Hayley wciąż spała. Z ramionami rozrzuconymi na poduszkach przypominała aniołka z rozpostartymi skrzydłami. Maggie wkładała bluzę i spodnie od dresu, które miała jeszcze od czasów naszego małżeństwa. Przekroczyłem próg i podszedłem do niej.
– Wyjdę i wrócę za jakiś czas – szepnąłem.
– Co? – odburknęła ze złością. – Mieliśmy przecież pojechać po samochód.
– Mówiłaś, że nie chcesz, żeby mnie zobaczyła, kiedy się obudzi.
Wyjdę, wypiję gdzieś kawę i wrócę za godzinę. Potem razem pojedziemy po samochód i podrzucę Hayley do szkoły. Mógłbym ją nawet odebrać, jeśli chcesz. Mam dzisiaj wolne.
– Tak po prostu? Zamierzasz zacząć wozić ją do szkoły?
– To moja córka. Nie pamiętasz, co ci wczoraj mówiłem?
Lekko wysunęła szczękę, a ja z doświadczenia wiedziałem, że to ostrzeżenie przed atakiem ciężkiej artylerii. Maggie wrzuciła wyższy bieg.
– No tak, ale sądziłam, że tylko tak mówisz – odparła.
– To znaczy?
– Myślałam, że próbujesz coś ze mnie wydobyć o swojej sprawie albo po prostu zaciągnąć mnie do łóżka. Nie wiem.
Zaśmiałem się, z niedowierzaniem kręcąc głową. Wszystkie fantazje, jakie jeszcze wczoraj snułem, prysły w jednej chwili.
– To nie ja zaprowadziłem cię do sypialni – zauważyłem.
– Ach, czyli chodziło tylko o sprawę. Chciałeś sprawdzić, co wiem.
Przez dłuższą chwilę przyglądałem się jej bez słowa.
– Nie dam rady z tobą wygrać, co?
– Na pewno nie, kiedy próbujesz mnie podejść i zachowujesz się jak adwokat.
Ilekroć dochodziło między nami do słownych potyczek, Maggie zawsze była górą. Prawdę mówiąc, cieszyłem się w duchu, że na gruncie zawodowym występował między nami konflikt interesów i nie musiałem stawać z nią w szranki podczas procesu. Po kilku latach pewni ludzie – w większości obrońcy, którzy polegli z jej ręki, zaczęli utrzymywać, że był to główny powód, dla którego się z nią ożeniłem. Żeby uniknąć spotkania z nią oko w oko w sądzie.
– Wiesz co – powiedziałem. – Wrócę za godzinę. Jeżeli chcesz, żeby cię podwieźć do samochodu, którym nie mogłaś wczoraj wrócić, bo byłaś zbyt pijana, bądź gotowa. I przygotuj Hayley.
– Nie trzeba. Weźmiemy taksówkę.
– Podwiozę was.
– Nie, weźmiemy taksówkę. I mów trochę ciszej.
Spojrzałem na córkę, która wciąż spała, mimo że jej rodzice toczyli zażarty słowny pojedynek.
– A Hayley? Chcesz, żebym ją zabrał jutro czy w niedzielę?
– Nie wiem. Zadzwoń jutro.
– W porządku. Do widzenia.
Zostawiłem ją w sypialni i wyszedłem z mieszkania. Musiałem przejść kawałek, żeby dotrzeć do lincolna, który stał krzywo zaparkowany przy Dickens. Za wycieraczką tkwił mandat z informacją, że zostałem ukarany za zaparkowanie za blisko hydrantu. Wsiadłem do samochodu, ciskając mandat na tylne siedzenie. Postanowiłem zająć się tym, kiedy następnym razem będę siedział z tyłu. Nie zamierzałem wzorem Louisa Rouleta dopuścić, żeby za mandaty wydano nakaz egzekucji. W okręgu było pełno gliniarzy, którzy z radością wciągnęliby mnie do rejestru.
Kłótnie zawsze wzmagały mój apetyt i zorientowałem się, że umieram z głodu. Dotarłem do Ventura i skierowałem się w stronę Studio City. Było wcześnie, zwłaszcza jak na poranek po świętym Patryku, i zdążyłem zająć miejsce w „Dupar's” przy Laurel Canyon Boulevard, zanim zrobiło się tłoczno. Usiadłem w głębi sali i zamówiłem małą porcję naleśników i kawę. Próbując zapomnieć o Maggie McPershing, otworzyłem aktówkę i wyciągnąłem notatnik oraz akta Rouleta.
Zanim zagłębiłem się w dokumentach, zadzwoniłem do Raula Levina do Glendale, budząc go.
– Znalazłem ci coś do roboty – oznajmiłem.
