A teraz, czy jestem już stary? Czy wciąż pamiętam, jak się walczy?
Nie znał odpowiedzi na to pytanie, ale był zupełnie pewien, że pozna ją podczas najbliższych dni.
Megan, Karen i Lauren zdjęły płaszcze i udały się do kuchni. Dziewczęta narzekały, że jest zimno, zastanawiały się, czy wkrótce spadnie śnieg. Postanowiły napić się gorącej czekolady. Megan poczuła ukłucie w serce, kiedy pomyślała, że Tommy tak lubi ten napój. Przystanęła by sprawdzić, że słuchawka leży na miejscu, na wypadek gdyby Duncan zechciał zadzwonić. Zerknęła na zegarek i zorientowała się, że wkrótce będzie w domu. Próbowała odprężyć się, ale nie mogła.
Tommy powinien być tutaj, pomyślała. Już od tylu godzin nie mogę go przytulić.
– Mamo! Chcesz filiżankę? – zawołała Lauren.
– Jest pyszna – dodała Karen.
Megan nie była pewna, jak zabrzmi jej głos, ale przełknęła ślinę i odparła:
– Jasne. Czemu nie?
W momencie kiedy Karen podawała matce czekoladę, zabrzęczał telefon.
– To nasza linia – uprzedziła Karen. – Ja odbiorę.
Podeszła do aparatu ściennego, przycisnęła guzik i podniosła słuchawkę.
– Halo – odezwała się. – Tu Lauren.
– A gdzie jest twoja równie piękna siostra? – zapytała Olivia Barrow bez żadnego wstępu.
Przez moment Lauren nie mogła złapać oddechu. Wiedziała, kto to jest, ale zmusiła się, żeby odpowiedzieć.
– Jest tu obok. Przepraszam, kto mówi?
Megan zobaczyła, że twarz córki nagle pobladła i upuściła filiżankę. Brzęk szkła/jednak zginął w nagłym zamęcie uczuć. Czekolada rozlała się na podłodze, nikt jednak nie zwrócił na to uwagi.
Karen wahała się przez chwilę, ręka z filiżanką zastygła w połowie drogi między stolikiem a ustami, po chwili szepnęła do Lauren: – Idę! – i rzuciła się do korytarza, chwytając słuchawkę z widełek.
– Kto mówi? – rzuciła ostro.
– Ach – odezwała Olivia. – Jakbym słyszała głos twojego ojca. Jego ton, jego modulację. Czy i pod innymi względami też jesteś do niego podobna?
Karen nie odpowiedziała, pokiwała tylko głową.
– Czego pani od nas chce? – zapytała Lauren. Ze wszystkich sił próbowała opanować drżenie głosu. Błędnym wzrokiem popatrzyła na matkę, potem na siostrę.
– Chciałam tylko usłyszeć wasze głosy – odparła Olivia. – Musiałam wiedzieć, jak brzmią.
Karen nie była w stanie dłużej kontrolować się.
– Masz ich oddać! – Była bliska krzyku. Jej głos był o oktawę wyższy niż zazwyczaj. – Chcemy, żeby tu byli. Chcemy, żeby tu byli.
Olivia roześmiała się.
– Wszystko w swoim czasie, dziecinko. W swoim czasie. Czyż nie tak powinna powiedzieć zła czarownica?
Słysząc siłę w donośnym żądaniu córki Megan poczuła, że ogarnia ją wściekłość. Odebrała słuchawkę z rąk Lauren.
– Jestem tutaj, do cholery.
– O, Megan, jak miło cię znowu słyszeć.
– O co chodzi, Olivio?
– No wiesz, minęło tyle czasu i tyle o tobie myślałam. Podobno zrobiła się z ciebie doskonała, podmiejska gospocha. Zawsze miałaś wypisane to na czole.
– O co ci chodzi, Olivio?
– Sporo czasu spędziłam na pogawędkach z twoim kochasiem, mogłaś pomyśleć, że cię ignoruję. Ale to taki sympatyczny facet. Wszystko, co robi, jest takie sympatyczne.
– Proszę, Olivio. Dlaczego robisz to wszystko?
– A ja myślałam, że macie w tej sprawie całkowitą jasność. Megan zamilkła na chwilę.
– Sądzisz, że mszcząc się poczujesz się lepiej? Że dręcząc nas odzyskasz te wszystkie lata? Naprawdę myślisz, że przywróci ci to spokój?
