Mikael usiłował zrozumieć słowa Martina, ale miał wrażenie, że w jego mózgu pojawił się napis: information overload. Martin Vanger nie wiedział, co się stało z jego siostrą!
Ni stąd, ni zowąd Martin wyjął z marynarki komórkę i przyjrzawszy się jej ekranowi, położył ją na krześle, obok pistoletu.
– Pora to wszystko zakończyć. Muszę jeszcze dzisiaj rozprawić się z tą twoją anorektyczną sroczką.
Wyjął z szafki wąski rzemień, związał go w pętlę i zacisnął wokół szyi Mikaela. Odpiął łańcuch, pomógł leżącemu stanąć na nogi i pchnął ku ścianie. Przewlekł rzemień przez metalowe oczko nad głową Mikaela i napiął wystarczająco mocno, żeby zmusić go do stania na palcach.
– Czy nie za ciasno? Możesz oddychać?
Poluzował rzemień i przypiął jego koniec odrobinę niżej.
– Nie chcę, żebyś od razu się udusił.
Pętla zacisnęła się na szyi Mikaela tak mocno, że nie był w stanie wypowiedzieć ani słowa.
Martin przyglądał mu się z nieukrywanym zainteresowaniem.
Zupełnie niespodziewanie rozpiął mu spodnie i ściągnął razem ze slipami. W czasie tego gwałtownego manewru Mikael na moment stracił kontakt z podłożem i zawisł w powietrzu. Martin poszedł po nożyczki i poprzecinał nimi t-shirt Mikaela, rzucając strzępy na podłogę. I jeszcze raz stanął w pewnej odległości od ofiary i zaczął ją bacznie obserwować.
– Nigdy nie miałem tutaj chłopca – odezwał się poważnym tonem. – Nigdy nie dotykałem żadnego mężczyzny… oprócz ojca. To był mój obowiązek.
Mikaelowi dudniło w skroniach. Ciało ciążyło coraz bardziej. Stawiając stopy na podłodze, ryzykował uduszenie. Próbował znaleźć oparcie w betonowej ścianie za plecami, ale palce nie miały o co zahaczyć.
– Nadeszła pora – powtórzył Martin.
Chwyciwszy rzemień, napiął go jeszcze bardziej. Mikael poczuł zaciskającą się coraz mocniej pętlę.
– Zawsze się zastanawiałem, jak smakuje mężczyzna.
Znów pociągnął za powróz, a potem nagle pochylił się i pocałował Mikaela w usta. W tym samym momencie ciszę rozdarł chłodny głos.
– Ty plugawa świnio! W tej wsi to ja mam monopol na takie rzeczy.
MIKAEL SŁYSZAŁ głos Lisbeth jak przez czerwoną mgłę. Udało mu się skoncentrować na tyle, żeby dostrzec stojącą w drzwiach Salander. Patrzyła na Vangera oczyma bez wyrazu.
– Nieee… ucie… kaj – próbował ją ostrzec Mikael.
Nie widział twarzy Martina, ale niemal fizycznie czuł, jaki szok przeżywa właśnie odwracający się mężczyzna. Na moment czas stanął w miejscu. A później Vanger sięgnął po zostawiony na krześle pistolet.
Zrobiwszy trzy szybkie kroki w przód, Lisbeth zamachnęła się kijem golfowym, który trzymała wzdłuż ciała. Metalowa główka przecięła powietrze szerokim łukiem, trafiając Martina w obojczyk i bark. Cios był tak silny, że słychać było odgłos kruszonych kości. Vanger zaczął potwornie wrzeszczeć.
– Lubisz ból? – zapytała Salander. Jej głos był szorstki jak papier ścierny.
Mikael pomyślał, że do końca życia nie zapomni wyglądu Lisbeth ruszającej do natarcia. Obnażone zęby, niczym u drapieżnego zwierza. Oczy błyszczące czernią. Dziewczyna poruszała się błyskawicznie, jak pajęczyca całkowicie skoncentrowana na łupie. Ponownie wywinęła kijem, tym razem raniąc klatkę piersiową.
Martin potknął się o krzesło i upadł. Pistolet stuknął o podłogę u stóp Lisbeth, która jednym kopnięciem przesunęła go na bezpieczną odległość.
A później uderzyła trzeci raz, właśnie wtedy, gdy Vanger usiłował podnieść się na nogi. Trafiła w biodro. Niemal jednocześnie z mlaśnięciem ciosu rozległ się przeraźliwy ryk. Czwarte uderzenie wymierzyła w łopatkę.
– Lis… errrth… – wycharczał Mikael.
