– Jak tam, mały? Czujemy się lepiej? Tommy skinął głową.
– Potrzeba ci czegoś? Jesteś głodny? Może chcesz pić? Tommy ponownie skinął głową.
– Przygotowałem kolację. Zaraz podam.
Lewis zniknął z pola widzenia. Tommy spojrzał na dziadka.
– Już mi lepiej – powiedział. – Przepraszam, dziadku. Coś na mnie naszło.
– Nie przejmuj się tym – odparł sędzia.
– Bolą mnie dłonie.
– Pokaleczyłeś je, gdy waliłeś w drzwi.
– Naprawdę waliłem? Sędzia przytaknął.
Tommy uniósł ręce, by się im lepiej przyjrzeć.
– Nie jest tak źle – powiedział. – Są tylko trochę podrapane. Bill Lewis wszedł trzymając przed sobą tacę.
– Zrobiłem potrawkę. Wprawdzie z puszki, ale smakuje całkiem nieźle. Niestety, chłopcze, kiepski ze mnie kucharz. Ale przyniosłem też wodę mineralną. I aspirynę, na wypadek gdyby dłonie cię bolały.
– Dziękuję – odpowiedział Tommy. – Jestem już głodny.
– Pan też, sędzio, powinien podjeść. Zostanę i pomogę chłopcu, gdyby miał jakieś trudności.
Lewis usiadł na krawędzi łóżka, zajmując miejsce Pearsona. Sędzia patrzył chwilę, jak Tommy zmiata potrawkę i sam zabrał się do jedzenia. Zdał sobie nagle sprawę, że jest wściekle głodny i także zaczął pałaszować.
– Spokojnie, Tommy – odezwał się Lewis. – Jest jeszcze pieczywo i masło. I mam coś dla ciebie na deser. Masz ochotę na chrupki czekoladowe?
– Tak, dziękuję.
Tommy zastanawiał się przez chwilę.
– Nie wiem, jak się nazywasz – rzekł w końcu.
– Mów na mnie Bill.
– Dziękuję, Bill.
– Nie ma sprawy.
– Bill?
– Tak?
– Czy wiesz, kiedy wrócimy do domu? Sędzia zesztywniał, myśląc: Nie teraz! Ale Bill Lewis tylko się uśmiechnął.
– Masz już dosyć, co? Tommy przytaknął.
– Nie dziwię się. Kiedyś, wiele lat temu, musiałem spędzić w zamknięciu cały miesiąc. Bałem się wyjść, nawet poruszyć. To naprawdę było okropne.
– Czemu?
– Widzisz… – Lewis zawahał się, potem pomyślał: A co mi tam… – Byłem pewny, że gliny depczą mi po piętach – musiałem czekać, aż mi pomogą pewni ludzie. Byłem w podziemiu. Kapujesz, co to znaczy?
– Jak kret?
Lewis wybuchnął śmiechem.
– Niezupełnie. Po prostu ukrywałem się.
– Rozumiem – odparł Tommy – czy my też jesteśmy teraz w podziemiu?
– Coś w tym stylu.
– I złapali cię? – spytał Tommy. Lewis uśmiechnął się błyskając zębami.
– Nic z tego, zawsze ich wyprzedzałem o krok. Pewnie po jakimś czasie dali za wygraną. Tak przynajmniej sądziłem. Po paru latach przestałem się tym przejmować.
– Kiedy to było? – zapytał sędzia.
– W latach sześćdziesiątych – odpowiedział Lewis machinalnie.
– Może wszystko mu opowiesz? – zabrzmiał szorstki głos Olivii.
Jej głos rozbił powietrze jak taflę szkła, niszcząc chwilę spokoju, przywracając atmosferę napięcia. Stała w drzwiach, wpatrując się w Billa Lewisa, obracając w dłoni rewolwer.
Lewis zerwał się na nogi.
– Niczego nie wygadałem. Niczego, czego sami nie mogliby się domyślić.
– Jasne – odwarknęła. Lewis spojrzał na Tommy'ego.
– Głupio wyszło, mały.
– Nie szkodzi – odparł Tommy. – Dziękuję za kolację.
– Schowaj sobie chrupki na później.
– Dzięki.
Lewis zebrał nakrycia na tacę i przemknął obok Olivii, która obdarzyła go przenikliwym spojrzeniem. Sama pozostała w miejscu, wpatrując się w sędziego.
– To człowiek miotany emocjami – powiedziała po chwili. – Bardzo zmienny. Zdolny do niezwykłej delikatności w jednej chwili – przerwała – albo brutalnego gwałtu w drugiej. Proszę mieć na uwadze jego chwiejność psychiczną, kiedy będziecie z nim przebywać – nie chciałabym, żeby wydarzyło się coś nieprzyjemnego.
