Szedł dalej. Wyjął z kieszeni nóż, wyciągnął go z pochwy i trzymał w prawej ręce, nisko i w pogotowiu. Przełożył komórkę do lewej ręki i przytknął do ucha. Usłyszał głos Casha:
– Teraz jesteś już wyraźnie widoczny, żołnierzu. Świecisz
jak gwiazda polarna. Jakbyś się palił.
Jeszcze czterdzieści jardów. Trzydzieści dziewięć. Trzydzieści osiem.
– Helen? – powiedział. – Zrób to jeszcze raz. Usłyszał jej głos:
– Dobrze.
Szedł dalej. Wstrzymał oddech.
Trzydzieści piąć jardów.
Trzydzieści cztery.
Trzydzieści trzy.
Wypuścił powietrze z płuc. Szedł dalej, ostrożnie. Jeszcze trzydzieści jardów. Usłyszał głośne sapanie. To Helen, biegła. Usłyszał głos Yanni, pytającej:
– Jak blisko podszedł? I odpowiedź Casha:
– Nie dość blisko.
***
Vladimir pochylił się i powiedział:
– Znowu jest.
Dotknął czubkiem palca ekranu, jakby mógł coś wyczuć dotykiem. Sokolov popatrzył na ekrany. Spędzał przy nich znacznie więcej czasu niż Vladimir. Obserwacja była jego głównym zadaniem. Jego i Raskina.
– To nie lis – orzekł. – Jest o wiele za duży.
Przyglądał się jeszcze pięć sekund. Plama poruszała się na
prawo i lewo, na granicy zasięgu kamery. Rozpoznawalna wielkość, rozpoznawalny kształt, niezrozumiałe ruchy. Wstał i podszedł do drzwi. Oparł się rękami o futrynę i wystawił głowę na korytarz.
– Chenko! – zawołał. – Północ!
Za jego plecami na zachodnim ekranie powiększyła się plama wielkości kciuka. Wyglądała jak postać z kolorowanki, namalowana fluorescencyjnymi farbami. Cytrynowożółta na brzegach, chromowożółta na obrzeżu i jaskrawoczerwona w środku.
***
Chenko przeszedł przez pusty pokój i otworzył okno jak najszerzej. Potem cofnął się w mrok. W ten sposób był niewidoczny z dołu i można go było trafić, tylko strzelając z drugiego piętra sąsiedniego budynku, lecz tu nie było żadnych sąsiednich budynków. Włączył noktowizor i podniósł karabin. Powiódł lufą po polu dwieście jardów dalej, w górę i w dół, na lewo i na prawo.
Zobaczył kobietę.
Biegała jak szalona, boso, skacząc na lewo i prawo, tam i z powrotem, jakby tańczyła albo kopała nieistniejącą piłkę. Co jest? – pomyślał Chenko. Zaczął ściągać spust, usiłując przewidzieć jej następny piruet. Próbował odgadnąć, gdzie jej klatka piersiowa znajdzie się jedną trzecią sekundy po strzale. Czekał. Nagle przestała się ruszać. Stanęła zupełnie nieruchomo, twarzą do domu, szeroko rozkładając ręce, jak strach na wróble.
Chenko nacisnął spust.
I w tym momencie zrozumiał. Cofnął się w kierunku drzwi.
– To podstęp! – wrzasnął. – Podstęp!
***
Cash zobaczył błysk wystrzału, zawołał: „Padł strzał!” i błyskawicznie wziął na cel okno od północy. Górna połowa była otwarta, dolna zamknięta. Nie było sensu strzelać w górną. Wznoszący się tor lotu pocisku gwarantował pudło. Dlatego Cash strzelił w szybę. Pomyślał, że jeśli zasypie pomieszczenie gradem odłamków, może popsuje komuś zabawę.
***
Sokolov obserwował szalejącą na ekranie Vladimira plamę, gdy usłyszał strzał Chenki i jego ostrzegawczy krzyk. Spojrzał w kierunku drzwi, a potem na południowy monitor. Nic. Potem usłyszał stłumiony huk strzału i brzęk sypiącego się szkła. Wstał od stołu i podszedł do drzwi.
– Jesteś cały? – zawołał.
– To podstęp! – odkrzyknął Chenko. – Na pewno.
Sokolov odwrócił się i bardzo uważnie przyjrzał się wszystkim czterem ekranom.
– Nie! – zawołał. – Nie potwierdzam. Nikogo nie widać.
