– Tak myślałem, że cię tu spotkam! – krzyknął mi Gillen do ucha.
– Dzięki, Trójnóg – odrzekłem. – Będę miał na rachunek.
Wybuchnął śmiechem. Spojrzałem w tłum, szukając swojej byłej żony.
– Zawsze możesz na mnie liczyć – oświadczył.
Klepnął mnie w ramię, a ja przecisnąłem się obok niego i brnąłem dalej przez tłum. Wreszcie odnalazłem Maggie w ostatnim boksie. Przy stoliku siedziało sześć kobiet – prokuratorek i sekretarek pracujących w Van Nuys. Większość znałem przynajmniej z widzenia, ale znalazłem się w dość niezręcznej sytuacji, ponieważ musiałem stać i przekrzykiwać muzykę i gwar. Poza tym wszystkie reprezentowały prokuraturę i uważały, że jako adwokat działam w zmowie z diabłem. Na stoliku stały dwa dzbanki guinnessa, z których jeden był pełen. Nie miałem jednak żadnych szans przepchnąć się do baru po czystą szklankę. Maggie zorientowała się w moim położeniu i zaoferowała mi swoją szklankę.
– Nie ma sprawy! – krzyknęła. – Kiedyś już i tak mieszaliśmy ślinę.
Uśmiechnąłem się, odgadując, że to nie pierwsze dwa dzbanki.
Pociągnąłem spory łyk. Piwo smakowało wspaniale. Guinness zawsze dodawał mi sił.
Maggie siedziała pośrodku kanapy z lewej strony, między dwiema młodymi prokuratorkami, o których wiedziałem, że wzięła je pod swoje skrzydła. W Van Nuys większość młodych dziewczyn szukała wsparcia mojej byłej żony, ponieważ szef, Smithson, zwykle otaczał się ludźmi w rodzaju Mintona.
Ciągle stojąc, uniosłem piwo w toaście, ale Maggie nie mogła mi odpowiedzieć tym samym, bo zabrałem jej szklankę. Podniosła więc dzbanek.
– Zdrówko!
Nie posunęła się jednak do tego, by pić prosto z dzbanka. Odstawiła go i szepnęła coś na ucho siedzącej obok koleżance. Kobieta wstała, żeby wypuścić Maggie. Moja była żona cmoknęła mnie w policzek, oświadczając:
– W takich sytuacjach damie zawsze jest łatwiej zdobyć szklankę.
– Zwłaszcza pięknej damie – odrzekłem.
Posłała mi jedno ze swoich znaczących spojrzeń i odwróciła się w stronę nieprzebranego tłumu, jaki oddzielał nas od baru. Gwizdnęła przeraźliwie, zwracając na siebie uwagę czystej krwi Irlandczyka, który lał piwo z beczki i potrafił narysować w gęstej pianie harfę, anioła czy nagą kobietę.
– Jedną dużą szklankę! – krzyknęła.
Barman musiał czytać z ruchu jej warg. Po chwili szklanka, podawana z rąk do rąk, popłynęła w naszą stronę jak widz niesiony nad głowami publiczności na koncercie Pearl Jam. Maggie napełniła ją piwem ze świeżego dzbanka i trąciliśmy się szklankami.
– No – powiedziała. – Lepiej się czujesz, niż kiedy się dzisiaj widzieliśmy?
Skinąłem głową.
– Trochę.
– Dostałeś w kość od Mintona?
Znów przytaknąłem.
„ Od niego i od glin.
– Chodzi o tego Corlissa? Mówiłam im, że chrzani od rzeczy. Jak wszyscy zresztą.
Nie odpowiedziałem, starając się zachowywać, jakby informacja o tajemniczym Corlissie nie była dla mnie żadną nowością. Pociągnąłem duży łyk piwa.
– Chyba nie powinnam o tym mówić – dodała. – Ale moje zdanie i tak nie ma znaczenia. Jeżeli Minton jest na tyle głupi, żeby go wykorzystać, to na pewno go unieszkodliwisz.
Przypuszczałem, że mówi o jakimś świadku. Ale w teczce z dowodami oskarżenia nie znalazłem żadnej wzmianki o świadku, który nazywał się Corliss. Biorąc pod uwagę fakt, że Maggie mu nie ufała, doszedłem do wniosku, że to kapuś. Najprawdopodobniej kapuś z aresztu.
– Skąd o nim wiesz? – spytałem wreszcie. – Minton o nim z tobą rozmawiał?
– Nie, sama go wysłałam do Mintona. Wszystko jedno, co o nim myślę, ale miałam obowiązek odesłać go do prokuratora prowadzącego sprawę i to Minton będzie go oceniał.
– Ale dlaczego zgłosił się do ciebie?
Zmarszczyła brwi, ponieważ odpowiedź była dla niej oczywista.
– Bo byłam na pierwszym posiedzeniu. A on siedział w zagrodzie. Myślał, że ciągle prowadzę sprawę.