Wydawało mu się, że traci świadomość. Ból w skroniach był nie do wytrzymania.
Odwróciwszy się, Salander zobaczyła jego pąsową twarz, wytrzeszczone oczy i wysuwający się z ust język.
Wystarczył moment, żeby znalazła leżący na podłodze nóż. Kątem oka zerknęła na Vangera, który na kolanach i z bezwładnym ramieniem usiłował się od niej oddalić. Przez chwilę nie powinien sprawiać kłopotów. Wypuściła z ręki kij, podniosła szpiczasty, ale tępy nóż i stojąc na palcach, gorączkowo zaczęła walczyć ze skórzanym powrozem. Upłynęło wiele sekund, zanim Mikael w końcu runął na ziemię. Z zaciśniętą na szyi pętlą.
LISBETH SPOJRZAŁA ponownie na Martina. Udało mu się stanąć na nogi, ale zgięty wpół, ciągle nie stwarzał zagrożenia. Chwilowo go ignorując, z trudem wcisnęła palce pod rzemień zaciśnięty wokół szyi Mikaela i ostatecznie zdobyła się na użycie noża. Manewrując ostrym szpicem, niechcący drasnęła Mikaela w szyję. Uwolniony mężczyzna, charcząc, z trudem łapał oddech.
Przez moment doznał niesamowitego uczucia, że jego ciało zlewa się z duszą. Wzrok miał tak ostry, że potrafił rozróżnić każdy znajdujący się w powietrzu pyłek. Doskonale czuł woń potu Lisbeth i zapach jej skórzanej kurtki. Wyłapywał każdy oddech i szelest ubrania, jak gdyby dźwięki dochodziły z nałożonych na uszy słuchawek. Złudzenie prysło, gdy tylko krew znów zaczęła krążyć w jego głowie, a twarz przybrała normalny kolor.
Lisbeth zerknęła na drzwi właśnie wtedy, gdy Martin za nimi znikał. Zerwała się na równe nogi, chwyciła w locie pistolet i – sprawdziwszy magazynek – odbezpieczyła. Mikael zauważył, że dziewczyna najwyraźniej umie obchodzić się z bronią. Jeszcze raz rozejrzała się dookoła i utkwiła wzrok w leżącym na stole komplecie kluczy.
– Złapię go – powiedziała, pędząc ku drzwiom.
Chwyciła w biegu kluczyki do kajdanków i celnym back-handem podała je Mikaelowi.
Chciał ją zatrzymać, ale zanim zdążył wydobyć z gardła jakikolwiek dźwięk, już zniknęła za drzwiami.
LISBETH NIE ZAPOMNIAŁA, że Vanger jest posiadaczem sztucera, i wchodząc do przesmyku między garażem a kuchnią, zatrzymała się na moment, ujęła pistolet oburącz i – gotowa do strzału – nasłuchiwała odgłosów zdradzających obecność uciekającego. Nie słyszała nic. Instynktownie przesuwała się w stronę kuchni i gdy już miała przekraczać jej próg, usłyszała ruszający sprzed domu samochód. Rzuciła się z powrotem i wybiegając z garażu przez boczne drzwi, zobaczyła tylne światła skręcające w stronę mostu. Ruszyła za nimi co sił w nogach. Schowała pistolet do kieszeni kurtki i nie przejmując się brakiem kasku, odpaliła motocykl. Już po chwili opuszczała wyspę.
Gdy dojeżdżała do ronda z wylotem na drogę E4, Vanger mógł mieć jakieś dziewięćdziesiąt sekund przewagi. Nie widziała go. Zahamowała, wyłączyła silnik i uważnie nasłuchiwała.
Niebo pokrywały ciężkie chmury, ale nad widnokręgiem powoli wstawał świt. Najpierw usłyszała odgłos silnika, a później zobaczyła sunący na południe samochód Vangera. Jednym kopnięciem uruchomiła motocykl, wrzuciła bieg i przejechała pod wiaduktem. Z prędkością osiemdziesięciu kilometrów na godzinę ścięła zakręt przy wjeździe na E4. Przed sobą miała drogę prostą jak drut i tylko jeden samochód. Przekręciła manetkę gazu i skoczyła do przodu. Gdy droga biegnąca wzdłuż grzbietu wzniesienia zaczęła łagodnie skręcać, Lisbeth pędziła z góry sto siedemdziesiąt na godzinę, czyli mniej więcej z maksymalną prędkością, na jaką było stać jej własnoręcznie podrasowany pojazd. Po dwóch minutach jakieś czterysta metrów przed sobą znów zobaczyła znajome volvo.
Analiza konsekwencji. Co teraz?
Читать дальше