– Sądzisz, że nie żyją? Zamordowane?
– Morderca działał w latach pięćdziesiątych i może w sześćdziesiątych. I w jakiś sposób był powiązany z Harriet Vanger. Przejrzałem stare numery „Hedestads-Kuriren". Jedynym brutalnym przestępstwem w okolicach Hedestad było morderstwo Rebeki. Chciałbym, żebyś sprawdziła resztę Szwecji.
Lisbeth trwała w głuchym milczeniu tak długo, że Mikael zaczął się wiercić. Pomyślał nawet ze zniecierpliwieniem, że może wybrał nieodpowiednią osobę. I właśnie wtedy podniosła wzrok.
– Okej. Biorę tę robotę. Ale musisz podpisać umowę z Armanskim.
DRAGAN ARMANSKI wydrukował umowę, którą Mikael miał zabrać do Hedestad i dać do podpisania Dirchowi Frodemu. Kiedy wrócił do gabinetu Salander, zobaczył przez szklaną szybę Mikaela i Lisbeth pochylonych nad jej laptopem. Mężczyzna trzymał rękę na jej barku – dotykał jej! – i coś pokazywał. Armanski zwolnił kroku.
Mikael powiedział coś, co wprawiło Lisbeth w osłupienie. A po chwili wybuchła głośnym śmiechem.
Nigdy wcześniej nie słyszał jej śmiechu, mimo że wielokrotnie próbował zaskarbić sobie jej zaufanie. Śmiała się razem z Mikaelem, którego znała od pięciu minut.
Niespodziewanie poczuł do Blomkvista zaskakująco wielką odrazę. Chrząknął w drzwiach i wręczył mu plastikową teczkę z umową.
PO POŁUDNIU MIKAEL wpadł na chwilę do „Millennium". Nie był tu od tego grudniowego dnia, kiedy sprzątnął swoje biurko. Wbiegając po znajomych schodach, nagle poczuł się obco. Nie zmienili kodu w zamku, mógł więc niepostrzeżenie wślizgnąć się do środka i rozejrzeć po redakcji.
Lokal miał kształt litery L. Hol pochłaniał bardzo dużo przestrzeni, z którą nie dało się zrobić nic sensownego. Umeblowanie składało się z kompletu wypoczynkowego, gdzie przyjmowano gości. Dalej znajdowała się niewielka jadalnia z wnęką kuchenną, a także toalety, dwa schowki z regałami i archiwum. Tam też stało biurko dla wiecznego praktykanta. Na prawo od wejścia, za szklaną ścianą, widniała pracownia Christera Malma. Na osiemdziesięciu metrach kwadratowych miał własną firmę, do której wchodziło się z klatki schodowej. Po lewej stronie znajdowała się redakcja ze szklaną fasadą od strony Gótgatan.
O wystroju wnętrza zadecydowała Erika. Stupięćdziesięciometrowe pomieszczenie przedzieliła szklanymi ścianami, tworząc trzy oddzielne gabinety oraz otwartą przestrzeń biurową dla pozostałych pracowników. Sama zajęła największy gabinet na samym końcu redakcji. Mikaela ulokowała w pokoju po drugiej stronie lokalu, jedynym, do którego można było zajrzeć prosto z korytarza. Blomkvist zanotował, że nikt się tam nie wprowadził.
Trzeci pokój znajdował się trochę na uboczu. Zajmował go od kilku lat sześćdziesięcioletni Sonny Magnusson, najbardziej efektywny sprzedawca ogłoszeń reklamowych. Erika wybrała go starannie spośród wielu właśnie wtedy, gdy stracił posadę w przedsiębiorstwie, dla którego przepracował większą część swego życia. Był w tym wieku, w którym nie ma się wielkich szans na stałe zatrudnienie. Erika zaproponowała mu niewielką miesięczną pensję i procent od wpływów ze sprzedaży. Żadne z nich nie żałowało takiego układu. Ale w ciągu ostatniego roku nawet najlepsze umiejętności i największe wysiłki Magnussona nie miały znaczenia; nastąpił drastyczny spadek dochodów. Zmalały też dramatycznie zarobki sprzedawcy. Ale zamiast rozglądać się za czymś bardziej intratnym, zacisnął pasa i lojalnie został na posterunku. W odróżnieniu ode mnie, ja spowodowałem upadek, pomyślał Mikael.