Sędzia Pearson skinął głową.
– Może powinnam następnym razem wysłać z jedzeniem Ramona. On bardzo lubi małe dzieci, sędzio. Wprawdzie nie w taki sposób, do jakiego jest pan przyzwyczajony.
Sędzia nie odezwał się słowem.
Olivia przeszła przez pokój i stanęła nad Tommym.
– Chłopcy w tym wieku są niezwykle rozbrajający – powiedziała. – Ubóstwia się ich albo dostaje szału ze złości.
– Czy ma pani dzieci? – spytał łagodnie sędzia. Gdybyś miała, rzekł do siebie w myśli, nigdy byś tak nie postąpiła z moim wnukiem.
Olivia roześmiała się.
– Ależ skąd. Więzienie nie jest najlepszym miejscem na rodzenie dzieci. Tam rodzą się jedynie plany ucieczek, nienawiść i żądza zemsty. To właśnie są moje dzieci.
– Jest pani bardzo zgorzkniała – powiedział sędzia.
– Oczywiście, że jestem. – Ponownie się roześmiała. – Mam ku temu doskonałe powody.
– Jakie?
– Teraz mnie pan wypytuje? – Uśmiechnęła się. Sędzia nie odpowiedział.
Olivia wzruszyła ramionami.
– Zresztą, czemu nie? – stwierdziła. – Czy nie zastanawiało pana, czemu nie próbowaliśmy się zamaskować?
– Rzeczywiście, od początku nie dawało mi to spokoju.
– Na pewno prowadził pan sprawy porwań czy wymuszeń, kiedy był pan czynny zawodowo.
– Owszem, chociaż takiej sprawy – nie.
– No właśnie, tego się spodziewałam. Widzi pan, tu właśnie tkwi sedno, jeden drobny szczegół, który umożliwia mi działanie.
– Nie rozumiem.
– Chodzi o pana córkę i zięcia. – Wahała się przez moment.
– Co pan wie o nich?
– Jak to co? Są moimi…
– Czy pan wie, co robili osiemnaście lat temu?
Sędzia Pearson zastanowił się – był wtedy rok 1968. Wtedy byłem młodszy i sprawniejszy. Moja żona żyła, martwiliśmy się o oboje. Nie mieliśmy pojęcia, czym się zajmują, jakie mają plany. Zresztą, nie zwierzyliby się nam. Byłem zbyt surowy i zasadniczy – mogliśmy tylko czekać. Na co? Trwała wojna, znienawidzona przez nas wszystkich. Wybuchały zamieszki, młodzi nosili długie włosy, buntowali się przeciw wszystkiemu, to była część ich życia. Ja prowadziłem sprawy sądowe, byłem częścią systemu, który chcieli obalić. Pamiętał liczne potyczki z Duncanem – argumenty, które niemal wywietrzały mu już z pamięci, wyblakły w ciągu miesięcy spokoju, gdy przenieśli się na Wybrzeże. Potem nastąpiła odmiana i wszystko się zmieniło. Pamiętał nieoczekiwany nocny powrót Megan i Duncana do Greenfield. Córka była wtedy w ciąży z bliźniaczkami. To było jak cud. Straciliśmy ich, a potem nagle powrócili do domu – wszystkie nasze troski rozwiały się w ciągu jednej nocy. Potrzebowali naszej pomocy, by zacząć nowe życie, właśnie tu, w Greenfield. Skończyły się szalone tyrady polityczne, oskarżenia systemu i zgniłego społeczeństwa. Nigdy nie zadawaliśmy pytań – cieszyliśmy się, że wrócili. A potem, gdy przyszły na świat bliźniaczki, wszystko jakby zaczęło się od nowa, znów byliśmy rodziną, wolną od gniewu i wyrzutów.
– Czy wie pan, co robili w 1968 roku? – powtórnie spytała Olivia, tym razem z większym naciskiem.
– Nie wiem, o co pani chodzi. Megan ukończyła szkołę plastyczną i pojechała do Kalifornii do Duncana, który robił magisterium w Berkeley. Po prostu mieszkali razem… pamiętam tylko tyle.
Olivia prychnęła.
– I nie zajmowali się polityką? – spytała sarkastycznie.
– Duncan był aktywistą w ruchu antywojennym, protestował przeciw poborowi do wojska. Działał w ruchu studenckim na uniwersytecie Kolumbia i pewnie brał udział w demonstracjach. O ile sobie przypominam, był luźno związany z grupą Weathermana. Ale wkrótce ich opuścił. Wyłączył się po powrocie na wschód.
Читать дальше