– Ten mniejszy powiedział: „Jak dopadnę…" – zawahała się, zniżając głos, zażenowana. – „Jak dopadnę tę pieprzoną sukę, osobiście ją zabiję".
Meadows zmarszczył brwi.
– Jest pani pewna?
– O tak. Człowiekowi nieprzywykłemu do takiego słownictwa trudno to zapomnieć.
– Rzeczywiście. – Podał jej wizytówkę. – Gdyby przyszło pani jeszcze coś do głowy, proszę koniecznie zadzwonić. Miłego dnia, pani Wright.
– Miłego dnia, inspektorze.
Meadows włożył czapkę. Więc szukają kobiety. Może to jednak nie ludzie Pope'a. Może po prostu dwóch typków szukających jakiejś dziewczyny. Może ta zbieżność rysopisów jest przypadkowa. Meadows nie wierzył w zbiegi okoliczności. Przejedzie się jeszcze raz do magazynu Pope'ow i popyta, czy ostatnio nie kręciła się tam jakaś kobieta.
Londyn
Catherine Blake przyjęła, że oficerom alianckim dopuszczonym do ważnych sekretów wojennych uświadomiono, jakie niebezpieczeństwo stanowią szpiedzy. Bo z jakiego innego powodu komandor porucznik Peter Jordan przykuwałby do ręki teczkę na krótki odcinek drogi dzielący go od Grosvenor Square? Założyła też, że ostrzeżono ich przed niebezpieczeństwem kontaktów z kobietami. Na początku wojny przed klubem często odwiedzanym przez brytyjskich oficerów widziała plakat. Przedstawiał on wspaniałą biuściastą blondynkę w wydekoltowanej sukni wieczorowej i oficera, który podawał jej ogień. Niżej biegł napis: „Buzia na kłódkę, ta ślicznotka ma główkę". Catherine wydawało się to strasznie głupie. Nawet jeśli istniały takie kobiety – dziwki kręcące się po klubach i na przyjęciach, polujące na plotki i tajemnice – nic o nich nie słyszała. Ale przypuszczała, że ostrzeżenia mogą wyczulić Petera Jordana na piękną kobietę, która nagle stara się przykuć jego uwagę. Poza tym był bardzo inteligentnym, przystojnym mężczyzną o znacznej pozycji. Musiał starannie sobie dobierać towarzystwo. Świadczyła o tym tamta scena w Sa- voyu. Rozgniewał się na swojego przyjaciela Shepherda Ramseya, który umówił go z młodą, głupią pannicą. Będzie musiała bardzo ostrożnie go podejść.
Właśnie dlatego stała na rogu w pobliżu Vandyke Club, trzymając w ramionach torbę z jedzeniem.
Dochodziła szósta. Londyn był spowity mrokiem zaciemnienia. Światła samochodów dawały tę odrobinę światła, dzięki której Catherine mogła zobaczyć drzwi klubu. Po kilku minutach wynurzył się z nich mężczyzna średniego wzrostu i o średniej budowie ciała. To był Peter Jordan. Zatrzymał się na chwilę, żeby zapiąć płaszcz. Jeśli będzie się trzymał ustalonego rytuału, przejdzie pieszo krótki odcinek dzielący go od domu. Jeśli od niego odstąpi i weźmie taksówkę, Catherine nie dopisze szczęście. Jutro wieczorem będzie musiała tu znowu wrócić i czekać z torbą pełną zakupów.
Jordan postawił kołnierz płaszcza i ruszył w jej stronę. Catherine Blake odczekała chwilę i nagle wyrosła tuż przed nim.
Ich zderzeniu towarzyszył trzask pękającej papierowej torby i grzechot puszek toczących się po chodniku.
– Przepraszam, nie zauważyłem pani. Proszę pozwolić sobie pomóc.
– Nie, to moja wina. Zapomniałam latarki i błąkałam się tu po omacku. Czuje się jak skończona kretynka.
– Nie, to moja wina. Próbowałem sobie udowodnić, że trafię do domu po ciemku. Proszę, tu jest latarka. Zaraz pani poświecę.
– Mógłby pan poświecić na chodnik? Zdaje się, że moje kartkowe jedzenie właśnie się toczy do Hyde Parku.
– Niech mnie pani weźmie za rękę.
– Dziękuję. A przy okazji, może już pan przestać mi świecić prosto w twarz.
– Przepraszam, ale jest pani taka…
– Jaka?
– Nic takiego. Ta torba z mąką chyba nie przeżyła.