***
Reacher dotknął frontowej ściany domu. Stary siding z desek, wielokrotnie malowanych. Reacher znajdował się dziesięć stóp na południe od podjazdu, dziesięć stóp od drzwi frontowych, przy oknie ciemnego i pustego pokoju. Okno było wysokim
prostokątem, podzielonym na dwie połowy. Dolna była podnoszona – wsuwała się za górną. Może ta górna też była przesuwana. Nie wiedział, jak nazywa się ten typ okien. Rzadko mieszkał w domach i nigdy żadnego nie miał. Przesuwne ?Podwójne? Nie był pewien. Dom był znacznie starszy, niż się zdawał z daleka. Mógł mieć ze sto lat. Stuletni dom, stuletnie okno. Czy to okno było zamknięte na stuletni haczyk? Przycisnął policzek do dolnej szyby i spojrzał w górę.
Nic nie zobaczył. Za ciemno.
Nagle usłyszał strzały. Dwa, jeden oddany blisko, drugi dalej. I brzęk szkła.
Potem głos Casha w słuchawce:
– Helen? Wszystko w porządku?
Brak odpowiedzi.
Cash spytał ponownie:
– Helen? Helen?
Nie odpowiedziała.
Reacher schował telefon do kieszeni. Wepchnął ostrze noża w szparę między framugami górnej i dolnej połówki okna. Powoli i ostrożnie przesunął ostrze od prawej do lewej, szukając zasuwki. Znalazł ją na samym środku. Delikatnie po-stukał w nią. Miał wrażenie, że jest z grubego mosiądzu. Z pewnością obraca się o dziewięćdziesiąt stopni, wchodząc lub wychodząc z gniazda.
Tylko w którą stronę?
Popchnął od prawej w lewo. Ani drgnie. Wyjął nóż i ponownie wepchnął go w szparę, tym razem cal na lewo od środka. Przesunął go, aż znów znalazł zasuwkę. Pchnął od lewej w prawo.
Poruszyła się.
Pchnął mocniej i wysunęła się z gniazda.
Łatwizna.
Podniósł dolną połówkę okna i przetoczył się po parapecie do środka.
***
Cash wysunął się naprzód i przesunął lufę karabinu, aż była wycelowana na wschód, wzdłuż ogrodzenia. Spojrzał przez
lunetę. Niczego nie dostrzegł. Wycofał się w mrok. Chwycił telefon.
– Helen? – szepnął.
Cisza.
***
Reacher przeszedł przez pusty pokój do drzwi. Były zamknięte. Przyłożył do nich ucho. Nasłuchiwał. Nic nie usłyszał. Powoli i ostrożnie przekręcił klamkę. I równie powoli otworzył drzwi. Wystawił głowę. Sprawdził korytarz.
Pusty.
Z otwartych drzwi piętnaście stóp dalej sączyło się światło. Przystanął. Kolejno podniósł obie nogi i wytarł podeszwy butów o spodnie. Potem otarł dłonie. Na próbę zrobił krok naprzód, sprawdzając podłogę. Żadnego dźwięku. Ruszył naprzód, powoli i bezszelestnie. Jachtowe obuwie do czegoś się przydaje. Trzymał się blisko ściany, gdzie podłoga jest najmocniejsza. Przystanął jard przed otwartymi drzwiami. Nabrał tchu. Zrobił krok.
Stanął w progu.
Zobaczył plecy dwóch mężczyzn. Siedzieli ramię w ramię przy długim stole, plecami do drzwi. Patrzyli na monitory. Widmowo zielone obrazy ciemności. Po lewej Vladimir. Po prawej facet, którego Reacher wcześniej nie widział. Sokolov? Na pewno. Po prawej ręce Sokolova na samym końcu stołu leżał rewolwer. Smith and Wesson model 60. Pierwszy rewolwer z nierdzewnej stali, produkowany na całym świecie. Lufa długości dwóch i pół cala. Pięciostrzałowy.
Reacher jednym długim i bezszelestnym krokiem wszedł do pokoju. Przystanął. Wstrzymał oddech. Obrócił nóż w dłoni. Kciukiem i wskazującym palcem chwycił ostrze cal od końca. Podniósł rękę. Zamachnął się.
Rzucił nóż.
Ostrze wbiło się na dwa cale w kark Sokolova.
Vladimir zerknął w prawo, skąd doleciał głuchy stuk. Reacher nie czekał. Vladimir spojrzał przez ramię. Zobaczył go. Odepchnął krzesło od stołu i zaczął się podnosić. Reacher widział,
że przeciwnik mierzy wzrokiem odległość dzielącą go od rewolweru. Rosjanin skoczył w kierunku broni. Reacher zastąpił mu drogę, uchylił się przed lewym sierpowym, uderzył barkiem w jego pierś, oplótł go ramionami i podniósł w powietrze. Po prostu podniósł go i odwrócił się plecami do stołu.
Читать дальше