– To coś nie może zaczekać do poniedziałku? Parę godzin temu wróciłem do domu. Chciałem dzisiaj zacząć długi weekend.
– Nie, to nie może czekać. Jesteś mi coś winien za wczoraj. Poza tym żaden z ciebie Irlandczyk. Chcę, żebyś mi kogoś prześwietlił.
– Dobra, zaczekaj chwilę.
Odłożył słuchawkę, szukając zapewne kartki i długopisu.
– Mów.
– Siódmego przed sądem zaraz po Roulecie stawał niejaki Corliss. Był w pierwszej grupie i razem siedzieli w celi. Teraz próbuje kapować na Rouleta i chcę wiedzieć o nim wszystko, żeby dobrać mu się do tyłka.
– Znasz imię?
– Nie. Nie wiem nawet, czy jeszcze siedzi.
– Dzięki za pomoc. Co niby Roulet miał mu powiedzieć?
– Że pobił dziwkę, bo sobie na to zasłużyła. Mniej więcej.
– Dobra, co jeszcze o nim wiesz?
– Nic, poza tym, że podobno nie pierwszy raz kapuje. Dowiedz się, co sypnął w przeszłości, może da się to jakoś wykorzystać. Szukaj wszędzie, gdzie się da. Prokuratura zwykle nie grzebie im w papierach, bo się boi, że znajdzie jakiś smród. Wolą o niczym nie wiedzieć.
– W porządku, biorę się do roboty.
– Daj znać, kiedy coś będziesz wiedział.
Gdy zamykałem telefon, kelnerka właśnie przyniosła naleśniki, polałem je obficie syropem klonowym i zacząłem jeść, przeglądając równocześnie zawartość teczki z dowodami oskarżenia.
Raport z analizy broni okazał się jedyną niespodzianką. Resztę, z wyjątkiem kolorowych zdjęć, znałem już z teczki Levina.
Zajrzałem do zebranych przez niego dokumentów. Jak można się spodziewać po prywatnym detektywie, Levin naszpikował teczkę wszystkimi szczegółami, do jakich udało mu się dotrzeć, łącznie z kopiami mandatów i wezwań za przekroczenie szybkości i złe parkowanie, jakie Roulet zgromadził i zlekceważył w ostatnich latach.
Zdenerwowała mnie trochę ta skrupulatność, bo musiałem przekopać się przez masę śmieci, zanim dostałem się do rzeczy istotnych dla obrony Rouleta.
Kończyłem już lekturę, gdy przy stoliku stanęła kelnerka z dzbankiem kawy, zamierzając ponownie napełnić mój kubek. Odsunęła się raptownie na widok okaleczonej twarzy Reggie Campo na kolorowej fotografii, którą położyłem obok papierów.
– Przepraszam – powiedziałem.
Zasłoniłem zdjęcie teczką i dałem jej znak, żeby podeszła.
Z ociąganiem wróciła i dolała mi kawy.
– Praca – wyjaśniłem ogólnikowo. – Wcale nie chcę zrobić pani czegoś podobnego.
– Mam tylko nadzieję, że złapie pan gnojka, który jej to zrobił.
Skinąłem głową. Wzięła mnie za glinę. Pewnie dlatego, że nie goliłem się od dwudziestu czterech godzin.
– Pracuję nad tym – odrzekłem.
Gdy odeszła, wróciłem do dokumentów. Wysuwając spod teczki zdjęcie Reggie Campo, najpierw zobaczyłem nieuszkodzoną połowę jej twarzy. Lewą. Coś mnie zastanowiło i przyjrzałem się fotografii, skupiając się wyłącznie na lewej stronie twarzy. Jej widok znów wydał mi się dziwnie znajomy. Ale teraz też nie potrafiłem odgadnąć dlaczego. Wiedziałem tylko, że ta kobieta jest podobna do kogoś, kogo znałem lub przynajmniej kiedyś zobaczyłem.
Wiedziałem też, że będę się tym dręczyć, dopóki nie ustalę, kogo mi przypomina. Zastanawiałem się, popijając kawę i bębniąc palcami w stolik, aż wreszcie postanowiłem przeprowadzić eksperyment, złożyłem zdjęcie na pół w ten sposób, że jedna strona ukazywała okaleczoną połowę twarzy Reggie Campo, a druga zdrową. Wsunąłem fotografię do wewnętrznej kieszeni marynarki i wstałem.
W toalecie nie było nikogo. Szybko podszedłem do umywalki i wyciągnąłem zdjęcie. Pochyliłem się i przytknąłem je do lustra stroną z nieuszkodzoną częścią twarzy Reggie Campo. Powstał obraz całej nieuszkodzonej twarzy. Wpatrywałem się w nią długo i w końcu rozwiązałem zagadkę.
Читать дальше