– Nic się nie stało.
– Pomogę pani pozbierać rzeczy.
– Poradzę sobie, dziękuję.
– Nie, nalegam. I muszę pani oddać mąkę. W domu mam fury jedzenia. Problem w tym, że nie wiem, co z nim zrobić.
– To marynarka pana nie karmi?
– Skąd pani…
– Cóż, mundur i akcent pana zdradził. Zresztą, tylko amerykański oficer byłby na tyle nierozsądny, żeby specjalnie chodzić po Londynie bez latarki. Mieszkam tu od dziecka, a i tak po ciemku się gubię.
– Proszę, muszę pani oddać to, co się zniszczyło.
– Bardzo to uprzejme z pańskiej strony, ale nie musi pan. Miło było na pana wpaść.
– Tak… Tak, bardzo miło.
– Czy byłby pan tak łaskaw i wskazał, którędy do Brompton Road?
– Tędy.
Odwróciła się i ruszyła w swoją stronę.
– Chwileczkę. Mam inną propozycję. Zatrzymała się i obejrzała.
– Jaką mianowicie?
– Może zgodziłaby się pani umówić ze mną kiedyś na drinka? Zawahała się i odparła:
– Wątpię, czy mam ochotę pić z obrzydliwym Amerykaninem, który upiera się chodzić po Londynie bez latarki. Ale wygląda pan w miarę nieszkodliwie. Dlatego odpowiedź brzmi: tak.
I znowu ruszyła w swoją stronę.
– Zaraz, niech pani poczeka. Nawet nie wiem, jak się pani nazywa.
– Catherine – odparła. – Catherine Blake.
– Nie mam pani numeru telefonu! – zawołał bezradnie Jordan. Ale ona rozpłynęła się w mroku i zniknęła.
Po powrocie do domu Peter Jordan poszedł prosto do gabinetu, chwycił za słuchawkę i wykręcił numer. Przedstawił się, a miły kobiecy głos kazał mu zostać na linii. Po chwili usłyszał drugi, charakterystyczny, z angielskim akcentem. Głos mężczyzny, którego znał jako Bruma.
Kent, Anglia
Alfred Vicary żył w stanie skrajnego napięcia. Mimo olbrzymiej presji i wysiłku, który wiązał się z najnowszą sprawą, nie zaprzestał swojej podstawowej działalności – kontroli nad siatką Beckera. Brał pod uwagę prośbę o zwolnienie go z tego obowiązku do czasu, aż aresztuje szpiegów. Szybko jednak odrzucił tę myśl. Siatka Beckera od początku do końca była jego dziełem. Jej stworzenie pochłonęło niezliczone godziny pracy, a jej podtrzymanie jeszcze więcej. Będzie nadal ją kontrolować, a równocześnie będzie próbował schwycić agentów. Straszliwe obciążenie. Czuł, że prawa powieka zaczyna mu drgać tak samo jak w czasie końcowych egzaminów w Cambridge; dostrzegał u siebie pierwsze objawy wyczerpania nerwowego.
Przepiórka – pod tym pseudonimem krył się zdemoralizowany kierowca ciężarówki, którego trasa – tak się składało – często wiodła przez zastrzeżone wojskowe obszary w Suffolk, Kencie i wschodnim Sussex. Jego poglądy były zgodne z poglądami sir Oswalda Mosleya, angielskiego faszysty, a zarobione na szpiegostwie pieniądze przepuszczał na dziwki. Czasem w drogę zabierał dziewczynę, żeby go zaspokajała w trakcie podróży. Lubił Karla Beckera, gdyż Becker zawsze trzymał w zapasie jakąś młodą panienkę i chętnie się nią dzielił, nawet z kimś takim jak Przepiórka.
Ale Przepiórka istniał tylko w wyobraźni Vicary'ego, na falach radiowych oraz w umysłach niemieckich oficerów wywiadu w Hamburgu. Ostatnie zdjęcia, jakie Luftwaffe zrobiła nad południowo- wschodnią Anglią, świadczyły o jakimś ożywieniu na tym terenie, Berlin więc nakazał Beckerowi sprawdzić, co się tam dzieje, i za tydzień przekazać raport. Becker zlecił to Przepiórce – a właściwie zrobił to za niego Vicary. Właśnie na tę okazję profesor czekał – żeby Abwehra sama poprosiła o fałszywe informacje o erzacu Pierwszej Grupy Armii Stanów Zjednoczonych rozbijającej się na południowym wschodzie Anglii.
Читать дальше