Słowa, które wyrwały jej się z gardła, zdumiały ją samą. Lauren cofnęła się nieco patrząc na matkę dziwnym wzrokiem. Krzyknęła cicho, zaciśniętą pięścią pogroziła w powietrzu, po czym rzuciła się do biblioteki na parterze, żeby podnieść słuchawkę stojącego tam telefonu. Pytania Megan zbiły Olivię z tropu, tak że odparła dopiero po chwili wahania:
– Może masz rację. Może zemsta jest głupim i nieadekwatnym sposobem na to… – nagle zachichotała -…ale z pewnością bije na głowę wszystkie pozostałe.
Zaśmiała się głośniej, a Megan tylko z trudem przełknęła ślinę. Przez długą chwilę narastała cisza, wreszcie przerwała ją Olivia.
– Wyszłaś z tego bez szwanku, co? Twoje życie nie zostało naruszone. Bez kłopotów, bez zadrapań. Twoje życie nie zostało złamane, zwichnięte, rozbite czy okaleczone, prawda? Uciekłaś i wszystko uszło ci płazem, jak w dziecinnej zabawie. Tyle że to nie była zabawa, mam rację?
– Masz.
– A ja jestem jedyną osobą, która pozostała prawdziwa – ciągnęła Olivia. – Jedyną, która nigdy się nie zachwiała. A zobacz, co dzisiaj mamy. Rząd, który nie przestrzega praw. Naród, który pozwala ludziom obłąkanym i głodnym wałęsać się po ulicach. Zdobywanie pieniędzy stało się religią. A getta są tak samo straszne jak dwadzieścia lat temu. Zrobiliście kawał piekielnej roboty doprowadzając do takich zmian społecznych. Piekielnej roboty, Megan. A ty stałaś się jedną z tych zadowolonych z siebie, jak ja to nazywam, podmiejskich dziwek.
Megan chciała zaprotestować, ale się powstrzymała.
– Myślisz, że we mnie tkwi zło i występek – mówiła Olivia. – Ale to nieprawda. Nic się nie zmieniło, Megan, i nie zmieni. To co dla jednych jest zaangażowaniem, dla innych może być przestępstwem.
– Proszę – odezwała się Megan. – Zwróć ich nam.
– Więc wywalczcie ich sobie – odpowiedziała Olivia. – Jeśli macie dość odwagi. – A potem dodała: – Albo wykupcie ich. Ludzie teraz myślą w takich kategoriach, nieprawdaż? Wszystko ma swoją cenę. Zapłaćcie za nich. Na ile was stać?
– Tyle, ile trzeba.
Olivia nie odpowiedziała.
– Czego ty właściwie chcesz? – zapytała po chwili Megan.
– Już ci powiedziałam. Chciałam usłyszeć twój głos. I głosy bliźniaczek.
– Już usłyszałaś. Czego chcesz jeszcze?
– Przekazać krótką wiadomość.
– Więc przekaż ją mnie. Już pokazałaś, że potrafisz straszyć starców i dzieci. A moje córki zostaw w spokoju!
Zdumiała ją własna porywczość. Także Olivia wydała się zaskoczona.
Pozwoliła, by cisza w słuchawce trwała przez chwilę, po czym spokojnie i dobitnie odpowiedziała:
– Terror jest najsłuszniejszym przejawem gniewu. Potwierdza się to wciąż na nowo.
– Wobec starców i dzieci – powtórzyła Megan.
– A dlaczegóż nie miałoby ich to dotyczyć? – gwałtownie stwierdziła Olivia. – Czy rzeczywiście są tacy niewinni?
Megan milczała, lecz w próżnię tę wdarła się Karen.
– Są! Oni nigdy nie skrzywdzili nikogo!
– Karen! – krzyknęła Megan, która zdążyła zapomnieć, że słuchają ich obie dziewczynki. – Natychmiast wyłącz się! Ja…
– Nie, nie! Pozwól im zostać – zaprotestowała Olivia. – One też powinny to słyszeć. Czy Lauren też jest tutaj?
– Tak – odezwał się głos młodszej córki. Wydawał się nieco słabszy niż głos siostry. – Jestem tutaj.
Megan już miała się wtrącić, ale pohamowała się. Olivia głęboko zaczerpnęła powietrza i zadała pytanie:
– A jak Duncanowi idą sprawy?
– Zgodnie z planem – odparła Megan szybko.
– Świetnie. Zawsze najmądrzej jest trzymać się harmonogramu – powiedziała Olivia. – Nie ma wtedy miejsca na wpadki.
– Zrobi to, co do niego należy.
– Wiem. Przynajmniej sądzę, że zrobi. Ale musisz przyznać, że po moich doświadczeniach z Duncanem nie mogę mieć z góry co do tego pewności. – Roześmiała się gorzko. – Zwłaszcza jeśli w grę wchodzą banki.
Читать дальше