Zrozumiałem. Corliss był na C. Rouleta wywołano na początku, poza porządkiem alfabetycznym. Corliss musiał być w grupie aresztantów, którą razem z nim wprowadzono na salę. Widział, jak spierałem się z Maggie o kaucję Rouleta. Dlatego sądził, że Maggie nadal jest oskarżycielem w sprawie. Zapewne zadzwonił do niej z donosem.
– Kiedy się do ciebie zgłosił? – spytałem.
– I tak powiedziałam ci za dużo, Haller. Nie zamierzam…
– Po prostu powiedz, kiedy dzwonił. Posiedzenie było w poniedziałek, czyli co – jeszcze tego samego dnia?
Gazety i telewizja milczały o sprawie. Ciekawiło mnie, skąd Corliss zdobył informację, którą próbował sprzedać prokuraturze. Musiałem wyjść z założenia, że nie pochodziła od Rouleta. Byłem pewien, że udało mi się go skutecznie nastraszyć, aby nie odzywał się do nikogo w celi. Skoro źródłem nie mogły być media, Corliss mógł coś zapamiętać z sądu, kiedy przedstawiano zarzuty, a Maggie i ja kłóciliśmy się o kaucję.
Uznałem, że to wystarczyło. Maggie bardzo drobiazgowo opisywała obrażenia Reggie Campo, próbując przekonać sędziego, by nie zgodził się na zwolnienie Rouleta za kaucją. Jeśli Corliss był wtedy na sali, musiał zostać wtajemniczony w szczegóły sprawy, na podstawie których złożył donos. Wystarczy dodać fakt, że przebywał w jednej celi z Rouletem, i mamy kapusia.
– Tak, dzwonił w poniedziałek – przyznała w końcu Maggie.
– Dlaczego uznałaś, że chrzani od rzeczy? Przecież już wcześniej kapował, nie? Jest zawodowcem.
Maggie zorientowała się, że próbuję ją ciągnąć za język. Pokręciła głową.
– Na pewno dowiesz się wszystkiego przy okazji ujawnienia dowodów. Nie moglibyśmy po prostu w spokoju napić się piwa? Za godzinę muszę wyjść.
Skinąłem głową, ale chciałem wiedzieć więcej.
– Wiesz co? – powiedziałem. – Chyba masz dość guinnessa jak na jedno święto Patryka. Co ty na to, żebyśmy skoczyli coś zjeść?
– Dlaczego? Żebyś mnie dalej wypytywał o sprawę?
– Nie, żebyśmy mogli porozmawiać o naszej córce.
Podejrzliwie zmrużyła oczy.
– Coś się stało?
– O ile wiem, nic. Ale chciałem o niej z tobą porozmawiać.
– Dokąd chcesz mnie zabrać na kolację?
Wymieniłem nazwę drogiej restauracji włoskiej na Ventura w Sherman Oaks i jej oczy natychmiast się rozświetliły. Chodziliśmy tam z okazji naszych rocznic i aby uczcić poczęcie Hayley. Nasze mieszkanie, które do dziś należało do Maggie, było kilka przecznic dalej, na Dickens.
– Myślisz, że zdążymy w godzinę? – spytała.
– Tak, jeżeli wyjdziemy od razu i zamówimy, nie czytając menu.
– Zgoda. Tylko się pożegnam.
– Pojedziemy moim wozem.
Okazało się, że to dobry pomysł, bo Maggie niezbyt pewnie trzymała się na nogach. Musiałem ją podtrzymywać, kiedy szliśmy do lincolna, a potem pomóc jej wsiąść.
Ruszyliśmy na południe Van Nuys w kierunku Ventura. Po chwili Maggie sięgnęła na siedzenie i wyciągnęła uwierające ją pudełko z płytą CD. Płyta należała do Earla. Kiedy byłem w sądzie, słuchał muzyki z odtwarzacza w samochodzie. Dzięki temu oszczędzał baterie iPoda. Była to płyta rapera dirty south, Ludacrisa.
– Nic dziwnego, że tak mi było niewygodnie – powiedziała. – Tego słuchasz, kiedy kursujesz między sądami?
– Nie, to płyta Earla. On ostatnio mnie wozi. Ludacris raczej nie jest w moim guście. Wolę raczej oldskulowe kawałki. Tupać, Dre i tak dalej.
Parsknęła śmiechem, sądząc, że żartuję. Po kilku minutach wjechaliśmy w wąską alejkę prowadzącą do restauracji. Obsługa parkingu zabrała samochód i weszliśmy do środka. Szefowa sali poznała nas i zachowywała się, jakby od naszej ostatniej wizyty upłynęły najwyżej dwa tygodnie. Prawdopodobnie każde z nas odwiedziło ostatnio restaurację, ale w towarzystwie innego partnera. poprosiłem o butelkę singe shiraz i nie zaglądając do menu, zamówiliśmy pastę. Zrezygnowaliśmy z sałatek i przystawek, polecając kelnerowi, żeby przyniósł jedzenie jak najszybciej. Gdy zniknął, spojrzałem na zegarek. Zostało nam jeszcze czterdzieści pięć minut, mnóstwo czasu.
Читать дальше