W końcu odważył się wkroczyć do pustawej redakcji. Erika siedziała w swoim gabinecie ze słuchawką przy uchu. W środkowej części lokalu znajdowały się jeszcze dwie osoby. Trzydziestosiedmioletnia Monica Nilsson była wytrawną reporterką polityczną i najprawdopodobniej najbardziej zahartowaną cyniczką, jaką Mikael spotkał w swoim życiu. Pisała dla nich od dziewięciu lat i czuła się tu jak ryba w wodzie. Henry Cortez, najmłodszy współpracownik czasopisma, liczył zaledwie dwadzieścia cztery wiosny. Przyszedł do redakcji dwa lata temu jako praktykant prosto z IMK [†††]i oznajmił, że nie chce pracować nigdzie indziej – tylko w „Millennium". Erika nie miała pieniędzy, żeby zatrudnić go na etacie, ale zaproponowała biurko i miano „stałego wolnego strzelca".
Na widok Mikaela obydwoje zaczęli krzyczeć z zachwytu. Nie obyło się bez całowania w policzki i poklepywania po plecach. Przywitali go z nadzieją, że właśnie wraca na swoje stanowisko, i westchnęli zawiedzeni, gdy okazało się, że zostało mu jeszcze pół roku zesłania w Norlandii i że przyszedł tylko powiedzieć cześć i porozmawiać z Eriką.
Ona też ucieszyła się z jego wizyty. Nalawszy kawę do filiżanek, zamknęła drzwi. Od razu zapytała, co z Henrikiem. Mikael przekazał to, co powiedział mu Dirch Frode: stan jest poważny, ale Henrik żyje.
– Co robisz w Sztokholmie?
Mikael poczuł się trochę zmieszany. Przyszedł do redakcji zupełnie spontanicznie, głównie dlatego, że przed chwilą gościł w siedzibie Milton Security, zaledwie parę ulic stąd. Tłumaczenie się z zatrudnienia prywatnego konsultanta, który wcześniej włamał się do jego komputera, wydawało mu się teraz zbyt skomplikowane. Wzruszył więc tylko ramionami i powiedział, że musiał przyjechać do stolicy w związku ze sprawą Vangera i że za chwilę wraca na północ. Zapytał o nastroje w redakcji.
– Razem z dobrymi wiadomościami nadciągają niepokojące chmury. Przybywa nam ogłoszeniodawców i prenumeratorów, ale…
– Ale co?
– Janne Dahlman.
– No tak.
– W kwietniu byłam zmuszona porozmawiać z nim na osobności, zaraz po tym, jak ogłosiliśmy, że Henrik został nowym współudziałowcem. Nie wiem, czy to tylko jego skłonność do negacji, czy coś poważniejszego. Czy ten facet nie gra w jakąś grę.
– Co się stało?
– Nie ufam mu. Kiedy podpisaliśmy porozumienie z Henrikiem, zastanawialiśmy się z Christerem, czy poinformować od razu całą redakcję o tym, że jesienią nie padniemy, czy…
– … poinformować niektórych z osobna?
– Właśnie. Może przesadzam, ale nie chciałam ryzykować, że Dahlman będzie źródłem przecieku. Postanowiliśmy więc poinformować wszystkich tego samego dnia, kiedy zmiany w redakcji podano do wiadomości publicznej. To znaczy, że przez ponad miesiąc trzymaliśmy język za zębami.
– No i?
– To była pierwsza od roku dobra wiadomość. Wszyscy wiwatowali, oprócz Dahlmana. No przecież wiesz, że nie jesteśmy największą redakcją na świecie. Trzy osoby szalały z radości, praktykant też, a jeden się wściekał, bo nie poinformowaliśmy go wcześniej o nowym układzie.
– W pewnym sensie miał rację…
– Wiem. Ale chodzi o to, że on mękolił o tym dzień w dzień i dobry nastrój diabli wzięli. Po dwóch tygodniach wezwałam upierdliwca do siebie i wyjaśniłam powód, dla którego nie uprzedziłam redakcji o zmianach. Powiedziałam, że nie miałam do niego zaufania, że bałam się przecieków.
– Jak to przyjął?
– Oczywiście poczuł się niesamowicie dotknięty. A ja nie wycofałam się; więcej, postawiłam mu ultimatum: albo się spręży, albo zacznie się rozglądać za nową pracą.
– No i?
– Sprężył się. Ale trzyma się na uboczu i między nim a resztą panuje dość napięta atmosfera. Christer go nie cierpi i specjalnie tego nie ukrywa.
– O co go podejrzewasz?
Erika westchnęła.
– Nie wiem. Przyszedł do nas rok temu, właśnie kiedy zaczęliśmy się prztykać z Wennerstrómem. Nie potrafię nic udowodnić, ale mam wrażenie, że on nie pracuje dla nas.
Читать дальше