Nie pomyślałem. – Kiedy położył jej dłoń na ramieniu, strąciła ją i popatrzyła na niego rozwścieczona.
– Cholera jasna, mówiłam ci, żebyś przyszedł ze swoim adwokatem. Mówiłam ci. Gdyby Feeneyowi nie udało się rozwiać wątpliwości co do broni, mogliby cię zatrzymać. Jesteś tutaj tylko dlatego, że mu się to udało, a portret psychologiczny zabójcy nie pasował do ciebie.
Znowu jej dotknął; znowu mu się wyszarpnęła.
– Wygląda na to, że nie potrzebowałem adwokata. Potrzebowałem wyłącznie ciebie.
– To bez znaczenia. – Odzyskała panowanie nad sobą. – Ważne, że sprawa została załatwiona. To, że masz niepodważalne alibi na czas morderstwa oraz fakt, że pistolet był oczywistą pułapką, odwraca uwagę policji od twojej osoby. – Czuła się chora i nieznośnie zmęczona. – Może nie eliminuje cię to całkowicie z grona podejrzanych, ale charakterystyki doktor Miry są tu na wagę złota. Nikt nie kwestionuje jej opinii. A ona twierdzi, że nie możesz być mordercą, co ma ogromne znaczenie dla policji i prokuratora.
– Nie martwiłem się policją i prokuratorem.
– A powinieneś był.
– Wygląda na to, że martwiłaś się za mnie. Bardzo mi przykro.
– Nie ma o czym mówić.
– Wiesz, zbyt często widzę sińce pod twymi oczami. – Przeciągnął po nich kciukiem. – Nie chcę być odpowiedzialny za te, które teraz widzę.
– Sama jestem za nie odpowiedzialna.
– I nie mam nic wspólnego z tym, że grozi ci utrata pracy? Przeklęty Feeney, pomyślała z wściekłością.
– Sama podejmuję decyzje. Sama ponoszę konsekwencje. Nie tym razem, pomyślał.
– Następnego dnia po naszym spotkaniu zadzwoniłem do ciebie wieczorem. Widziałem, że się czymś martwisz, ale nie chciałaś o tym rozmawiać. Feeney dokładnie mi wyjaśnił, dlaczego byłaś zdenerwowana tamtej nocy. Twój rozwścieczony przyjaciel chciał mi odpłacić za to, że cię unieszczęśliwiłem. I zrobił to.
– Feeney nie miał prawa…
– Pewnie nie. Nie musiałby tego robić, gdybyś mi zaufała. – Ujął ją za obie ręce, gdy poruszyła się gwałtownie. – Nie odwracaj się ode mnie – ostrzegł ją cicho. – Jesteś dobra w odgradzaniu się od ludzi, Ewo. Ale ze mną ci to nie wyjdzie.
– A czego się spodziewałeś? Że przyjdę do ciebie, płacząc: „Roarke, uwiodłeś mnie, a teraz mam kłopoty. Pomóż mi.” Do diabła z tym! Nie uwiodłeś mnie. Poszłam z tobą do łóżka, ponieważ tego chciałam. Chciałam tego na tyle mocno, by nie myśleć o etyce zawodowej. Dostałam za to po głowie, ale jakoś sobie radzę. Nie potrzebuję pomocy.
– Z pewnością jej nie chcesz.
– Nie potrzebuję. – Nie chciała szarpać się z nim, więc stała nieruchomo. – Komendant ucieszył się, że nie jesteś zamieszany w te morderstwa. Jesteś czysty, więc wydziałowi nie pozostaje nic innego, jak tylko uznać to oficjalnie za błąd w ocenie, a zatem ja też jestem czysta. Gdybym się pomyliła co do ciebie, inaczej by to wyglądało.
– Gdybyś się pomyliła, kosztowałoby cię to odznakę.
– Tak. Straciłabym odznakę. Zasłużyłabym na to. Ale tak się nie stało, więc sprawa skończona. Idź sobie.
– Naprawdę myślisz, że odejdę?
Słysząc cichą, łagodną nutę w jego głosie, poczuła, że jej wola słabnie.
– Nie mogę sobie na ciebie pozwolić, Roarke. Nie mogę sobie pozwolić na zaangażowanie uczuciowe.
Zrobił krok do przodu, położył ręce na oparciu kanapy, pozbawiając Ewę możliwości ruchu.
– Ja też nie mogę sobie na ciebie pozwolić. To chyba nie ma znaczenia.
– Słuchaj…
– Przykro mi, że cię zraniłem – powiedział cicho. – Bardzo mi przykro, że ci nie ufałem i oskarżyłem cię o to, że mi nie ufasz.
– Nie oczekiwałam, że będziesz myślał inaczej. Że będziesz zachowywał się inaczej.
To zabolało go bardziej niż policzek.
– Nie. Za to też cię przepraszam. Wiele dla mnie ryzykowałaś. Dlaczego?
Nie było łatwych odpowiedzi.
– Wierzyłam ci. Przycisnął usta do jej czoła.
– Dziękuję.
– Rozsądek tak nakazywał – zaczęła, oddychając z drżeniem, gdy dotknął ustami jej policzka.
– Zostanę z tobą na noc. Chcę zobaczyć, że śpisz.
– Seks jako środek uspokajający?
Zmarszczył brwi, lecz przesunął delikatnie wargami po jej ustach.
– Jeśli chcesz. – Podniósł ją i obrócił w koło. – Zobaczmy, czy uda nam się znaleźć właściwą dawkę.
Później przyglądał się jej w przyciemnionym świetle. Spała na brzuchu, rozciągnięta bezładnie ze zmęczenia. Z przyjemnością przesunął ręką po jej plecach – gładkiej skórze, drobnych kościach, mocnych mięśniach. Nie poruszyła się.
Z ciekawością przeczesał palcami jej włosy. Grube niczym futro norek, o odcieniu wystałej brandy i starego złota, źle podcięte. Uśmiechnął się, gdy przesunął palcami po jej ustach. Pełnych, twardych, żarliwych.
Choć dziwił się, że zdołał jej dostarczyć jeszcze większych doznań niż poprzednim razem, świadomość, że i on bezwiednie zapamiętał się w miłości, przygniatała go.
Читать дальше